SAMOTNY JACEK NA BAHAMAS

0
656

Za zgodą Jerzego Kulińskiego 

Nasz „medialnie podopieczny” Jacek Guzowski bawi (dobre określenie) na Wyspie Abacos, dokładnie w porciku Little Harbour. Nazwa wyspy w tłumaczeniu z najpiękniejszego z języków świata znaczy liczydła. Młodzi oczywiście nie wiedzą co to takiego – liczydła. To pradziadek kalkulatorów, poprzednik arytmometrów, taka sobie ramka z 10 prętami na które nanizane są koraliki. Już się pewnie domyślacie na co liczy nasz Jacek na Abacos. 
My liczymy na korespondencje i przesyłamy serdeczne pozdrowienia. 
Drogi Jacku SAJ i SSI są z Ciebie dumne.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
.
PS. Adres mailowy Wojtka Kmity wysłałem na Bahamy, ale czy aktualny, to się dopiero okaże.
—————————
.
.
.
„Jak trwoga, to do Boga”, powiadają. A ja, gdy potrzebuję wsparcia – „jak w dym” do Jerzego Kulińskiego.
 
Drogi Jerzy,
Potrzebna mi Twoja pomoc. Poszukuję pilnie kontaktu do Wojtka Kmity. Przed laty byłeś recenzentem Jego książki „Cztery lata na huśtawce„, stąd pomysł, że może posiadasz w swoim notesie adres mailowy, o który proszę. Inne próby zdobycia kontaktu zawiodły. Powód, dla którego się zwracam do Ciebie jest może nie jest zbyt poważny, na pierwszy rzut oka, ale dla mnie i dla Wojtka może się okazać punktem początkowym ciekawych wydarzeń.
Wiele lat temu przeczytałem, „jednym tchem”, wspomnianą wyżej książkę i nie będę ukrywać, że stała się ona jedną z inspiracji do rozpoczęcia planowania, a następnie realizacji mojego własnego rejsu.
 
Tak sie składa, że podczas czytania książki, moją szczególną uwagę przykuł fragment, opowiadający o wyspach Bahama. 5 lat temu, gdy zacząłem, „w długie zimowe wieczory”, rysować pierwsze kreski na mapach, wyznaczając hipotetyczne trasy, jeden punkt na nich stał się „pewniakiem”. 
Waypoint o nazwie „Little Harbour”, połozony na Wyspie Abacos, od tej pory, powtarzał się już w każdej konfiguracji.
I oto 7 maja stało się. Osiągnąłem ten, od dawna wymarzony, waypoint, stając na kotwicy w Little Harbour.
 
obraz nr 1

Dom Peter’a
.
Łatwo nie było, bo to juz nieco inna strefa klimatyczna niż Małe i Wielkie Antyle. Tu powszechnie dostępne prognozy pogody przestają być wiarygodne. Błyskawicznie tworzące się lokalne niże powodują niezłe zamieszanie. Na odcinku 165 mil dzielących mój ostatni postój – wyspę Cat Island od Abacos, „zaliczyłem”, w ciągu 2 dni, 6 tropikalnych burz. „Volles Programm”, jak mawiają Niemcy – pioruny tłuką dookoła, grzmi tak, że aż w płucach gra, wieje do 50kn, a „leje jak w kieleckiem” już nie oddaje tego co się dzieje na wodzie. Ja takich nawałnic jeszcze na morzu nie spotkałem, a pływam, w końcu, parę lat. Na szczęście to co się będzie działo widać z daleka (czarno-sino – na całe niebo w górę i po horyzont), więc jest czas żeby sie odpowiednio przygotować i później przetrwać. A trud ostatnich 2 dni podnosi dodatkowo „smak” osiągniętego celu.
 
Ale wracając do Little Harbour.
Zaopatrzony w książkę Wojtka Kmity, którą mam na jachcie, wkrótce po położeniu kotwicy, wylądowałem na brzegu.
Tak się złożyło, że w tym momencie mocno się rozpadało. Kiedy przechodziłem obok domku rybackiego na końcu drewnianego pomostu, jakiś jegomość, wyskoczył ze środka i zaprosił mnie do wewnątrz, żebym przeczekał ulewę. Wywiązała się standardowa rozmowa: jaka bandera, skąd, dokąd?… Już przyzwyczaiłem się do tego, że kiedy odpowiadam na zadane pytania, mówiąc: polski jacht, LOA 28 stóp, 9 tys. mil, samotnie, 9 miesięcy w drodze ze Świnoujścia – to taki port w Europie (tak, tak, Amerykanom trzeba czasem to wyjaśnić), moi rozmówcy robią tzw. „jaw drop”, a niektórzy, czasem, nawet uchylą kapelusza.. Tak było i tym razem, z tym że zamiast uchylenia kapelusza, wręczono mi butelkę miejscowego piwa.
 
obraz nr 2

właściwy Pub&Gallery – niemal nie zmieniony od czasu wizyty TEMI w 1994r
.
Żeby nie przedłużać.
Osobą która zaprosiła mnie do środka, był Peter Johnston – syn słynnego rzeźbiarza, Randolpha W.Johnstona, postaci opisanej w książce Wojtka. Nie żyjący już artysta, osiedlił się na wyspie w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia i tu założył swoją pracownię. Tuż obok kei, na brzegu, znajduje się pracownia, w której nadal powstają, pod okiem Jego Syna Peter’a, dzieła sztuki, znajdujące nabywców na całym świecie, łącznie z Watykanem. „Domek rybacki” jest domem Petera, a nieco dalej, funkcjonuje, do dziś, również należący do niego, „Peter’s Pub&Gallery”. Pub istniał już w czasie pobytu tutaj „Temi” i ma się nadal dobrze. Poza pracownią i barem, na brzegu są tylko nieliczne prywatne domy, poza tym nieskażona natura, krystalicznie czysta woda, pełna pływających w niej żółwi i absolutny spokój. Taki mały, „raj na ziemi” – jakże inny od przepełnionych Małych Antyli. To chyba cecha całych wysp Bahama. Jest ich około 700. Poza trzema „centrami turystycznymi” skupionymi wokół Nassau, reszta to niemal pustkowia. Nie wiele takich miejsc można spotkać na szlakach naszej żeglugi. Szkoda że tak daleko trzeba płynąc, żeby się tu dostać. Aż trudno uwierzyć, że takie miejsca jeszcze na ziemi istnieją.
 
Do puenty !
Polska bandera nie jest tu widziana zbyt często. Przedostatni taki przypadek miał miejsce w 1994 i 1995, za sprawą jachtu „Temi” – z Wojtkiem i Gosią Kmitami na pokładzie. Ostatni przypadek 7 maja 2015 r, za sprawą jachtu „Eternity”. Tutaj wszyscy wszyscy, wszystko widzą i wiedza. Nie uszło uwadze, że jakiś jacht z egzotyczną banderą, „przemyka”, „wolniutko i na paluszkach”, na niskiej wodzie, płytkim torem podejściowym, przepływając centymetry nad łachą piachu w jej środku. Egzotyczna bandera zachęca do „zaczepki”. Zostałem więc od razu zaczepiony i to w bardzo sympatyczny sposób. 
Wojtka tutaj pamiętają… hmmmm, żeby być szczerym, to Wojtka pamiętają, ale imię „Gosia” wszystkich elektryzowało ;)… Pamiętają i serdecznie pozdrawiają.
 
obraz nr 3

.
Nie będę się wdawać w szczegóły. One należą się, w pierwszym rzędzie, Wojtkowi i Gosi Kmitom.
Mam nadzieję nawiązać z nimi niezwłocznie kontakt i wykorzystać tych kilka dni, które tutaj spędzę, przynajmniej na przekazanie pozdrowień, w obydwie strony, a może i wymianę jakichś wspomnień… nie wiem co z tego wyniknie, ale może być bardzo ciekawie… nie uprzedzajmy faktów. 
W ten oto, nieco przydługi, sposób” wyjaśniłem, mam nadzieję dogłębnie, potrzebę posiadania adresu mailowego Wojtka Kmity.
Mam też nadzieję, granicząca z pewnością, że wysyłam moją prośbę do najbardziej właściwej Osoby i niecierpliwie czekam na odpowiedź.
 
Drogi Jerzy,
Pozdrawiam serdecznie Ciebie i społeczność SSI.
Przy tej okazji, w nadchodzącym, a właściwie, już rozpoczętym sezonie żeglarskim, życzę wspaniałych, bezpiecznych rejsów, realizacji marzeń i wygodnych kamizelek.
 
Wasz
Jacek Guzowsk
s/y „Eternity”
 
 
8 maja 2015, 
Little Harbour, Abacos, Bahama
————————————–
PS. A może ktoś z grona Czytelników SSI posiada kontakt, o którym piszę?
W takim razie prosił bym o przesłanie go na adres: sy.eternity@gmail.com.
pozdrowienia
 

Komentarze