PIĘKNA „NEPOMUCENA” – FATALNE ZAUROCZENIE

0
1330

Za zgodą Jerzego Kulińskiego www.kulinski.navsim.pl 

 

Dawno, dawno temu mój macierzysty jachtklub „Neptun” był armatorem ładnego jachciku o niecodziennym ożaglowaniu (ożagleniu). 

W jachciku tym był wprost zakochany Henryk Brylski – Autor dzisiejszych wspominek.
Nie jestem znawcą historii architektury jachtów – ale kadłub „Nepomuceny” jakoś kojarzy mi się folkboatowo. Ale te żagle ! Ale te żagle ! Panna w tańcu !
Tak mi się wydaje, że Heniek budując swoją „Frommę” umocnił osobiste zauroczenie swym poprzednim dziełem. Nisko Heniowi się kłaniam.
Dzisiejszy newsik to zapowiedź dużo obszerniejszego newsiska prezentującego 60-letnią historię i dorobek gdańskiego Jachtklubu Morskiego „NEPTUN”. 
Jachtklubu, który okazał się być pionierem i przewodnikiem prywatyzacji polskiego jachtingu. 
No i który jako pierwszy wybił się na samodzielność gospodarczą i … niepodległość :-)))
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
————————————————————
.

 
Don Jorge,
Prawdopodobnie w 1970 lub1971 roku na Zatoce Gdańskiej podczas sztormu miała miejsce awaria fińskiego jachtu z Helsinek o nazwie „NEPOMUCENA”. Załogę uratowano a jacht trafił na remont do stoczni jachtowej. Wymieniono pokład i nadbudówkę i tak przygotowany jacht czekał na odbiór przez swojego właściciela. Jak jednak wieść gminna niesie młodego właściciela tak urzekły polskie dziewczyny i wyroby „Polmosu,” że w krótkim czasie rozeszły się pieniądze na wykup jachtu. 
 
obraz nr 1


Ojciec właściciela odmówił powtórnego finansowania wykupu i jacht trafił na przetarg, na którym nowym właścicielem stał się klub „Neptun”. Przez dwa lata pływała w klubie z oryginalnym ożaglowaniem slupa bermudzkiego. Jesienią 1973 silny sztorm odrywa olbrzymi konar od rosnących na ulicy Przełom topoli, który niszczy wiatę z łódkami regatowymi i masztami. Jako opiekun jachtu dostaję zgodę na przerobienie takielunku. Z ocalałej cześci masztu „Nepomuceny” powstaje kolumna masztu. Z połamanych masztów od hornetów stenga i gafel. Duży stary grot bawełniany przerabiam dzięki spółdzielni „Żagiel” w Gdyni na grot gaflowy, a używane sztaksle przerabiają na foka, kliwra, latacza i topsla. Na obozie żeglarskim w 1974 roku jako komendant prowadzę flotyllę 9 jachtów wśród których Nepomucena pełni rolę jachtu flagowego. Wtedy pokazuje swoją fenomenalną samosterowność pod nowym ożaglowaniem. Odwiedzamy całym zespołem wszystkie porty Zatoki Gdańskiej i Zalewu Wiślanego.
Sezon ten owocuje decyzją zarządu klubu o sfinansowaniu nowych żagli. W tej sytuacji sklejam nowy maszt i kolumnę i do nich powstają dakronowe żagle. Kadłub mimo corocznego dychtowania cieknie coraz bardziej i normą staje się gromadzenie na czas żeglugi materacy na stole w mesie przypiętych ekspandorem, aby nie zamokły. Powoli członkowie przekonują się, że wprowadzone usprawnienia pozwalają obsłużyć w dwie osoby to ożaglowanie. Coraz to nowi wypływają coraz dalej tym jachtem. Wracając z jednego z takich rejsów po Zalewie Wiślanym załoga umawia się na holowanie za statkiem „Białej Floty” z Zalewu do klubu. Statek zwalnia przed mostem pontonowym w Drewnicy czekając na jego otwarcie, łódka bezwolnie dogania statek i gdy ten ponownie rusza zaczepiony o knagę na rufie hol wpycha jacht pod nie otwarte przęsło mostu. Maszt zostaje ścięty nad pokładem a saling padającego masztu wbija się w pokład tuż koło siedzącej za sterem załogantki.
 
obraz nr 2


Po tej katastrofie biorąc pod uwagę również konieczność remontu kapitalnego kadłuba zapada decyzja o sprzedaniu jachtu. Nowy prywatny właściciel odbudowuje takielunek dzięki tantiemom za udział w filmie o okresie międzywojennym, pływając na kilku ujęciach koło mola w Sopocie. Teraz jacht dostaje druga szansę. W AKMie gdzie teraz stacjonuje, w hangarze nowe wręgi podwyższone o 20 cm w celu zwiększenia wygody we wnętrzu, wraz z takielunkiem czekają na wiosnę by ruszyła budowa oparta na starych liniach teoretycznych całkiem nowego kadłuba. 
Niestety pożar hangaru jaki wybucha 19 stycznia 1984 r kładzie kres tym planom i z jachtu pozostaje już tylko częściowo rozebrany wrak kadłuba. 
Henryk Brylski

Komentarze