Mira Urbaniak: denerwuje mnie widok drugiego brzegu

0
631

W Trójmieście znalazła się w gronie laureatów “Homo Popularis 1992” – dziesięciu najpopularniejszych postaci Wybrzeża, szczecińskie media przyznały jej tytuł “Szczupak 2008” – za popularyzację morskiego Szczecina. W Gdyni często spotyka się z opinią, że jest zbyt szczecińska, w Szczecinie – że jest zbyt gdyńska. Ona sama za najważniejsze w życiu uważa zachowanie wolności i niezależności osobistej oraz zawodowej. Taką wolność – mówi Mira Urbaniak – dają tylko bezkresne morza i oceany, dlatego denerwuje mnie widok drugiego brzegu.

obraz nr 1

Wolność pod żaglami
Znana ze swoich niekonwencjonalnych pomysłów (“pracuję na poziomie abstrakcyjnym; prądu też nikt nie widział, a trzeba wiedzieć jak się zachowuje”), na co dzień angażuje się w przedsięwzięcia służące budowaniu morskiego atutu z faktu, że jesteśmy i żyjemy nad morzem. Niedawno zamieściliśmy na naszym portalu jej relację z realizacji autorskiego projektu “Czytamy na pokładzie” oraz z odbytego również z jej inspiracji spotkania na Łasztowi z armatorami i kapitanami żaglowców uczestniczących w Dniach Morza i IX Zlocie Oldtimerów. Mira była także pomysłodawczynią nazwania “Mesą Kapitańską” jednego z pomieszczeń odbudowywanej teraz Starej Rzeźni, a “Zaułkiem Kapitańskim” mini-uliczki przylegającej do przyszłej siedziby naszego wydawcy – CSL.

Choć z wykształcenia jest magistrem inżynierem elektrotechnikiem okrętowym i ukończyła drugi fakultet – z zakresu handlu zagranicznego, sama siebie przedstawia jako żeglarza, dziennikarza i polarnika.

Jako żeglarza nie interesują ją zbytnio pływania na niewielkich jachtach, lecz przede wszystkim dalekie rejsy, najlepiej na żaglowcach, stwarzających właściwe warunki wychowawcze i edukacyjne dla wieloosobowych załóg. Sama uczestniczyła w rejsie “Daru Młodzieży” na Wyspy Kanaryjskie, na “Zawiszy Czarnym” w etapie dookoła świata oraz po Wielkich Jeziorach Amerykańskich, na ORP “Iskra w regatach Columbus ‘92”, na STS “Fryderyk Chopin”w półrocznym rejsie “karaibskim” w charakterze nauczyciela w “Szkole pod Żaglami”. Uczestniczyła także w trzech wyprawach na Spitzbergen, a pod żaglami okrążyła Horn i dotarła nawet na Antarktykę.

Kompetencja i niezależność
Z dziennikarstwem zetknęła się jeszcze podczas studiów w Gdańsku, angażując się w działalność Studenckiej Agencji Radiowej. Później, po dwuletnim epizodzie pracy w Biurze Projektowym Przemysłu Okrętowego w Gdańsku, w roku 1977 zdecydowała się na podjęcie pracy dziennikarskiej w rozgłośni radiowej w Gdańsku. Wysłana przez redakcję z rybakami “Dalmoru” do Peru, młoda dziennikarka zaskoczyła ich informacją, że to ona niedawno projektowała wciągarkę trałową na statki rybackie… Z pracy w radio, gdzie oczywiście zajmowała się głównie tematyką morską, zrezygnowała w czasie stanu wojennego. Później była praca w Centrum Edukacji Teatralnej Dzieci i Młodzieży (“w czasie studiów odnosiłam także sukcesy recytatorskie“), w pracowni radiowej Pałacu Młodzieży, było też bezrobocie…

W roku 1991 została redaktorem naczelnym Radia Gdańsk. To właśnie za kierowanie rozgłośnią radiową, a w szczególności za takie pomysły jak stworzenie całodobowego programu rozgłośni, nocnego programu radiowego na pokładzie żaglowca i opracowanie projektu promocji gdyńskiego finału The Cutty Sark Tall Ships Race 1992, otrzymała wspomniany prestiżowy tytuł “Homo Popularis”, a od prezydenta Gdyni nagrodę za cykl programów z okazji 60-lecia miasta.

Później, w roku 1993 doprowadziła jeszcze do przekształcenia Radia Gdańsk w spółkę akcyjną, po czym… rozstała się z redakcją. O tamtym etapie swojej pracy redakcyjnej mówi: “Zostałam redaktorem naczelnym Radia Gdańsk, bo byłam kompetentna i niezależna, a nie zostałam prezesem Radia Gdańsk S.A., bo… byłam kompetentna i niezależna”.

Kolejne lata, do roku 2004, to m.in. wspomniane wyprawy na “Zawiszy Czarnym”, “Fryderyku Chopinie”, a na przełomie lat 2003 – 2004 kilkumiesięczna eskapada do Stanów na umówione, a niedoszłe do skutku, dalekie rejsy pod żaglami. Aby móc spełniać swe marzenia, dwukrotnie sprzedawała swoje kolejne mieszkania, pozostawiając sobie jedynie to co zmieściło się w jej worku żeglarskim. Nie mając własnego lokum, na kilka miesięcy wyprowadziła się nawet na ogródki działkowe. Jej zawodowy i dziennikarski zawodowy życiorys wzbogacił się w o współpracę z TVP Gdańsk, ukierunkowanym na tematykę morską ogólnopolskim magazynem “Rejs” oraz o pracę w zespole przygotowującym gdyński zlot żaglowców The Cutty Sark Tall Ships Races ‘2003.

obraz nr 2

Jeszcze przed jej wyprawą na zachodnią półkulę oraz zlotem żaglowców, własnym sumptem wydała napisany przez siebie bogato ilustrowany bedeker pt. “Gdynia – żeglarska stolica Polski”. Książkę, której “ojcem chrzestnym” pierwszego wydania był prezydent Gdyni, określiła mianem przewodnika emocjonalnego, powstałego z gdyńskiej tradycji jej rodziny (ojciec był lotnikiem morskim i obrońcą Helu, krewni pilotami i marynarzami, a rodzina mamy przez Gdynię powróciła do Polski z amerykańskiej emigracji), “z fascynacji pionierami Polski morskiej, miłości do żaglowców, podziwu dla żeglarzy sportowych – wielu lat popularyzacji spraw morza”.

Kurs na Szczecin
Choć urodziła się w Szczecinie, szczeciński rozdział jej aktywności rozpoczął się dopiero w roku 2004. W wyniku wygranego konkursu weszła w skład zespołu przygotowującego finał The Tall Ships Races 2007, a nawet została w nim zastępcą pełnomocnika prezydenta miasta. Z tej prestiżowej funkcji zrezygnowała zresztą po kilku miesiącach, gdyż miała dość obowiązkowego uczestnictwa w wielogodzinnych nasiadówkach ważnych magistrackich urzędników. Całą swoją energię skierowała na promocje, projektowanie i praktyczne przygotowywanie zlotu żaglowców oraz poprzedzających i towarzyszących mu imprez.

Taką ważną wymyśloną i w znacznej części zorganizowaną przez siebie imprezą, nagrodzoną przez Marszałka Zachodniopomorskiego jako turystyczny produkt województwa, stał się szczeciński Zlot Oldtimerów. Na pierwszy – w roku 2005 – do Szczecina zawitało dziesięć starych tradycyjnych żaglowców z Polski, Niemiec i Holandii. Opracowała także specjalny program pokazów w odwiedzanych portach żeglarskiej reprezentacji Szczecina, była współautorką i współprowadzącą całego cyklu koncertów szantowych “Sail Szczecin – Płyńmy do Szczecina”, odpowiadała za przygotowanie uroczystości i zakończenie Zlotu oraz nabożeństwa ekumeniczne.

To właśnie z myślą o zapewnieniu udziału starych żaglowców w dorocznych szczecińskich zlotach, doprowadziła do zmiany terminu obchodów Dni Morza – z ostatniego na drugi weekend czerwca, nie kłócącego się z terminem takich tradycyjnych zlotów w innych bałtyckich portach. Dzięki temu coroczne szczecińskie zloty stały się cenioną bałtycką imprezą z flotyllą rosnącą do kilkudziesięciu uczestniczących w nich oldtimerów. Nie ukrywa więc żalu, że w ubiegłym roku miasto zrezygnowało z organizacji dziewiątego już zlotu (odbył się dopiero w roku bieżącym), podobnie jak z braku w oficjalnym tegorocznym programie Dni Morza tradycyjnego ekumenicznego nabożeństwa w intencji Dni Morza.

W poszukiwaniu widoku otwartego morza
Na blisko trzy lata (2009 – 2012) wyprowadziła się do Kołobrzegu, gdzie m.in. z powodzeniem zajmowała się organizacją koncertu poświęconego Januszowi Sikorskiemu, mającego miejsce podczas X Spotkań Polskich Miast Hanzeatyckich. Współpracowała również z “Gazetą Kołobrzeską”.

W ubiegłym roku była współautorką i prowadzącą uroczystość otwarcia pamiętnego szczecińskiego finału The Tall Ships Races 2013, a w lutym bieżącego roku, pragnąc niezależnie realizować swoje kolejne projekty, powołała do działalności Stowarzyszenie Jacht Klub COŻ im. Kazimierza “Kuby” Jaworskiego. Wśród wielu celów działania tego stowarzyszenia na czoło wysuwa się dążenie do zbudowania żaglowca dla realizacji idei “sail training” – wychowania młodzieży na pokładach takich jednostek w rejsach morskich.

“Marzy mi się już także – mówi Mira Urbaniak- przyszłoroczne spotkanie z kapitanami i armatorami żaglowców uczestniczących w szczecińskim, już X Zlocie Oldtimerów, w Mesie Kapitańskiej odrestaurowanego na Łasztowni budynku – przyszłej siedziby CSL. Na tą okoliczność zamierzam przygotować zresztą specjalne wydawnictwo. Później, w roku 2016 zamierzam wydać swoją kolejną, bardzo osobistą książkę, którą nazwę “Listy w butelkach (po rumie)”. Taka butelka, z kolejną edycją mojego gdyńskiego bedekera, dotąd nie wyłowiona, pływa wciąż gdzieś na oceanie”.

ZYGMUNT KOWALSKI

Za zgodą: http://mojalasztownia.pl/ 

Komentarze