Te parę dni spędzonych na jachcie Arctic Vision firmy Boreal Yachting z Tromsø wywarło na mnie takie wrażenie, że postanowiłem podzielić sie tym z wami- żeglarzami.
Myślę, że wielu z was chciałoby kiedyś pożeglować na tych zimnych wodach północnej Skandynawii.
Kurs-rejs odbył się w październiku a uczestnikami byli ludzie rożnych narodowości : Norweg, Czech, Holender (instruktor), Polak (ja) i Szwajcar (kapitan/instruktor). Choć każdy z nas władal j.norweskim to jezykiem pokładowym był angielski.
Załoga – miała przejść kurs RYA Day Skipper (oprócz mnie).
Założenie było takie, że żeglujemy ile się da, w różnych warunkach i o każej porze dnia. Z uwagi na to, że już mieliśmy dość dużo śniegu oraz krótki dzień, rejs był jeszcze ciekawszy.
Pierwszego dnia jak zawsze na rejsie otrzymaliśmy wiele praktycznych informacji o jachcie, bezpieczeństwie oraz o samym kursie.
Założenie będzie takie, że rejs odbędzie sie w okolicznych fjordach (wokół Tromsø).
Był dość duży mróz, więc pokład i liny wymagały częstej “konserwacji”.
Po pierwszej nocy szybkie śniadanie a następnie wyjście z małej mariny na Kvaløya. W planie mieliśmy żeglowanie na żaglach przez cały dzień lecz w końcówce zaproponowano manewry w porcie. Dla niektórych z nas było to pierwsze takie doświadczenie. Ciągła fala tylko dodawała adrenaliny.
Dzień drugi to wypłynięcie w dłuższą trasę. Mieliśmy przenocować w Hansnes , na północ od Tromsø. Pogoda znowu robiła swoje. Ciągła, gęsta śnieżna zadyma. W ostatniej części trasy nie widać było gór za to można było ostro pożeglować. Byliśmy wykończeni tym dniem. W marinie było mało miejsca, dodatkowo fala utrudniała zacumowanie. Tego wieczoru dołączył do nas dodatkowy instruktor (Holender). Facet z wielkim doświadczeniem regatowym.
Następny ranek i silne dmuchanie od strony gór. Wyjście z portu z przygotowanym przez nas żaglem sztormowym. Założenie było takie, że wieczorem po przejściu pod mostem w Tromsø płyniemy dalej do Ramfjord. Ramfjord to jedyny w tym rejonie zamarzający fjord. Na tym lodzie łapie się cudowne dorsze. Pogoda, która była na ciągłym odsłuchu zapowiadała się nienajlepiej. Synoptycy ostrzegali przed bardzo silnym wiatrem i prosili o nie wychodzenie z portów od godzin popołudniowych. Oczywiście wszystko mogło sie szybko zmienić i tak właśnie się stało.
Wyruszyliśmy w sztormie na małym sztormowym, pomarańczowym i nigdy wcześniej nieużywanym żaglu. Fale stawały się coraz bardziej białe. Prędkość była zaskakująca. Droga, którą wyliczyli koledzy skróciła się radykalnie. Wszyscy staliśmy na pokładzie z uśmiechniętymi buziami, nikt nawet nie myślał o zejściu pod pokład. Widać było, że pomimo dużych przechyłów i niepogody jacht doskonale radził sobie z falą. Z widoku zniknęły góry i zrobiło się szaro. Widoczność była zerowa ale prędkość za to doskonała. Wskaźniki pokazywały 25 m/s. Sunęliśmy.
Kilka mil od nas doszło w tym samym czasie do wypadku na morzu. Ratownicy ratowali ludzi ze statku przetwórni. Robiło się gorąco i kapitan zdecydował o przerwaniu trasy. Zacumowaliśmy w Tromsø w centrum miasta. Musieliśmy przeczekać sztorm.
Rano te same “procedury”. Pomarznięte liny i pokryty lodem pokład utrudniały start. Założenie było takie, że tego dnia po wypłynięciu z Tromsø cumujemy nieopodal Ryøya i trenujemy kotwiczenie. Bardzo niski stan wody w niektórych miejscach między wyspa a stałym lądem utrudniał żeglowanie. Jeden z nas cały czas stał na dziobie i wzrokowo kontrolował głębokość.
Cały czas kapitan uczył nas żeglowania bez konieczności używania elektroniki, mimo że ta działa na 100 %.
Pogoda sie uspokoiła ale jak się okazało tylko na 2-3 godziny. Tyle właśnie wystarczyło na przygotowanie obiadu w spokoju. Potem już tylko wiatr, śnieg, duża fala i ratowanie tonącego.
W takich warunkach to wcale nie jest prosty manewr, dlatego powtarzaliśmy to do znudzenia. Zrobiło się ciemno a my dalej ratujemy. Po kilku godzinach powrót na Kvaløya. Ciemno i zimno. Szkolący się na sterników płynęli tylko na własnych wyliczeniach i oznakowaniu lampowym. Każdego wieczoru po żaglach odbywały się zajęcia teoretyczne. Myślę, że nie były obowiązkowe, jednak wyglądało na to, że każdy z nas chce wykorzystać ten czas na otrzymanie maksymalnej wiedzy o żeglarstwie. Spaliśmy mało i to nikomu nie przeszkadzało. Team, tak, zrobił się team, współpracował idealnie. Po tych paru dniach rozumieliśmy sie bez słów.
Dzień ostatni to ponowne ratowanie tonącego oraz manewry do bólu. Z falą, w porcie, w ciemnościach.
To co mnie zaskoczyło to dość silny wiatr przechodzący w zacinający i marznący deszcz ze śniegiem. Okładał nas po i tak juz zmarzniętych twarzach.
Niepisaną zasadą było, że wszyscy mają być na pokładzie. Mimo pogody nikt z nas nie miał na myśli odpuścić sobie tych ekstremalnych przeżyć. Pogoda zmieniała się co jakiś czas ale zawsze było poniżej zera.
Wcześniej pływałem kilka razy w regatach w tym rejonie ale nigdy w tak ciężkich i wymagających warunkach. Na pewno duże znaczenie odegrały tutaj sztormiaki czy kombinezony, które używaliśmy. Po kilku dniach stania na mokrym tylko jeden z nas mógł być zadowolony ze swojego obuwia. Kolega, który używał wysokich wędkarskich butów na grubej podeszwie nie odczuwał skutków zimy i ciągłego stania w wodzie. Z kolei mój sztormiak jako jedyny nigdy nie przemókł.
Wielkim żalem było kończyć tę przygodę. Dużo nowych przeżyć i nowi ludzie. Polecam.
Coś o nich :
Kapitan – instruktora RYA, Szwajcar. Super kucharz. Władał 5 językami ale nie polskim.
Instruktor nr 2 – Holender, inżynier, żeglarz regatowy najwyższej klasy regat.
kursant nr 1 – Norweg, właściciel małego jachtu, na co dzień pływa łodzią motorową na hodowli łososia.
kursant nr 2 – Czech, nauczyciel który wkrótce kupuje jacht, na którym zamieszka. Zaczął pracę na wyspie a jacht będzie dobrym środkiem transportu.
kursant nr 3 – Polak czyli ja, szukam ciekawych rejsów – w miarę niedrogich
Dużo pływania i szkolenia w warunkach sztormowych. Chciałbym was zachęcić do skorzystania lub odwiedzenia Tromsø zimą lub latem.
Zaletą pory zimowej jest napewno to, że na wiatr możemy liczyć prawie zawsze, oglądanie zorzy polarnej oraz usuwanie śniegu z pokładu każdego ranka to norma.
Niezwykłą frajdą jest fakt pływania fjordami między ośnieżonymi górami.
Latem mamy jasność (24h) i zielone szczyty gór.
Firma Boreal Yachting organizuje kursy-szkolenia RYA , organizuje rejsy na Szpitzbergen i Lofoty ( tam jest druga siedziba firmy), wyprawy łączone tzn. żeglarstwo z narciarstwem/zjazdy dzikimi trasami, czarter oraz organizacja rejsów na życzenie.
Większość floty to polskie Delphie w różnych rozmiarach. Firma ma wielu klientow z USA, Szwecji, Szwajcarii… oraz z Polski. Tutaj na jachcie możesz zjeść tradycyjne norweskie potrawy (oczywiście suszone ryby, renifera, łosia, wieloryba i wiele innych “egzotycznych potraw”)
Zachęcam was do przeżycia czegoś szczególnego i niecodziennego .
link Firmy : http://www.boreal-yachting.com/
Jesli potrzebujesz pomocy/informacji to pisz na : vinter.adam@gmail.com