Rejs na Gwadelupę
9 marca 2014
Droga z Trynidad na Gwadelupę okazała się być dość długa i wyczerpująca. Słabnące wiatry zmusiły nas do zrobienia postoju przy nawietrznym brzegu Martyniki, tuż obok południowo-zachodniego krańca wyspy Ilet Thiery. Dzięki nieplanowanemu postojowi, odkryliśmy przepiękne miejsce. Zaciszną zatoczkę Cul-de-Sac Fregate. To miejsce jest absolutnie rajskie. Lazur wody i biały piasek w połączeniu z błękitem nieba tworzą zachwycający krajobraz. Do tego dno oceanu bogate jest w conch. Ach, na sama myśl o wyjątkowym smaku ślimaków ślinka mi cieknie… Podczas pierwszego nurkowania z maską i rurką wyłowiliśmy wystarczającą ilość ślimaków na obfity obiad. Największy ślimak wraz ze swoim domem ważył około 2 kg. Pierwszy znaleziony miesiąc temu conch smażyliśmy, świeże zbiory zamarynowaliśmy i planujemy zjeść na surowo.
Od paru dni rozpieszczamy nasze podniebienia przepysznym Wahoo, które złowiliśmy dzień przed dopłynięciem do Cul-de-Sac Fregate. Przygotowaliśmy wahoo w sosie anyżowym i tatar. To była istna uczta!!
Śladami Cousteau – Gwadelupa
14 marca 2014
Nazwana była przez Karibów Karukerą, Wyspą Pięknych Wód. W 1493 roku przemianowana przez Krzysztofa Kolumba na Santa Maria de Guadalupe de Extramadura (na cześć hiszpańskiego klasztoru). W drugiej połowie XVII wieku, Francuzi skrócili nazwę do Gwadelupa.
Zatrzymaliśmy się w zatoce Malendure leżącej pomiędzy Wyspą Gołębi (Pigeon Island) a górzystą częścią Gwadelupy, Basse-Terre. Kotwicowisko znajduje się w samym sercu rezerwatu morskiego im. Cousteau, słynnego badacza oceanów, który uznał ten akwen za jedno z 10 najpiękniejszych miejsc do nurkowania na świecie. Już po pierwszym skoku z jachtu do wody mieliśmy okazję przekonać się o bogactwie życia podwodnego – pływaliśmy z żółwiami i małymi rekinami a dno morza usłane było gigantycznymi karaibskimi ślimakami.
Największe wrażenie zrobiła na nas Papugoryba. Jej wyjątkowe piękno kryje się w intensywnych kolorach wszystkich odcieni tęczy, które ulegają zmianie wraz z osiągnięciem dojrzałości (na fotografiach jeden z zaobserwowanych gatunków: młody osobnik po lewej, dojrzały poniżej).
Obok uroku zewnętrznego podobno kryje w sobie również bogactwo smaków. Ze względu na to, że jej dieta składa się głównie z żyjących na rafie alg zawierających toksynę (cigua), zjedzenie jednak zbyt dużej papugoryby może skończyć się ciężką i nieuleczalną chorobą – ciguaterą.
Jedliśmy natomiast, pierwszy raz w życiu, Skrzydlicę Ognistą.
Na każdej, odwiedzonej przez nas wyspie, natrafialiśmy na plakaty ekologów namawiające do polowania na tego drapieżcę. Wypuszczona przez hodowców Skrzydlica rozprzestrzeniła się w wodach Atlantyku i Morza Karaibskiego w bardzo szybkim tempie. Nie ma tu naturalnych wrogów, dlatego stała się poważnym zagrożeniem dla równowagi ekosystemu. Mimo tego, że jest toksyczna i potrafi być niebezpieczna dla człowieka, postanowiliśmy przysłużyć się ochronie środowiska i zapolowaliśmy na nią z kuszą. Skrzydlica jest dość statycznym celem a po odcięciu wszystkich kolców, w których znajduje się jad, staje się całkowicie bezpieczna. Okazała się być niezłym przysmakiem – jej mięso jest delikatne, soczyste i prawie nie ma ości.
Chwilowy postój w ślicznym miasteczku Deshais, głównie w celu odprawy celnej i uzupełnienia wody. Do jedynego miejsca, które ją oferowało, można było podpłynąć tylko pontonem. W takich chwilach nieocenione stają się 5 litrowe baniaki po wodzie mineralnej.
Jutro ruszamy na Antiguę…
Za zgodą Patrycji i Łukasza
http://indrartw.pl/