Jak nie popsuć sobie i innym rejsu

0
688

Jak nie popsuć sobie i innym rejsu…

Przeważnie magazyny żeglarskie zapełnione są omawianiem wypraw żeglarskich, regat, wyposażenia jachtu, sztormiaków, osprzętu, farb i lakierów oraz prac remontowych. Dużo uwagi poświęcono też nowym konstrukcjom jachtów. To dobrze, bo są to sprawy niezwykle istotne, aby nasze żeglowanie było pozbawione zagrożeń. Natomiast to, co w równej mierze decyduje o powodzeniu rejsu wokół ziemskiego czy nawet mazurskiego, jest pomijane, ,czyli aspekty wspólnego pomieszkiwanie na małej przestrzeni. A mówiąc górnolotnie, socjologiczne tego aspekty. W tematyce morskiej czasami ten temat przewija się. Powstała nawet praca magisterska na ten temat. Problemy te istnieją również w żeglarstwie śródlądowym ale są raczej przedmiotem żartów i kpin przy ogniskach niż tematem poważnych rozważań. W efekcie wiele rodzin i załóg koleżeńskich powraca co roku skłóconych, wściekłych na nieudane wakacje i stracone pieniądze. W mojej praktyce zetknąłem się z pewnym Stowarzyszeniem integracyjnym, organizującym też rejsy żeglarskie. Powiedziano mi o ich kłopotach, zadrażnieniach i często złym klimacie rejsu, co kłóciło się z jego założeniami. Zorganizowaliśmy spotkanie przed rejsowe, na którym wygłosiłem pogadankę o potencjalnych zagrożeniach, reagowaniu na wady kolegów i roli samego skipera w łagodzeniu lub eskalacji konfliktów. Po rejsie poinformowano mnie, że przebiegł on wspaniale a szczególnie zaobserwowano zmiany w postępowaniu osób, które poprzednio dawały się załogom we znaki. Zetknięcie różnych charakterów, sposobów reagowania na stresy, na małej przestrzeni jachtu musi owocować konfliktami, rzecz w tym aby nie stwarzać ku nim okazji a jeśli się zdarzą umiejętnie rozładowywać. Takie zadania stoją przed każdym członkiem załogi a szczególnie przed skiperem bo on ma je rozładowywać a często, niestety, sam je generuje. Sir Francis Chichester, słynny żeglarz samotnik, zapytany czemu pływa samotnie odpowiedział; ponieważ nikt inny by ze mną nie wytrzymał. Coś jest więc na rzeczy. Żeglarstwo zmienia swoje oblicze. Przestaje być tylko formą szkolenia nowych żeglarzy, spektakularnych wyczynów samotników a w coraz większym stopniu staje się jednym ze sposobów spędzania wolnego czasu. Zaczyna dominować pływanie rodzinne lub koleżeńskie. W rodzinnym pływaniu to rodzina jest też załogą a problem polega na tym, że często żona czy dzieci nie są w stanie przyjąć skutków tego do wiadomości. Co gorsze, często nie rozumie właściwie swojej roli na jachcie Pan i Władca Rodziny a przy okazji skiper lub odwrotnie. Często źródłem konfliktów jest przeniesienie układów domowych na jacht.

Na co dzień żyjemy i pracujemy obok siebie i albo nie dostrzegamy drobnych przywar kolegi, lub nie reagujemy na nie. Sytuacja może się zmienić całkowicie, jak stłoczymy się w kilku, na kilku metrach kwadratowych powierzchni jachtu. Drobne, niedostrzegalne do tej pory wady bliźniego zaczynają nas denerwować już po paru dniach. I często zapominamy, że nasze wady też są dostrzegane i oceniane. Pierwszy warunek powodzenia rejsu: zostawmy wady w domu i bądźmy wyrozumiali na wady innych – lub inaczej – zostawmy nasz egoizm na kei.

Do dobrych zasad należy wyjaśnianie takich spraw natychmiast a nie wtedy, gdy mocno nabrzmieją. Jedno jest absolutnie pewne, to jest nasz urlop i powinien być spędzony maksymalnie dobrze. Nasz, czyli każdego z członków załogi, obojętnie czy kolegów czy członków rodziny. Więc każdy musi w tym mieć swój udział a największy- skiper. W czasie rejsu każdy z członków załogi zmuszony jest przezwyciężyć wiele trudności, niewygód, pokonać wiele własnych słabości. Jeśli dopadnie nas sztorm, to trudności te rosną w zastraszającym tempie a szczytowym ich nasileniem jest np. choroba morska. Jeśli dotknie to naszych najbliższych, możemy zapomnieć o następnym rejsie w ich gronie, ponieważ występowanie objawów choroby morskiej ma zasadniczy wpływ na nasze chęci żeglowania po morzu. Jeśli na naszą podatność na chorobę morską nie mamy większego wpływu, z wyjątkiem umiejętności nie pakowania się w sztorm, to na pewno możemy próbować unikać innych przyczyn sytuacji stresowych na jachcie. A będzie ich sporo:

  • przede wszystkim nieumiejętność współżycia w załodze
  • nie branie udziału w życiu i pracy załogi
  • niektóre cechy charakteru jak brak lub nadmiar poczucia humoru, brak tolerancji,
  • bałaganiarstwo, lenistwo
  • brak kultury
  • „niedbałe” traktowanie zasad higieny osobistej
  • kiepskie żywienie
  • palenie papierosów na jachcie – ostatnio nabiera szczególnego znaczenia i obarcza skipera dodatkowymi obowiązkami mediacyjnymi i dowódczymi.
  • alkohol, napój wyraźnie kojarzony z żeglarzami, bardzo często jest przedmiotem głośnych burd w portach i nie tylko skierowanych przeciw innym ale również pomiędzy załogą.

Można mnożyć źródła potencjalnych konfliktów, gdyż nawet różnice światopoglądowe czy wiekowe, na lądzie nie mające większego znaczenia, w warunkach stałego przebywania na ciasnej przestrzeni, potrafią wystąpić z całą ostrością.

To, co na śródlądziu jest śmieszne, niesmaczne, na morzu może być groźne w skutkach. Znaczenie relacji skiper – załoga (tu rodzina) ma zasadnicze znaczenie dla przede wszystkim bezpieczeństwa ale i dla ogólnej atmosfery rejsowej i po rejsowej. Dąsy, animozje, kłótnie rodzinne na tle poleceń czy wymagań skipera, to koniec rejsu. Tego i następnych. Z pewnością nie chcemy takiego obrotu sprawy więc dobrze się zastanówmy nad tym tekstem i wyciągnijmy właściwe wnioski.

Podstawowym jest uzgodnienie, że na pokładzie, kiedy jacht jest w rejsie lub w czasie manewrów portowych, nie ma dzieci, ojca, żony, teściowej-/cia/ czy przyjaciela skipera.

Jest załoga i skiper, który dowodzi jachtem i załoga która go słucha. Tego problemu nie sposób przecenić. Sam od lat pływam rodzinnie i coś o tym wiem. Pełny sukces na tym polu raczej wykluczony ale przynajmniej spróbujmy.

A więc żony, dzieci, przyjaciele, musicie zrozumieć, że są momenty, w których wasz tata, którego na lądzie nie słuchacie jest w pewnych momentach „pierwszym po Bogu” i koniec. Przeczytanie poprzedniego zdania przez przesympatyczną Fokę ( żeńska odmiana Morsa) stało się przedmiotem ostrej reprymendy z jej strony i postawienia zarzutu o antyfeminizm autora. Długo zastanawiałem się, jak mogłem założyć, że tylko męska część populacji skiperuje, kierując apele tylko do ich żon. Antyfeminizm odpada i to zdecydowanie, ponieważ mam liczne dowody na większą odpowiedzialność, wrażliwość i pracowitość u Pań oraz zupełny brak pospolitej chęci dominowania z racji swojej funkcji. Wynik moich przemyśleń jest następujący: nie kierowałem żadnych uwag i apeli do żeńskich skiperów, ponieważ nie znane mi są wypadki nadużywania władzy przez Panie a znane mi są natomiast przykłady doskonałej umiejętności łagodzenia obyczajów w razie konfliktów na pokładzie. Panowie, bierzcie przykład z Pań w roli skipera.

Rola skipera w łagodzeniu obyczajów na jachcie.
Cechy wrodzone lub nabyte skipera mogą posłużyć do zażegnania konfliktu wśród załogi lub same mogą stać się przyczyną konfliktów. Wielu skiperom odpowiada ta funkcja i związane z tym przywileje, wręcz potrafią się tym upajać. Nie zawsze śmieszne czapeczki ze złocieniami są tylko przejawem snobizmu. Staje się to wręcz niebezpieczne, jeśli wiąże się to z wysokim, niekoniecznie słusznym, dobrym mniemaniem o sobie lub autorytarną osobowością. Nie zapomnę chwil grozy, kiedy stojąc w Sztynorcie zaobserwowałem jacht płynący z dużą prędkością, już w przejściu pomiędzy cumującymi jachtami a na dziobie krucha kobieta z cumą w ręku. Po zobaczeniu miejsca do przybicia sternik ostro na tej samej prędkości skręca w kierunku nabrzeża i metr od niego wrzeszczy „chroń dziób” Tej komendy żona tego pana nie była w stanie na szczęście wykonać bo po silnym zderzeniu z nabrzeżem poleciała łukiem na murawę. Nasz dzielny kapitan trochę skrócił łódkę i posłał małżonce niewybredną wiązankę obelg zamiast ze wstydu zapaść się pod ziemię. To nie są niestety rzadkie przypadki. Od dobrego skipera oczekujemy, że będzie opanowany, szczególnie w sytuacjach stresowych, będzie miał wysokie kwalifikacje i doświadczenie żeglarskie. Ze potrafi wyegzekwować niezbędną dyscyplinę i wykonanie swoich poleceń w sposób zawsze taktowny. To niezwykle wysokie wymagania, ba – to wręcz ideał ale tu apel do naszej „rodzinnej” załogi. To od Was bardzo dużo zależy, ponieważ to Wy macie możliwości sprowokowania swojego skipera do niegodnych zachowań.

Skiper jest tu najważniejszą osobą ale to od Was zależy ograniczenie obszarów możliwych konfliktów. Jeśli on potraktuje swoją rolę w kategoriach również przeżywania przyjemności a nie tylko rządzenia a Wy trochę zapomnicie o przyjemności, oddając czasami pierwszeństwo posłuszeństwu, to sukces murowany. W świetle przepisów morskich skiper ma z góry przyznane prawo racji, ale w warunkach żeglugi rodzinnej w czasie wakacji, ten właśnie przywilej wkurza Waszą rodzinę, czyż nie?! Dla dobra sprawy lepiej więc aby skiper nie korzystał często z tego przywileju a swoje plany i obowiązki realizował poprzez osobisty przykład, perswazję a głównie był czujnym i stosował profilaktykę. Lepiej likwidować sytuacje konfliktowe w zarodku niż gasić nabrzmiały konflikt. Czy ktoś jeszcze zazdrości skiperowi jego funkcji i władzy?! Biedak musi doprowadzić rejs bezpiecznie do końca, musi dopilnować aby nastrój był doskonały a załoga wesoła, nakarmiona i nieprzepracowana, jacht czysty i zadbany. Przecież to drobiazg, jak myślą niektórzy. A więc kochana rodzinna załogo – miej litość i wspomóż swojego skipera.

To gwarancja, że za rok ponownie spotkacie się na jakimś pięknym rejsie.

Zbigniew Klimczak

 

Publikacja za zgodą autora, artykuł ukazał się na stronie: http://www.przewodnikzeglarski.pl/jak-nie-popsuc-rejsu.html

 

 

Komentarze