Polinezja – sierpień 2012 (Kolejne relacje i przemyślenia Mirka Lewińskiego z Wielkiego Kręgu… (WS)

0
670

(1)   16.08.2012 – Tahaa, Apia Bay

     Pięć dni temu opuściłem gościnną Marinę Taina, gdzie stałem na boi prawie trzy tygodnie, na szczęście boja była bezpłatna, a pracownicy mariny niezwykle życzliwi. Doczekałem się silnika do windy kotwicznej, trwało to jak na standardy polinezyjskie krótko, bo tylko dwa tygodnie, z czego cztery dni wędrowała ona do Papetee, a pozostałe 10 dni „nabierała ważności” na miejscu. Miałem szczęście, bo list od rodziny dotarł na Tahiti po tygodniu -brawo Poczta Polska, a do mariny po następnych 20 dniach (!), dzisiaj właśnie. Szczęśliwie Constans, szefowa Mariny Taina, wyśle mi list samolotem na Raiatea. Wygląda, że szczęście wróciło do mnie, bo jutro mam również odebrać naprawionego ,,Rotarego” (reacher 80 m kw) i to za 1/3 ceny w porównaniu do Papetee. Ten żagiel jest dla mnie kluczowy, szczególnie teraz gdy jestem sam. Duża powierzchnia, łatwy w obsłudze, wytrzymuje do 26 węzłów z rufy i nie zawsze muszę stawiać grota. Silnik do windy zamontowałem sam, wszystko powinno działać, ale zgodnie z prawem Murphego nie działało. Trochę to przerastało moje kompetencje, poprosiłem więc Pawła, kapitana czeskiego jachtu… o konsultacje. Silnik został zamontowany prawidłowo, natomiast prąd nie ,, stykał” – solenoidy. Pierwszy raz o czymś takim słyszałem, ale Paweł popłynął, zwróciłem się więc o pomoc do Andiego, sąsiada ze szwedzkiego jachtu. Trwało to ze trzy godziny, ale winda zastartowała, a ja stałem sie specjalistą również od solenoidów…

     Zgodnie z tradycją nie rusza sie w morze w piątek, ale tym razem żadna siła nie utrzymałaby mnie w Papetee. Początkowo wiało do 30 węzłów, co pod samym fokiem pozwalało osiągać 6 węzłów. Później niestety zdechło i ostatnie 7 godzin silnik. Początkowo kierowałem sie na Huahine, ale tuż przed wyspą pomyślałem, że dobrze byłoby oddać żagiel do naprawy na początku tygodnia i skierowałem się na sąsiednią Raiatea. Tak łutem szczęścia trafiłem do Zatoki Faaroa, pusto i pięknie. Do zatoki uchodzi rzeka Faroa, jedyna rzeka na Polinezji Francuskiej, którą można pontonem popłynąć w jej górę aż dwie mile. Wrażenie niezwykłe, dżungla tropikalna acz bezpieczna, jak wszystko tutaj, cisza, kolory, w tle góry.       

     Czytałem wcześniej o atolach ale dopóki nie zobaczyłem ich na własne oczy, nie do końca sobie to wyobrażałem. Dwie duże wyspy Raiatea i Tahaa otoczone naokoło rafą, dzięki czemu pływa sie wokół nich jak po jeziorze, a na zewnątrz huczy Ocean. Mnóstwo zatok a wręcz fiordów i nie ma tłoku. Wspaniały klimat, nie jest tutaj tak gorąco jak na Karaibach, tylko 27 stopni, woda też nie za ciepła – „tylko” 25,5 stopnia. Można żyć. Trochę to śmieszne, ale obniżenie temperatury powietrza i wody o trzy stopnie w stosunku do Panamy spowodowało, że ubrałem po raz pierwszy od dwóch lat sweter. Zimno!!! Co będzie po powrocie do domu?

 
(2) 18.08.2012 – w drodze z Tahaa na Bora Bora

Władysław Wagner a Rejs Wagnera

 

  Tak29 maja 2010 na zbudowanym przez siebie jachcie wyruszyłem w rejs dookoła świata. Swoją stronę internetową nazwałem nie „Ulysses” od nazwy jachtu ale „Rejs Wagnera”. Od zawsze twierdziłem, że opłynę świat, ale a na takie przedsięwzięcia nigdy nie ma dobrego czasu, stało się to dopiero teraz. Pierwsze podejście miało miejsce po zbudowaniu ,,Starego” w 1992. Nie wyszło. Później klasyka: rodzina, kariera zawodowa i już prawie wydawało się, że będę jednym z tych, którzy mówią, że coś kiedyś zrobią – znaczy popłyną – ale kończy się tylko na gadaniu. To nieszkodliwe ale niezbyt męskie…

    Czas płynął, w międzyczasie na ,,Starym”, który z takim wysiłkiem zbudowaliśmy z Ojcem oraz dwoma przyjaciółmi, odbyły się dwie wspaniałe wyprawy młodzieży ze Śląska wokół Hornu oraz przez North West Passage. Spotkania z chłopakami Jackiem, Sławkiem i Dominikiem uświadomiły mi, że czas nie stoi w miejscu, więc teraz albo nigdy… Budowa „Ulyssesa zajęła mi 3 lata. Później podczas rozmowy kapitan Maciej Krzeptowski spytał po co płynę? Za marzeniem. To za mało – odparł. I tak znaleźliśmy Władysława Wagnera, którego ma przypominać nazwa mojego rejsu. Po przeczytaniu książki Anny Rybczyńskiej – „Prawda o Władysławie Wagnerze” – jego postać stała się dla mnie bliska. Odważny romantyk z fantazją i wiarą co góry przenosi. Niestety nieznany. Zabawne, że nazwa ,,Zjawa” kojarzył się z jachtem ale niekoniecznie z jej Kapitanem i niewielu Polaków zna wspaniałą historię jego wyprawy. A przecież nie ma w historii żeglarstwa nikogo, kto ruszając w morze nie miał doświadczenie żeglarskiego, a podczas wyprawy zbudował dwa jachty, mając dwadzieścia kilka lat. Polska Fantazja. Rejs W. Wagnera trwał siedem lat (1932-1939), niestety wybuch II Wojny Światowej i późniejsze zmiany polityczne nie pozwoliły Władysławowi Wagnerowi wrócić do Polski. Niezwykła jest również historia jego przyjaźni ze skautami australijskimi: Dawidem Walshem i Bernardem Plowrightem, która przetrwała na zawsze. I temu też służy żeglarstwo. W jego wyprawie było wszystko: marzenie, odwaga, konsekwencja i przyjaźń. Mam nadzieję, że nie zabraknie tego także w moim rejsie…

    Rejsy są nieporównywalne: inne jachty, inna wiedza, inna nawigacja – teraz z GPS,
 a Władysław Wagner nie miał na początku nawet kompasu, nie mówiąc o innych nowinkach technicznych. Cieszę się, że dzięki inicjatywie dwóch Kapitanów – Jerzego Knabe i Andrzeja Piotrowskiego – pamięć Kapitana Wagnera i jego pionierskiego wyczynu odżyła. Mam nadzieję, że również mój rejs, zastanawiając spotkanych żeglarzy swoją nazwą i informacją na wystawianej w portach tablicy,  również się do tego przyczynia.

 

PS. Nazwa jachtu ,, STARY” wywodzi od mojego ojca Władysława, a nie od wieku jachtu.


Z żeglarskim pozdrowieniem

Mirosław Lewiński  s/y Ulysses  telefon Polinezja: + (689) 302-019
www.rejswagnera.pl     skype: syulysses

 

 

 

 

 

 

Komentarze