Regaty dwuosobowych załóg non stop dookoła świata Barcelona World Race trwają już 5 tygodni i czołówka minęła dziś rano drugi z trzech strategicznych przylądków które trzeba obowiązkowo minąć lewą burtą.
Pierwszy to był leżący na południowym cyplu Afryki przylądek Dobrej Nadziei. Następny, czyli ten którego mijanie rozpoczęło się dziś rano to leżący na południowych krańcach Australii przylądek Leeuwin. Pozostał jeszcze owiany złą sławą Horn.
A póżniej tylko lawirowanie pomiędzy śmieciami i zagubionymi kontenerami na Atlantyku w drodze do mety. Od dłuższego czasu jachty płyną regularnie w odstępach 500 milowych z wyjątkiem jednego, drugiego w stawce który mocno naciska prowadzących Cheminee Poujoulat /Bernard Stamm i Jean Le Cam/. Tuż za nimi, w odległości oscylującej między 100 a 200 mil żegluje wspomniana, druga od bardzo dawna, Neutrogena.
Te dwa jachty już właśnie minęły przylądek Leeuwin. Ponad 1000 mil za prowadzącym płynie jacht Gaes z jedyną „damą” regat Anne Corbela. 1400 mil straty ma Renault z niemiecko-francuską załogą. Z kolei piąty jacht braci Garcia ma dokładnie 2000 mil straty. Następny One Planet ponad 2500 mil a zamykający stawkę sympatyczny tandem najstarszego w tych regatach Węgra i najmłodszego Nowo-Zelandczyka z Francji na jachcie Spirit of Hungary nie może zbliżyć się do prowadzących na dystans mniejszy niż zaczarowane 3 tys mil.
Wszyscy obserwatorzy są zgodni że regaty rozstrzygną się na wodach Atlantyku. I to nie tylko z powodu strategii czy warunków pogodowych ale przede wszystkim z uwagi na niespodzianki czatujące tu na żeglarzy w postaci zagubionych kontenerów, zapomnianych i dryfujących sieci, bojek i innych śmieci a nawet i opuszczonych jachtów, o czym pisałem w innej korespondencji.
Andrzej Kowalczyk
www.barcelonaworldrace.org