Upłynął już miesiąc od Sailbookowej Gotlandii. Przetoczył się przez Sailooka literacki romantyzm jaki wielu odkryło, a wszyscy znamy, związany z tą jedyną w swoim rodzaju imprezą. Czas na chłodną regatowa analizę. Tak już jest, że po regatach przychodzi czas na refleksję; „cośmy tym razem spartolili”. Bo jak zwykliśmy mawiać; regaty to konkurs między załogami kto zrobi mniej błędów. Że błędy robią wszyscy dobrze wiemy. Ilustruje to stary regatowy dowcip;
po regatach do starego wyjadacza podchodzi młody ambitny adept ze słowami
„gratuluję, ja niestety popełniłem jeden błąd na…… i dlatego przegrałem”; mistrz odpowiada:
„gratuluję kolego, tylko jeden? , ja tym razem popełniłem ich kilkanaście.
Tyle dygresji, wróćmy na trasę wyścigu. Pierwszy etap całkowicie wymyka mi się z próby analizy.
No bo co można było zrobić inaczej? Najpierw należało gnać jak najszybciej z korzystnym wiatrem do Gotlandii, a potem jak go zabrakło to ….. co? Z pokładu Endorphiny wyglądało to tak:
Południowy cypel Gotlandii osiągamy jako 4-ty jacht za : Barnabą,Polledem i Quickiem, ale tuż za nami cała stawka. Widzimy nastepującą sytuację: Barnaba i Polled prawie stoją na kursie na Visby,Jest 20 07 ok 1500. Quick ucieka pod brzeg i pędzi 6 knotów. Decyzja: uciekamy w lewo w morze, jesteśmy za duzi by ciągnąć po plaży, próbujemy ich ominąć szerokim łukiem, podobnie robi Zaruski i Konsal. Ok 1900 mamy sytuację: stoimy w morzu, a pod brzegiem obserwujemy defiladę konkurencji.Ok 2200 jak już wszyscy z nami się wyrównali, zaczynamy też jechać.
I tak mija noc, raz jedni, raz drudzy dostają wiatr. Gdzie tu miejsce na taktykę.
Meta potwierdza losowość pierwszego etapu, po prawie dwóch dobach wyścigu większość jachtów melduje się w Visby w przedziale 4 godzin. Ale nic, mamy jeszcze etap powrotny. I tu będzie ciekawie. Start, świeży wiatr, niestety równo w twarz. Cześć jachtów wybiera hals w morze, część w brzeg. Po godzinie wszyscy idą lewym halsem wzdłuż brzegu, wydaje się ,że tak jest korzystniej.
Zgodnie halsujemy pod brzegiem, ale ok 1500 Bystrze idzie prawym halsem w morze, potem w jego ślady Zaruski . Ale Zaruski ok 1700 wraca do brzegu, gdzie wszystkie jachty dosyć konsekwentnie posuwają się do przodu. Między 1800 a 1900 , najpierw Polled, potem Goodspeed i Endorphina , a następnie kolejne jachty odskakują od brzegu.
I można powiedzieć, że w tym momencie zaistniał, a potem już tylko się powiększał rozdział stawki na dwie grupy: Polled, Goodspeed, Quick ,Endorphina, Bystrze i Puffin, z przodu, a pozostali z tyłu.
Do wyspy, różnice nie były wielkie, ale ciągle ci z tyłu mieli nieco gorszy wiatr, zarówno w sile jak i w kierunku. A okrażanie wyspy podział spotęgowało. Z przyczyn zewnętrznych z pierwszej stawki wypadlo Bystrze, a w Sopocie kolejność pierwszej grupy była taka sama jak na wyspie, tylko różnice czasowe inne.
Przeanalizujmy jeszcze kluczowy okres, wieczór 24 lipca.
Polled najlepiej wyczuł moment kiedy należy porzucić żeglugę wzdłuż brzegu i pierwszy przekroczył linię oddzielająca wiatr brzegowy od otwartego. Zaraz za nim zrobiliśmy to na Endorphinie i Goodspeedzie, ale niekonsekwentnie, między 2000 a 2100, przeszlismy jeszcze raz, na pewien czas na lewy do-lądowy hals, to był błąd, na szczęście szybko go naprawiliśmy.
Ciekawe wnioski nasuwają się z analizy kursu Bystrza, najbardziej wysuniętego w morze jachtu.
Wydaje się, że przyjął najlepszą strategię, psujac jedynie jej efekty niepotrzebnym zwrotem o 2030, gdyby nie to, kto wie kto byłby drugi przy wyspie.
Po minięciu wyspy wszyscy już pociągnęli równo na południe. Kilka jachtów przyjęło kurs bardziej po wschodniej stronie linii kursu najkrótszego, ale obserwując tracking nie widać wyraźnych korzyści z takiej strategii.
Bardzo duży wpływ na końcowy wynik miały flauty na Zatoce Gdańskiej, ale nie podejmuję się szukać rozwiązania jak można je było ominąć. Kolejne zdarzenie losowe.
Na koniec chciałbym jeszcze zauważyć, że do następnej próby na dobór optymalnej strategii na trasie SailBookcup’a, zostało już tylko 11 miesiecy.
Zbigniew Rembiewski
z załogi Endorphiny