Od paru ładnych sezonów polskie załogi wypuszczają się na inne akweny niż nasz rodzimy Bałtyk. Szczególnym powodzeniem cieszą się ciepłe morza takie jak Adriatyk, Morze Tyrreńskie czy tropikalne rejony Atlantyku jak choćby Wyspy Kanaryjskie czy Karaiby. I nic w tym dziwnego bo ileż można przebierać się z ciuchów mokrych w wilgotne i odliczać czas pomiędzy jednym niżem a drugim. Okazuje się jednak, że nie tylko słońce południa jest równoznaczne ze spokojną żeglugą. Równie dobrze można odpocząć w nieco chłodniejszych rejonach. Przekonałem się o tym w Norweskich Fiordach Morza Północnego.
Rejs zaczęliśmy w Bergen ( 60023’N 5020’E). Drugim co do wielkości miastem w Norwegii, leżącym na styku Mórz Północnego i Norweskiego. Nasz jacht – stalowy, dziesięciometrowy, slup o wdzięcznej nazwie Boko Maru odebraliśmy w marinie Hjellestadt. Dojazd z lotniska, sztauowanie i zapoznanie się z jachtem zajęło nam trochę czasu ale mimo późnej pory postanowiliśmy oddać cumy i przepłynąć chociaż parę mil. Pierwsze wrażenia – niesamowite. Spokojna woda, delikatny wiatr i wyrastające wprost z morza na 300 m góry. Jakoś nie zwróciliśmy uwagi na to, że przez 5 godzin padał deszcz. Nie na darmo mówi się o Bergen, że to deszczowa stolica Norwegii. Po nocy spędzonej w malutkiej marinie nieco na południe od Bergen skierowaliśmy się na południowy wschód – do HardangerFjord – szerokiego i bardzo głębokiego fiordu z którego szczytów spadają do morza liczne wodospady. Pogoda wspaniała. Słońce, wiatr 4 B i niesamowite widoki. Po dwóch dniach dopływamy do Sundal. Malutkiej miejscowości, gdzie zacumowaliśmy do krótkiego pływającego pomostu przy polu campingowym. Jesteśmy jedynym jachtem, ale nie jedynymi gośćmi pola. Jest kilka camperów i namiotów. Królują tu cisza i spokój. Z Sundal (60° 7′N, 6° 16′ E) można wybrać się na pieszą wycieczkę na lodowiec Folgefonna. Trasy są dwie. jedna krótsza pod jęzor lodowca, do zrobienia w obie strony jednego dnia i dłuższa, na szczyt lodowca, ok 10 h marszu w jedną stronę. Niestety paskudna pogoda pokrzyżowała nam plany i nie zrealizowaliśmy żadnej z tych tras, ale za to udało się nam dojść do górskiego stawu, bardzo przypominającego nasze Morskie Oko.
Opuściliśmy Sundal i Hardangerfjord i popłynęliśmy na wschód, mijając niezliczoną ilość skał i wysepek do miejscowości do Mosterhamn, z którego już krok do wyjścia na otwarte morze. Płynie się świetnie, chociaż momentami brakuje wiatru i musimy wspomagać się silnikiem. Fali nie ma w ogóle, mimo , że to wody pływowe prąd też bardzo słaby. Ale dzięki temu, że nie płyniemy z zawrotną prędkością łapiemy na kupioną w Sundal wędkę całe wiadro makrel. Smażona ryba prosto z morza – niesamowita sprawa! W Mosterhamn odpoczywamy i wychodzimy na otwarte morze i na południe do Haugesund, trzydziestotysięcznego miasta (59° 26′ N, 5° 17′ E). Morze Północne okazuje się dla nas łaskawe. Płyniemy w „dziurze” pomiędzy dwoma potężnymi, goniącymi się frontami. W Haugesund goście cumują longside do nabrzeża w kanale w centrum miasta. Ulica biegnąca wzdłuż tego nabrzeża jest imprezowym centrum Haugesund. Mnóstwo tam klubów, pubów, restauracji i dyskotek. Wbrew pozorom nie wszyscy Norwegowie cenią sobie ciszę i spokój. Strumienie gorzały leją się do wczesnego ranka. Ciekawostką jest to, że stojące pod klubami radiowozy wcale nie czekają na nazbyt odurzonych etanolem potomków wikingów ale na tamtejsze panie (które też wcale za kołnierz nie wylewają), żeby odwieźć je za darmo do domu.
Następnego dnia wiatr przybrał na sile. W porcie wieje 20 węzłów. Ciekawe co się dzieje na morzu. Z Haugesund planowaliśmy pożeglować na południowy zachód do Lysefjord, Przez wielu uważanego za najpiękniejszy fiord w Norwegii. 10 mil na zachód od Haugesund jest mała wysepka Utsira. Trochę nie po drodze ale do odwiedzenia jej gorąco namawiali nas miejscowi. Zarzucamy jednak ten pomysł po rozmowie z francuzami, którzy rano obok nas przycumowali. Szli z Mosterhamn, gdzie byliśmy dzień wcześniej. Na morzu 7 B i fale do czterech metrów. Popłynęliśmy więc bezpośrednio w stronę Lysefjord osłoniętym skrótem pomiędzy wyspami Karmoy i Fosen. We fjordzie też nie brakuje emocji. Całe szczęście pozytywnych. Wiatr średnio 26 węzłów, stan morza 2 i ciągniemy 9 węzłów! Wchodząc do Boknafjord wiatr co prawda słabnie ale fala robi się wyższa, krótka i stroma. Taka nasza, bałtycka.
Wieczorem dopływamy do Jorpeland (59° 1′N, 6° 3′E). Małe miasteczko z którego jeżdzą autobusy na początek górskiej wycieczki na Preikestolen – jedną z najbardziej znanych atrakcji turystycznych w Norwegii. To płaski wierzchołek góry, o powierzchni około 600 metrów kwadratowych, który wznosi się nad Lysefjordem na imponującą wysokość 604 metrów. Wycieczka w obie strony trwa około 8 godzin. Mamy szczęście – trafiła się nam słoneczna, bezwietrzna pogoda. Bilet na autobus z mariny na początek szlaku – 50 NOK (koron norweskich), butelka coli w miejscowym sklepiku – 30 NOK, widok ze szczytu Preikestolen – bezcenny.
Następnym przystankiem była miejscowość Lysebotn. Nie wiem czy można mówić miejscowość bo mieszka tam 6 osób – pracowników mieszczącej się nie opodal elektrowni wodnej. Lysebotn jest na samym końcu Lysejordu. Cały ten fiord, o długości 30 mil, przelecieliśmy w fordewindzie, na pełnych żaglach. Z Lysebotn wiedzie szlak na szczyt Kjerag. Spacer ten do łatwych nie należy ale warto to przejść. Z tego miejsca roztacza się cudowny widok na cały Lysefjord. Zrobienie sobie zdjęcia na Kjeragbolten, czyli na okrągłym głazie wciśniętym w szczelinę 1000 metrów nad lustrem fiordu, jest nagrodą za wspinaczkę na szczyt.
Z Lysebotn udaliśmy się do Stavanger (58o57’N 5o42′ E) gdzie zacumowaliśmy po nocnym, 12 godzinnym przelocie. Trzeba uważać na kursujące pomiędzy brzegami -fiordów promy. Pływają również w nocy. Stavanger to duży port i miasto z prawdziwą morską i żeglarską duszą. Nabrzeża do których cumują jachty, żaglowce i duże statki wycieczkowe są praktycznie w centrum miasta. Rano można kupić od rybaków świeżo złowione ryby i owoce morza – kraby, ostrygi. Niemal w każdej knajpce, restauracji czy sklepie da się odczuć, że Stavanger żyje morzem. Jeszcze w latach sześćdziesiątych był to typowy port rybacki, jednak od kiedy znaleziono nieopodal złoża ropy naftowej miasto ruszyło z kopyta. Wielu ciekawych informacji na ten temat można się dowiedzieć w muzeum konserw i w muzeum wydobycia ropy. Stavanger to ostatnie miasto jakie zwiedziliśmy bo właśnie tam zakończył się nasz rejs.
Na koniec kilka praktycznych informacji o żeglowaniu po fiordach i samej norwegii. Pływanie w fiordach wdzierających się mocno w głąb lądu przypomina żeglowanie po jeziorach. Kręcący wiatr, brak fali. Im dalej na zachód tym bardziej daje się odczuć wpływ morza, wzmaga się zafalowanie.
Są to wody pływowe, jednak w większości marin są pływające pomosty, to generalnie załatwia sprawę chociaż nie zawsze. Prądy natomiast czasami, szczególnie w wąskich przesmykach pomiędzy wyspami, osiągały prędkość 2 węzłów. Nawigacyjnie akwen nie jest aż tak trudny na jaki wygląda gdy pierwszy raz spojrzy się na mapę ale trzeba być czujnym wśród mnóstwa wysepek i skał. Przeszkody nawigacyjne są dobrze oświetlone w szerokich fiordach i zatokach. Trochę gorzej w głębi lądu dlatego tam bezpieczniej jest w nocy nie pływać. A zresztą nie ma takiej potrzeby bo miejsc do zacumowania jest naprawdę dużo.
Praktycznie cały czas nawigowaliśmy przez C-Map ale do map papierowych też sięgaliśmy. W C map mieliśmy wgraną podstawową mapę całego świata, w zupełności to wystarczyła. Locje z jakich korzystaliśmy to Norwegian Cruising Guide (wersja elektroniczna do kupienia w internecie za 10 Euro) oraz Norway z wydawnictwa Imray. Obie pozycje świetnie się uzupełniają. Oprócz podstawowych informacji o akwenie, kotwicowiskach i podejściach znajdziemy tam mnóstwo informacji na temat ciekawych miejsc w danym mieście, regionie.
Szczegółowe prognozy pogody, wraz z mapkami synoptycznymi można sprawdzić na www.yr.no oraz www.storm.no . Tabele pływów na http://vannstand.no/index.php/nb/english. Sieć wifi jest dostępna w wielu marinach a zasięg komórek jest praktycznie wszędzie. Wszystkich, którzy wybierają się na rejs do Norwegii zapraszam na stronę Zbyszka Ostpaiuka, którego serdecznie pozdrawiam i dziękuję za pomoc w przygotowaniu rejsu. Adres jego strony to 59nord.pl . Jest tam mnóstwo informacji o nawigacji, ciekawych miejscach i wiele wiele innych.
Uwaga! Pamiętajcie, że w Norwegii po godzinie 18 alkohol można kupić tylko i wyłącznie w pubach i restauracjach a tam jak wiadomo ceny są horrendalne. O tym warto pamiętać gdy zapasy z ojczyzny się już skończą a przecież, jak śpiewają Cztery refy z wyschniętym gardłem źle…
Autor: Przemek Żółtowski