O niewyjaśnionej tragedii kutra

0
1100

… ponad pół wieku po katastrofie, na spotkaniu autorskim z Ryszardem Leszczyńskim w Łebie

obraz nr 1

W poniedziałek, siódmego grudnia 1959 roku, około godziny 03.30 na redzie Ustki pojawia się płynący z północnego zachodu, szukający schronienia, zmorzony ciężkim sztormem kuter. Obserwując zadziwiające i niezrozumiałe manewry nierozpoznanej jednostki, której krążenie zakolami i nieskładne próby namierzenia się na światła falochronowych główek muszą budzić niepokój, latarnik Zygmunt Radzikowski i bosman portu Władysław Bogumił ogłaszają alarm. Polecają dowódcy stacjonujących w Ustce ratowników z „R 2”, aby przygotowali się – pomimo że nikt dotąd nie wzywał pomocy – do natychmiastowego wyjścia w morze. Jak się miało niebawem okazać, ów zabłąkany „żółtek”, którego światła chwilę później giną w pomroce morza i nocy, to odbywający dziewiczą podróż kuter rybaków łebskiej spółdzielni pracy imienia X-lecia PRL „Łeb 30”. Stalowa, blisko osiemnastometrowa, mająca na pokładzie pięciu mężczyzn jednostka, która miała zamknąć erę „drewniaków”, początkując zarazem etap rozwoju i modernizacji floty przedsiębiorstwa.
 
Nieudolna, jak oceniono ją później, prowadzona w niezwykle trudnych warunkach pogodowych akcja ratownicza (silny rozkołys, 13-stopniowy mróz i porywisty wiatr, który sprawiał, że bryzgi fal momentalnie zamieniały się w lodową skamielinę), nie przyniosła oczekiwanych efektów. „Łeb 30” zatonął nocą nieomal sto metrów od brzegu, a światło dnia ukazało rozsierdzone wciąż morze i żałosne, rozbijane przez wysoką falę szczątki kutra, na którego wantach dostrzeżono rozpięte, czy rzucone siłą rozfalowania zamarznięte zwłoki Stanisława Witasa. Kierownika ds. eksploatacyjnych spółdzielni, który w tej tragicznej, grudniowej wyprawie brał udział. Bliższe oględziny jednostki potwierdziły też jednak, że na burcie nie ma załogi. Ujawniały, że szyper, 26-letniGerhard Kusz, szef maszyn, 31-letni Edmund Kobielski, starszy rybak, 21-letni Zygmunt Palak i rybak, 25-letni Józef Śnioszekopuścili kuter w nieznanych okolicznościach i nieokreślonej bliżej chwili grozy, próbowali ratować życie na tratwie, jakkolwiek – przy tej temperaturze powietrza i wody – ich szanse ratunku były iluzoryczne, by nie powiedzieć – żadne. Na dryfującą, odkrytą tratwę, którą w owych latach klecono z czterech wypornościowych baniaków i stanowiących rodzaj podłogi gretingów, natrafiono w pobliżu Bornholmu 17 grudnia, a więc dziesięć dni po tragedii. Zaginionych rybaków nie odnaleziono nigdy. Morze, które zwykle zabrane ofiary oddaje, tym razem zachowało się inaczej. Tajemnice ich śmierci miały okryć cienie ciszy, chłód morskich odmętów, a potem czas zapomnienia.

Ale żywotność pamięci o dramacie „Łeb 30”, pomimo że za kilka tygodni minie 54 lata od tamtego nieszczęsnego sztormu i niedokończonej wyprawy, której celem miał być macierzysty port w Łebie, jest nadal godna podkreślenia, warta poszanowania i uwagi. Dowiodło tego chociażby niedzielne spotkanie Ryszarda Leszczyńskiego (autora rybackiej trylogii, który od lat współpracuje z naszym Wydawnictwem i Fundacją)

obraz nr 2

z czytelnikami jego marynistycznych opowieści, do jakiego doszło z inicjatywy p. Marii Konkol, kierowniczki Biblioteki Miejskiej w Łebie.

obraz nr 3

powiększ     powiększ     powiększ 

Znakomita frekwencja, dobra znajomość tematyki rybackiej, którą prezentowali zebrani, oraz chęć uściślenia czy dojścia do faktów, których ustalić już dziś nie sposób, sprawiły, że spotkanie nabrało wspominkowej aury. Stało się wyprawą do tamtych wstrząsających dni końca lat pięćdziesiątych – niektórzy z obecnych na sali pamiętali je świetnie – kiedy dramat rybaków z Łeby poruszył Wybrzeże i Polskę.

Zanim jednak padły pierwsze pytania pod adresem Autora wystąpiła miejscowa poetka, p. Bożena Gornowicz,

obraz nr 4

(aby powiększyć – kliknij fotkę)

odczytując wzruszające strofy nowopowstałego wiersza, który nawiązywał do święta odzyskanej niepodległości, tuż po niej zaś głos zabrała przewodnicząca Rady Miasta p. Barbara Dąbrowska.

obraz nr 5

Zapalając znicz u stóp symbolicznego postumentu z listą ofiar kutra „Łeb 30”, zauważyła, że w tak szczególnych dniach jak ten, winni jesteśmy chwilę zadumy zaginionym i zmarłym na morzu. Powinniśmy – powiedziała – postawić im „pomnik naszej pamięci”. Przedstawić dowód, że Ci, którzy kiedyś odeszli, pozostają niezapomniani, są wciąż gdzieś pośród nas.

W części, w której mówiło się już tylko o wypadkach morskich, Ryszard Leszczyński omówił osiem największych rybackich dramatów rejonu, które rozegrały się w latach 1950-2010, przypominając tych, którzy nie powrócili ze swych wypraw do domu. Tu przywołał nazwiska Adama Nasalskiego i Władysława Kilińskiego („Łeb 13”), Antoniego Przybyła („Łeb 26”), Aleksandra Raudo („Łeb 55”) i Tadeusza Wiesiołka („Łeb 18”), Eugeniusz Gaura („Łeb 48”) i Jana Zięby („Łeb 19”), Witolda Okenczyca, Hartmuta Zielińskiego i Ryszarda Karcza („Łeb 47”) oraz Zbigniewa Dzietczyka, Sebastiana Jancego i Grzegorza Jakubowskiego („Łeb 25”). Najwięcej czasu poświęcono jednak sprawie zaginięcia załogi kutra „Łeb 30”. Próbie wyjaśnienia okoliczności w jakich Gerhard Kusz, Edmund Kobielski, Zygmunt Palak i Józef Śnioszek opuścili pokład, ale i tego, co działo się z nimi przedtem i tuż potem. O hipotetycznych przyczynach dramatu mówili zatem emerytowany szyper Ryszard Stachewicz i bosman portu Janusz Misiorek. Dni owego grudnia przypomnieli Marek Kaliciński (siostrzeniec Gerharda Kusza) i Zofia Śnioszek (wdowa po Józefie, rybaku, który rybackiego chleba smakował zaledwie cztery miesiące). 

Na podsumowujące wystąpienie zdobył się burmistrz miastaAndrzej Strzechmiński (absolwent uczelni morskiej, dysponujący cenzusem i doświadczeniem z lat pracy na statkach, a więc znający narowy żywiołu nie tylko z perspektywy nadmorskich wydm, plaż i bulwarów).

obraz nr 6

W resume, które zaprezentował gość spotkania i Autor „rybackich tragedii” Ryszard Leszczyński pojawiła się więc dość oczywista, jedyna do przyjęcia konkluzja: nasza wiedza o katastrofie sprzed ponad pięćdziesięciu lat nie uległa rozszerzeniu, nikt nie zna nowych faktów, nikt nie potrafi zmienić jej na jotę. Jak zginęli rybacy i czy przyczyną owej śmierci były tylko fatalne warunki pogodowe, nie dowiemy się więc nigdy. 
(ertel)

Zdjęcia: Cezary Spigarski

P.s. Więcej szczegółów o tajemniczej katastrofie kutra „Łeb 30” oraz informacji o innych wypadkach, jakich dziesiątki zanotowano na czarnych kartach powojennej historii polskiego rybołówstwa morskiego, znaleźć można w wydanej przez naszą Fundację trzytomowej publikacji Ryszarda Leszczyńskiego „Tragedie rybackiego morza”. Książki są jeszcze na półkach księgarni Oficyny Morskiej. Zapraszamy.

 

 Za zgodą : http://oficynamorska.pl/

Komentarze