Udało sie, jestem na Pacyfiku wraz z Puffinem! Udało sie to dobre stwierdzenie. Gdy 2 lata kończyliśmy nasz setkowy rejs często, już w Polsce słyszeliśmy to -udało wam się. I nie było to do końca miłe. Bo wyrażało przekonanie że te prawie 11 tys. mil przebyliśmy bezpiecznie i sprawnie dzięki szczęściu, a nie dobremu przygotowaniu łódki i planowaniu. Ale teraz tak, udało mi się. Dawno nie trafiłem na tak paskudną osobę jak Tito. A to osoba którą wiele osób nam polecało.”To najlepszy koleś na którego mogłeś trafić”.
Tak słyszałem. Zresztą kontakt do niego dostałem od innych żeglarzy którzy korzystali z jego usług. Tyle, że te usługi to z reguły wypożyczenie lin i opon-odbijaczy. A ja potrzebowałem również silnika. I o to się sprawa głównie rozbiła. 6 tygodni temu zapłaciłem za m.in. wypożyczenie silnika. Ten pojawił sie na pokładzie 5 dni temu i wszystko już poszło raczej gładko. Teraz stoję na kotwicy Las Brisas. Pijemy ostatniego Guinnessa z Paluchem. On wraca do Portobelo, a ja szykuje sie do skoku na Markizy. Mam nadzieje, że 4-5 dni będę już w drodze.
A jeszcze z lokalnych ciekawostek. Jest 10 rano. Szukamy kawy. Minęliśmy kilkanaście różnych lokali. Wszystkie zamknięte. Wszędzie rozkładają ręce. Ale mamy w końcu irlandzkie śniadanie 🙂 czyli kawka i ciemne piwko. Cdn…