Powoli stoimy do przodu czyli SailBook Cup 2013

0
663

Zapraszamy do przeczytania relacji kpt. Jacka Zielińskiego z regat SailBook Cup 2013, zamieszczonej u patrona medialnego regat – SSI Jerzego Kulińskiego.

 

A więc już się zakończyły trzecie długodystansowe (ponad 500 mil) regaty morskie „normalnych” jachtów. Nawet bardzo starych. Żadni tam profesjonaliści, żadne tam gonienie po trójkącie, żadnych śledzi (oprócz tych na talerzu w Visby). Prawdziwie amatorskie zabawy w morskie ściganie. Takie zacięte – dzień i noc. Przebieg regat pokazał. że uczestnicy potrafią się dobrze bawić. Jachty wystartowały z Gdańska następnego dnia w którym z zawodnikami pożerałem dzika (było o tym w SSI). Trasa prowadziła dookoła Gotlandii. Półmetek w Visby, bo grzechem niewybaczalnym byłoby nie powąchać wspaniałej specyficznej atmosfery stolicy największej bałtyckiej wyspy. Sprawozdanie napisał Jacek Zieliński – główny organizator imprezy.

Gratuluję wszystkim !

O kamizelkach osobno pisze Zbigniew Rembiewski.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

 

Trzecia edycja, z roku na rok przybywa coraz więcej chętnych. To jest naprawdę budujące 🙂 Kolejny raz zawiodłem się jedynie na pomorskich jednostkach budżetowych, najwyraźniej trzeba być olimpijczykiem, aby liczyć na jakiekolwiek wsparcie większe od patronatu i zgody na umieszczenie swojego loga na naszych materiałach… Porównując wsparcie miasta Gdańska i Pomorza dla różnych imprez wychodzi od 0 zł dla SailBook Cup po kilkaset tysięcy na weekendowe regaty „integracyjne” np. Żeglarski Puchar Trójmiasta. Odechciewa się i to nie tylko mnie, organizowania czegokolwiek dla kogokolwiek. Konkurs „Pisz i Płyń” czy może być lepsza i prostsza forma edukacji morskiej? Prawdziwe żeglarstwo morskie, skok na głęboką wodę, przygoda, strach, wyzwanie i dużo dużo satysfakcji!

Dość wylewania żalów, taki już jest ten świat a nasza praca i wkład finansowy uważam nie mogły zostać lepiej spożytkowane (choć żona się z tym nie zgodzi, ale ona nie czytuje SSI :))

Jedynie szczodrość sponsorów, z branży żeglarskiej, choć głównie z poza granic naszego kraju, fundatorów tak zacnych nagród, godnych trudu ponad 500 milowych zmagań na naszym Bałtyku; oraz przychylność POZŻ, który zgodnie ze swoją misją wspiera żeglarstwo morskie, pozwoliły zrealizować ten projekt.

WIELKIE PODZIĘKOWANIA DLA SPONSORÓW!!!

WIELKIE PODZIĘKOWANIA DLA KASI I OLI.

WIELKIE PODZIEKOWANIA DLA POZŻ, JSG i MOSIR GDAŃSK

Bez Was nie dałbym rady, bez tej pomocy i przychylności nie byłoby największego produktu naszego portalu, jakim są regaty SailBook Cup. Jeszcze raz Wam wszystkim serdecznie dziękuję.
 

 

Piątek, 2.08

Nie wszyscy dotarli na czas do JSG, podobno dzik nie zając nie ucieknie, i faktycznie dzielnie nam towarzyszył do 02.00 w nocy, czekając na dojeżdżających. Prawdopodobnie powinniśmy, wzorem regat Oldbojów w Kamienicy Królewskiej, ukarać karą czasową załogi, które nie uczestniczyły w treningu kondycyjnym ale zgodnie stwierdziliśmy, że to im będzie ciężej bez „zaprawy”..
 

 

Sobota, 3.08

Na odprawie stawili się wszyscy smiałkowie żądni prawdziwej przygody, mający w planach co najmniej cztery doby zaciętej walki o każdą milę. Ekipa: kpt. Łukasz Politański s/y Facil/Elbląg, kpt. Andrzej Grzejszczak s/y Anitra/PKM, kpt. Adam Walczukiewicz s/y Manjana/PKM, kpt. Siergiej Pavlenko s/y Blagodarnost/NW, kpt. Zbigniew Rembierwski s/y Słoni/JSG, kpt. Jan Kozarzewski s/y SeaBee/AZS Gdańsk, kpt. Andrzej Kruszczyński s/y Resumee/ YKP Gdynia, kpt. Artur Sykson s/y Bystrze, kpt. Eugeniusz Jadczuk s/y Barnaba/ JK im. Conrada, kpt. Robert Niewiński s/y Endorphine i ja na s/y Quick Livener/PKM.

Odprawa, uściski dłoni i w drogę, bo o 12.00 start a prognozy nie zapowiadają szaleńczej jazdy 😉

Quick, dwójka laureatów „Pisz i Płyn” Szymon i Monika; nasza redaktor naczelna Aleksandra, no i kapitan samo zło czyli ja. Nikt z nich nie był wcześniej na morzu (jedynie Szymek ściga się w klasach regatowych na wodach zatoki i rozmaitych jeziorach). Ale powiedziało się A czyli czas na B.
 

 

Na starcie towarzyszyły nam Czarodziejka, Major i Wareg, notabene zdobywca nagrody dla jachtu najdłużej towarzyszącego nam w kierunku Gotlandii – czyli uchwytu firmy Navslide. Było nam bardzo miło, żeście nas tak aktywnie wspierali 😉

Dla mnie i chyba innych kolegów czarnym koniem okazał się s/y Barnaba, rozpędził swoje 37 ton i poszedł za bolidem Pavlienki jak lokomotywa…. fakt, że pary starczyło pod samo Visby, gdzie..  ale o tym dalej 🙂

13.30    2 mile do Helu, za nami coraz bliżej Endorphina a po lewej Słoni, decyzja była krótka, opróżniamy jeden zbiornik wody, może minus 120 litrów wody coś pomoże 😉 prędkość w granicach 7 węzłów, więc max i tak prosto na Północ.

15.42    Lekkie zafalowanie spowodowało senność całej załogi, 127 mil do Gotlandii, prędkość do 7,3 węzła, nasza stawka powoli się rozjeżdża, kapitanowie wdrażają swoje strategie, ja konskwentnie najkrótszą drogą pracuję nad trymem żagli.

18.40    I ja się zdrzemnąłem, dalej na kursie, widzimy depczącą nam mocno po piętach Endorphine a to powoduje wzrost adrenaliny, prędkość średnia 7 węzłów. Wareg z Mariuszem zawrócił podobno koło 18.00.

20.30     Monika z „Pisz i Płyń”, lekkie pogorszenie samopoczucia, prędkość 7.7 węzła a to Quickowy max!!! 

22.30    Na lewej burcie zielone topowe, czyżby Słoni? Zrzucam genakera, wieczorna kąpiel załogi a co za tym idzie kolejne litry wody za burtę, myjcie się, myjcie to Quickowi będzie lżej 🙂 Prędkość w granicach 7,6 węzła.

22.45     Nie mam weny szarpać się z agregatem, palimy silnik N55.36 E018.39  

23.20    Silnik stop N55.40  E018.38. Załoga melduje o zbliżającej się burzy, coraz liczniejsze błyski gdzieś daleko na południu, zgodnie z moimi zaleceniami wszyscy tkwią ze mną w kokpicie, aby wymęczyć się na maxa, bo tylko wtedy jest możliwy sen w koji bez choroby morskiej, której a ani ja ani tapicerka Quicka byśmy nie chcieli 😉 Aby uspokoić nastroje wytłumaczyłem, że w geście dobrej woli zrzucę grota i pod samą genuą, którą można błyskawicznie zrolować będziemy czekać na uderzenie szkwału. Okazało się, że drogo potem za tę decyzję przyszło mi zapłacić. Konsekwencje braku umiejętności pływania w zespole.

Niedziela, 4.08

05.00    Budzi mnie Ola i melduje, że ten mały Słoni właśnie nas mija z zawrotną prędkością na żółtym spinakerze. Bez toalety porannej wyskakuję do kokpitu i z przerażeniem stwierdzam, że zaspałem. Przespałem postawienie grota, przespałem to, że burza nas ominęła i żadnych szkwałów nie było, a my dalej na genule!
Szybki rozkaz, Ola za ster, autopilot na standby, i ustawić się do wiatru, abym mógł wciągnąć grota, oczywiście co tam kamizelki w takiej chwili! Nie chciałem przegrać tylko dlatego, że zaspałem.
I tu spirala błędów – wiedziałem, że płynę z niewprawioną załogą i mogłem zrobić to sam, jak zawsze, ale w końcu jesteśmy teamem i niech każdy ma swój wkład w porażkę lub ewentualne zwycięstwo a na pewno w walkę, bo to jest przecież najpiękniejsze! DAĆ Z SIEBIE WSZYSTKO, BO TYLKO WTEDY ŚPI SIĘ DOBRZE 🙂
Tak więc równie zaspana Ola powoli i ospale zaczeła stawać do wiatru, nie wybrana talia grota (tak by szybciej wciągany grot ustawił się w lini wiatru) na fali dwukrotnie świsneła mi nad głową, gotowego do wybierania fału, zerknąłem jeszcze na top czy już i nagle wielki strzał w głowę. Na kabestan zaczeła lać się krew, milion myśli, za ile zemdleję, co oni beze mnie zrobią? Nie powiedziałem jeszcze jak się odpala silnik, jak działa rolowanie genuy, ok wezwą pomoc przez telefon albo radio, ale co z Quickiem?
Starałem się nie patrzeć na przerażoną Olę, miałem świadomość, że się o to obwinia, szybko wciągnąłem grota, ustawiłem kurs na autopilocie, i tylko krew cieknąca po szyi nie dawała spokoju…
Jako hipochondryk bałem się dotknąć miejsca uderzenia, sprawdzić czy jest dziura od ucha bomu czy tylko rozcięcie… suszący się na relingu ręcznik do rany i oględziny.

ALE to już na dobrym kursie 🙂 jedynym słusznym!!!

6.09      Do Gotlandu 41 mil, prognoza zaczyna się sprawdzać, wiatr siada i ostrzy.

8.00      Przejeżdzamy Słoni, za nami na pewno Sea Bee ale Endorphina 5 mil przed nami!!! Obolały, przestraszony, tracę wiarę, że możemy odrobić tę stratę. Nigdy jeszcze na regatach nie płynąłem na jednym żaglu, czekając na uderzenie wiatru, więc kara musi być 🙁 

12.30    3 mile do zwrotu na zachód, aby nabrać wysokości.

15.43    Wiatr siada do 8 węzłów, zafalowanie zostało i powoli tłuczemy się do przodu. Prędkość 3,5 węzła, po uderzeniu w każdą falę spada do 0.8. Irytujące, bo głowa boli, a my się człapiemy :/  Wstawiłem brokuły, więc trzeba będzie dorobic do nich resztę 🙂

16.50    Upał, prędkość 3,5 węzła, opalamy się, czekając na brokuły. Znalazły się „ręce” do gotowania, więc doszły parówki z kanapkami i jest dobrze. Tylko ten Słoni, nie zawsze jest tak, że większy i dłuższy jacht jest szybszy na fali, bo każdy kadłub ma swój wiatr i falę, tak więc „jeziorowy” kadłub Słoniego zwyczajnie nam odjechał i to w kierunku Visby!

18.20    Boląca głowa daje dobrą wymówkę, aby nie dzwigać agregatu, no bo jeśli nie ja, to kto? Waga reszty załogi to łącznie jakieś 104kg 🙂 a więc ponownie kataryna, muzyka musi zaczekać – N57.01 E018.03. Wiatr zachodni, prędkość 3.6 do 3.9, delikatnie trymujemy żagle i powoli, powoli.. Na radio słychać Anitrę i Bystrze, więc stawka zbita, co jeszcze bardziej mnie motywuje do wyłapywania zamierającego wiatru..

18.40    Odstawiam silnik poz. N57.03 E018.04. Dzwoni Włodzimierz Machnikowski z Radia Gdańsk, a ja mylę imiona załogantów, z którymi płynę od blisko 1,5 doby, uuuuuu….  moralniak jest :/

20.36    Wytargałem agregat, grzejemy wodę na kąpiel, a co za tym idzie kolejne jej litry idą za burtę. Niesamowity zachód słońca, Słoniego już nie widać a z wieloletniej praktyki wiem, że jego bliskość gwarantuje dobry wynik Quicka 🙂 Wiatr siada i siada…. więc jak to mawia kapitan Kruchy z Resumee „POWOLI STOIMY DO PRZODU” 🙂

21.45    Wyspy za 10 mil!!! Sergiej już od 14.00 w Visby. Słoni jednak poszedł bardziej na zachód, więc mamy go za rufą!!! Wiadomości z naszego kanału 72, Anitra ma problemy z prądem, Endorphina z autopilotem, Resumee z różowym spinakerem rodem od Beaty Use. Wsłuchując się Quickowego pożeracza prądu, snuję ambitne plany na przyszłość, podejmując decyzję, aby zainstalować autopilota wiatrowego. Zgodnie z hasłem „stoimy do przodu” lub „wiatr wieje od morza do nieba” posuwamy się całe 0,3 węzła!!!

23.20   Piękna gorąca noc, wszyscy śpią a ja zaczynam nocny taniec ze spinakerem, genakerem, genuą. Wszelkie możliwe konfiguracje na tafli Bałtyku pod brzegami Gotlandii, czy może być coś piękniejszego? ZDECYDOWANIE NIE!!! Prędkości do 2,5 węzła, zmęczenie daje o sobie znać a wszędzie skały.. Do Visby 22 mile a podmuchy wiatru z odkrętkami po 90 stopni wywołują u mnie ataki szału.

Poniedziałek, 5.08

00.31    Na prawej burcie Lilia Karlskro. Palę silnik, bo spaliny z agregatu jakoś nie mają zamiaru opuścić gościnnego Quicka, N57.18 E018.05 wciągam po raz kolejny spinakera i na blacie całe 2.5 węzła.

01.27    Odstawiam silnik N57.20 E018.05

03.24    Padam ze zmęczenia, świta, mgła, budzę Olę na jej pierwszą wachtę, ona podnosi głowę i się do mnie dziwnie uśmiecha!? Pewnie myslała, że żartuję, wracam sam do kokpitu.

4.30    Kolejne podejście do Oli, aby przejeła wachtę, efekt ten sam – szczery słowiański uśmiech! Zgłupiałem i przeszedłem na osławione 19 minutowe drzemki w kokpicie w mokrym śpiworze Małachowskiego sprawdzonym na Bitwie. Rano zapytałem Olę, mojego pierwszego Oficera, co miały oznaczać te akty niesubordynacji w odpowiedzi usłyszłem, że Ola tak ma, że się uśmiecha automatycznie z rana. A nie wstała, bo jej po prostu nie obudziłem – no to się dogadaliśmy, eee…. odeśpi się 🙂

6.00     Świetne wiadomości z kraju, tracking melduje, że przed nami stoi Słoni i Barnaba!!! To są prawdziwi koledzy – zaczekali 🙂 Barnaba ze swoimi 37 tonami potrzebuje „trochę” pary, co natychmiast wykorzystuje Słoni. Nie ukrywam, że i ja miałem nadzieję, że ta poranna bryza pozwoli nam powitać Barnabę na kei w Visby, lecz odpadł daleko na zachód i jednym halsem z prędkością pociągu wpadł w bramki portu. My kilkanaście minut po nim czyli 11.12.55.

Podsumowywując pierwszy etap należą się wielkie brawa dla Zbyszka Rembiewskiego ze Słoni, który dosłownie wpadł na metę jako drugi w klasyfikacji generalnej, Pegaz 800, bez autopilota z trzy osobową załogą. Dla mnie to jest coś!!! A Zbyszek to niesamowity gość!

W Visby klar, kąpiel, zwiedzanie, spacer po uroczych uliczkach i podziwianie jak to ludzie na świecie potrafią się bawić. Trafiliśmy w tydzień średniowiecza, czyli wszędzie pełno ludzi przebranych w stroje z epoki – coś niesamowitego.

Reszta jachtów, która z braku wiatru zakotwiczyła na Bałtyku, korzystała z uroków kąpieli, czekając na kolejne podmuchy, które ostatni jacht czyli Anitrę wepchnęły o godzinie drugiej w nocy na metę. Oczywiście godnie powitaliśmy kapitana z załogą i tak do blisko piątej rano wymienialiśmy się strategiami i opowieściami komu co wypaliło a komu nie. Duma z osiągnięcia celu, radość z pokonania trasy, bo przecież o to własnie chodzi!

Wtorek, 6.08

Kolejny dzień zaczeliśmy od pobudki o 10.00 własnie wychodził Barnaba, w obawach, że kolejny raz utknie w bezwietrze zgodnie z prognozami, życie potem pokazało że i tak nie uniknął postoju na Bałtyku 🙂 Zgodnie z instrukcją żeglugi wspólny start do drugiego etapu nie był obowiązkowy.

Ja, Ola i nasi laureaci wynajętym autkiem udaliśmy się na podziwianie klifów i kamienistych plaż Gotlandii. Wieczorem odprawa kapitanów, na której podjeliśmy dezyzję o organizacji „dnia polskiego w Visby” aby następnie wystartować równo o 24.00  Niestety rejsowy prom przesunął nam start na 00.20 i pozostałe sześć jednostek ruszyło wspólnie wzdłuż brzegu, aby okrążyć Gotland i skierować dzioby naszych jednostek do domu.

Środa, 7.08

Tak więc połowa przygody za nami, „jedziemy” do domu 🙁 jedynie pogoda dopisywała 🙂

Do Faro i za Faro utrzymywaliśmy dobre przedostatnie miejsce, nie ma o czym pisać za bardzo, bo było nam z tego powodu źle. Pocieszałem zrozpaczoną załogę, że każdy jacht ma swój wiatr a ten zdecydowanie nie jest Quickowy, a zresztą nie wypada przecież wygrywać organizatorom. Nie chcemy wzbudzać niezdrowych emocji u konkurencji, bo podstawą uczestnictwa w regatach jest umiejętność przegrywania, a tym bardziej przegrywania z klasą! Tak więc delikatnie poirytowany słuchałem na 72 rozmaitych docinków radości konkurencji a ich dobre nastroje dodawały mi tylko woli walki. Tylko jak odrobić 20 mil straty do Endorphiny? Jednak pogoda kapryśną bywa i….

11.31    Mijamy Faro, martwa męcząca fala, średnia prędkość 2 węzły. Silnik N5759 E019.22.

12.25    Silnik stop, N5758 E01922.

16.14    Prace bosmańskie, zaczynamy czuć wiatr, prędkość 3,0 węzła tylko te trzaski żagli na martwej fali strasznie irytują.

16.40    Śpiworek i kolejna drzemka, prędkość 5 węzłów.

17.26    196 mil do Helu. Na 72 słyszymy Sea Bee ale oni na nie słyszą, czyli są gdzieś blisko.

20.41    186 mil do celu, prędkość 3-4 węzły kolacja, szanty, wspólnie z Szymonem zarządziliśmy „dzień męski” w geście dobrej woli, żeby nie było buntu obiecaliśmy kobietom, że „dzień żeński” będzie za dwa tygodnie (o ile regaty będą jeszcze trwały). Przyjęły to z niekłamanym zachwytem!

21.45    Odkręciło na wschodni, czyli lubiana połóweczka, spin w górę! Prędkość całe 3 węzły.

Czwartek, 8.08

00.05    Niesamowita noc, gorąco, gwiazdy, zero fali, podstawowe żagle i sen na dziobie, muszę przyznać szczerze, że pierwszy raz w życiu. Tego zwyczajnie nie da się opisać..więc pozostawiam to waszej wyobraźni..

00.38    Cisza absolutna.

01.00    WIEJE! południowy zachód, prosto do Helu z magiczną prędkością 3 węzły 🙂

03.00    Kolejna odkrętka wiatru, a tak się fajnie spało.. szybkie przezbrojenie ustawień, kurs bez zmian.

12.00    Pobudka, na stole tajemnicze placki Oli. Na mięso nie ma co liczyć, bo to weganka. Konsystencja, smak, dość dziwne.. czy to podstęp?! Podobno wszyscy już zjedli i żyją ale jakoś dziwnie mnie obserwują! Pamiętam, że wczoraj był dzień męski, więc czujność wskazana. Krótka męska decyzja, czekam na dogodny moment i placki lądują w Bałtyku. Grzecznie dziękuję i oddaje czysty talerz. Piszę o tym, bo i tak się już wydało 🙂  Konsekwecji dnia męskiego ciąg dalszy. Pierwszy oficer wprowadził „historyczne zmiany”, czyli jak oni gotują to ja zmywam :/ pamiętliwa załoga mi się trafiła, ale regaty trwają 🙂

Słyszymy rozmowę Barnaby, Seebee i Endorphiny, więc dobrze zacumowali 🙂

16.00    Jest dobrze, widocznie nocne ustawienia i najkrótsza droga do celu kolejny raz przyniosły nieoczekiwane dobre wieści, Endorphina daleko na naszej ósmej. W dali słychać odgłosy burzy.

17.30    Wschodni świeży wiaterek daje nam 5.8 węzła ale ciągłe odkrętki zmuszają do nieustannego trymu żagli. Czuć, że pogoda się zmienia.

20.43    Siadło i odkręciło na północny, prędkość to jedyne 1.6 węzła.

20.20    Kolejna odkrętka, tym razem na zachodni ale lecimy całe 4,6 węzła.

22.30    Prędkość spadła do 3 węzłów, Endorphina informowała o idącym zachodnim wietrze w granicach 20 węzłow z porywami, Szymon i Monika spać, ja z Olą ształujemy jedzenie i wszystko co luźne. Klar na pokładzie i rozważania o ewentualnym refowaniu.

Brak chęci do refowania tłumaczyłem sobie obecnościa Oli na pokładzie – wiadomo, bom +Ola =….. może później? Ostatecznie podjąłem decyzję o przesunięciu kip genuy do tyłu i poluzowania obciągacza bomu, co wypuści nadwyżkę pary z żagli. W końcu to regaty a nie program edukacji morskiej 🙂

23.39   Zaczeło się rozwiewać, powoli buduje się fala, idziemy 30 do wiatru, czekamy na wzrost do 20 węzłów na pełnym zestawie.

Piątek, 9.08

00.40   Widoczność słabnie, kurs idealny, prędkość 5,4 węzła. GPS informuje, że czas przybycia do Helu to 16.30!

2.24     Skończył się lajtowy rejsik, prędkość na wiatr to 6,7 węzła, idziemy 25 stopni do wiatru na pełnym zestawie. Gdy autopilot głupieje i odpada więcej niż zadane 25 woda wlewa się do kokpitu, strasznie, ciemno, teraz już w ogóle nie mam weny do samotnego refowania.

6.10   Nie mogę odpalić zalanego agregatu, dolewam paliwa, sprawdzam iskrę i nic, nie jestem zwolennikiem odpalania silnika w tak dużym przechyle ale nie ma innego wyjścia, jednak po chwili gaśnie. Przechył i mała ilość ropy w zbiorniku zaowocowała zapowietrzeniem układu paliwowego, a tak chwaliłem ten agregat Hondy, jeszcze w Visby.. zwyczajnie przechwaliłem. Pozostaje dojechać akumulatory jeszcze bardziej, potem zerknę do agregatu, jeśli i to nie pomoże przyjdzie mi uczyć sterowania ręcznego wymęczoną załogę.

Jest problem z logistyką spania, nie jestem przyzwyczajony pływać z tak liczną załogą, trzy podwójne koje, trzy osoby, jedyna wolna jedynka jest na nawietrznej burcie i bez fartucha sztormowego, więc odpada, kokpit.. nie jestem foką. Wieje dużo więcej niż „wyszamanione” 20 węzłów, wbijamy się raz po raz w fale, a do tego pełen zestaw na maszcie..  Dla mnie to jedyna szansa, aby się odbić po laniu od Visby. Zostaje więc dzielenie się koją z „pierwszym”, oczywiście zaspana Ola na grzeczne, stłumione przez wiatr, zapytanie o zgodę czy mogę się położyć na 19 minut, wali do mnie z grubej rury swój siarczysty „słowiański uśmiech”. Natychmiast rodzą się w mojej głowie pytania (pomny ostatnich prób budzenia) czy wstała, czy się zgadza, czy zwyczajnie śpi i przez sen się śmieje?! Wymęczony kładę się w nogi Pierwszego, a po kilku drzemkach 19-tkach słyszę, że to nic przyjemnego jak duszę ją swoją blisko 90 kilową masą mięśniową, przyciskając do sterty ubrań, toreb i butów…

Taki właśnie okazał się mój Pierwszy! Miałem dosyć więc wybełkotałem tylko, że jutro o tym pogadamy 🙂 Efekt był taki, że pierwszy nie wytrzymał i przejął wachtę!!! Wielkie serce Pierwszy ma 😀

12.30    Wiatr wrócił w okolice obiecanych 20 węzłów i siadał, mogliśmy się odłożyć na prawidłowy kurs, prędkość 7.4 węzła, zająłem się agregatem, załoga sterowaniem – dość duże zygzaki jak na regaty:) Agregat milczał, przechył zmalał, więc odpowietrzyłem układ paliwowy i na otwartych rozprężnikach ostatnim prądem uruchomiłem silnik! Przy tyrkającym akompaniamencie silnika z zadowoleniem nuciłem „Już nie wrócę na morze..” a prędkość pod 8.4 węzła!!!   Silnik N55.02 E1847 do godz 13.17 poz. N54.57 E1848

17.52     ZATOKA!!! Szymon przestał chorować, Monika w końcu wstała, prędkość pod spinakerem, genuą i grotem 8 węzłów !!!

18.43’55  META !!!

 
Wiem, że mogłem więcej wycisnać z Quicka, jednak bezpieczeństwo naszych pierwszych i pewnie ostatnich laureatów było i powinno być na pierwszym miejscu. I dla mnie i dla nich była to nowość, a do tego dośc niefortunnie wybrany ubezpieczyciel, z którym do września mam zawartą umowę, jakim jest Pantaenius Polska, nie zachęca do zbytniego ryzyka a tym bardziej do płacenia kolejnych składek 🙂
 
Prolog

Mam swiadomość że są to regaty dość wymagające, ale tylko takie dają tak wielką satysfakcję wszyskim, którzy w nich wystarowali i je ukończyli. Wszystkim kolegom, przyjacielom, żeglarzom serdecznie dziękuję za podjęcie rękawicy na tak wielkim polu bitwy, jakim jest Bałtyk. Na chwilę obecną wyników regat jeszcze nie znam, ponieważ czekamy na resztę czasów jednostek zgodnie z najważniejszą maksymą tych regat, jaką jest zasada gentlemen’s agreement.

Po podliczeniu okaże się kto z naszej dziesiątki popełnił najwięcej błędów – ja do swoich uczciwie się przyznałem 🙂 Patrząc po liście startowej jedno jest pewne, nie są to regaty popularnych nazwisk naszego żeglarstwa ale regaty dla ambitniejszych amatorów i tylko takich zapraszam 🙂
 
Uroczyste zakończenie regat już w ten piątek, 16.08 o godzinie 17.00 w siedzibie POZŻ. Zapraszamy wszystkich uczestniczących.
 
 

Komentarze