Bitwa o Gotland 2016 – Ocean 17

0
1421

 

Za równo okres ubiegłej zimy jak również sezon żeglarski 2016 ukierunkowany był na zdobycie kwalifikacji do OSTAR 2017. Aby zdobyć kwalifikację musiałem ukończyć regaty Bitwa o Gotland!

W edycji regat 2015 organizatorzy podjęli mając na uwadze bezpieczeństwo zawodników decyzję obowiązkowej przerwie na Visby. Mnie na prawie dwa lata przed startem regat OSTAR zmusiło do trudnego wyboru. Albo wycofanie się z regat – dyskwalifikacja – i kontynuowanie rejsu lub obowiązkowy postój i pożegnanie się z kwalifikacją. Mając dwa lata na zdobycie czasu, karnie dostosowałem się do poleceń organizatora i tym samym pożegnałem się z kwalifikację.

Mając kolejny rok na zdobycie kwalifikacji cały sezon 2016 podporządkowałem tylko jednemu. Wystartować w regatach Bitwa o Gotland 2016 i zdobyć kwalifikację. Cały sezon oprócz kilku startów „z marszu” w regatach upłynął na realizacji wszystkich zobowiązań jakie niosła realizacja projektu Ocean17.

Dzięki współpracy z partnerami projektu udało się wykonać szereg zaplanowanych prac przy True Delphii. Na tapetę trafiła wymiana łożysk trzonu steru. Prace, które na początku wyglądały się szybkie i błahe przekształciły się w poważne prace stoczniowe wykluczając łódkę na miesiąc z pływania. Drugim elementem prac to były prace związane z masztem. Założyłem, że Atlantyk zweryfikuje wszystkie punkty jachtu i do spraw około masztowych trzeba podejść poważnie. Maszt został praktycznie „wypruty do zera”. Zostały wymienione fały, kable elektryczne i antenowe. Na plac boju wkroczył Eljacht, który do tematu podszedł kompleksowo. Kilka rozmów z właścicielem firmy i nie mam wątpliwości. Jak robimy to robimy porządnie i wszystko. Wymieniamy kable elektryczne i antenowe. Tomek doświadczony innymi projektami dokłada kable do instalacji radaru co do którego wtedy miałem jeszcze wątpliwości. Dzisiaj już mu dziękuję bo temat radaru wraca a instalacja jest gotowa.

Kolejnym usprawnieniem na jachcie to za namową Tomka jest lampa LED trójkolorowa, która trafia na top masztu.

Do tego wymiana stalówek i fałów włącznie z uzupełnienie brakujących fałów spinakera, które z pewnością będą pełniły rolę rezerwowych dla genakera.

Maszt pomimo wielu żartów przyjaciół, których przez miesiąc spotykam w marinie Gdynia wraca na jacht. Prace tuż przed startem do regat SailbookCup trwają do wieczora. Mamy świadomość, że impreza integracyjna uczestników na molo w Sopocie trwa w najlepsze, a my jeszcze w ciemnościach łudzimy się, że uda się zamontować nowy wytyk gennakera. Niestety, okazuje się, że to już za dużo. Instalacji wytyku wymaga poważniejszych prac z nierdzewką i trzeba to zostawić na później.

Tak krok po kroku mija sezon żeglarski ale ja tymi małymi krokami przygotowuję się do OSTAR oraz kwalifikacyjnego udziału w regatach Bitwa o Gotland

Już na tydzień przed regatami mocno ożywają wzajemne kontakty zawodników. Z  prawdziwą zazdrością słucham Maćka Murasa, który na tydzień przed startem ma czas na bratanie się z jachtem, jego przygotowania i treningi, a ja znowu na dzień przed regatami zdyszany wpadnę do Górek nerwowo próbując ogarnąć to i owo.

Na szczęście dzięki partnerom wszystkie zaplanowane prace, których efekty mają być zweryfikowane na Bitwie są wykonane.

Na plac boju wraca Eljacht, który montuje „z odzysku” generator wiatrowy (chińczyk podarowany od taty, który nie sprawdził się na lądzie. Czy sprawdzi się na morzu?), nowe akumulatory a do tego dokonują przeniesienia plotera mapy.

Podczas startu w regatach Polonez Cup dokonałem kolejnego spostrzeżenia. Przy długotrwałej żegludze na otwartym morzu, ploter mapy przy kole sterowym nie ma racji bytu, a wręcz przeciwnie jego umiejscowienie jest nieodpowiednie. W głowie zaczynam się zastanawiać, co chłopacy z serwisu sobie myślą kiedy przenoszą dopiero co zamontowany ploter mapy nad zejściówkę. Ale moje poprzednie doświadczenia pokazują jedno. Nie siedzisko za kołem sterowym i mesa są moim miejscem na jachcie, a właśnie zejściówka. I tam właśnie decyzję się zamontować ploter mapy. Uznałem, że jest to miejsce, w którym przy odpowiednim zoomie widać mapę z za koła sterowego, a do tego miejsce suche pod osłoną szprycbudy, do którego w suchych ubraniach mogę dojść z pod pokładu.

Przed startem wszystko jest zrealizowane wg założonego planu.

Pozostaje już tylko przygotować się do startu i w drogę. Ale nie tak szybko. W tym roku w sobotę –w  wieczór poprzedzający start do Bitwy wypadają moje urodziny. Po hucznie obchodzonych urodzinach rok temu wiedziałem, że nic się nie ukryje. Trzeba stawić temu czoła – myślę sobie! W gronie wspaniałych ludzi, żeglarzy obchodzę kolejne sympatyczne chwilę, kończąc 41 lat.

Niedziela godzina 0900.

Jak przed każdymi regatami zegarek zaczyna żyć własnym życiem. To moment, w którym „sikor” odmierza w ciągu jednej sekundy upływ co najmniej dwóch. Czas zaczyna biec.

Szybkie zdjęcia grupowe, krótki wywiad dla sailing.org i w drogę.

Odprawa meteo poprzedniego wieczora zmroziła wręcz krew w żyłach. Rano poprzednie prognozy weryfikują na gribach i wszystko się potwierdza. Pomimo zaklinania załamania pogody przez Jacka Zielińskiego nic z tego. Nie będzie wiatru, a nad Gotlandią spotka nas cisza.

Startujemy i gonimy na Gotlandię. Z Maćkiem Murasem pilnujemy się. Udaje się być w grupie, z którą od początku planowałem podjąć walkę. Tak upływają pierwsze godziny regat. Warunki pogodowe dobre, a na trasie pierwsze wykruszenia.

Z regat wypadają dwa pierwsze jachty Vector Baltica i Errislannan. Vector wycofuje się przez awarię rolera, a Errislanan z powodu problemów z autopilotem.

Reszta pędzi do przodu. Postanawiam niczego nie żałować i testować takielunek i wszystko na maksa. Przed wieczorem i mi się pojawia stukanie w tylnej bakiście. Przyznam, że w pierwszym momencie ogarnia mnie uczucie zażenowania. Po tylu pracach i nakładach finansowych jeszcze coś! Nurkuję w bakiście rufowej i analizuję. Widzę, jeszcze jedną rzecz, której nie sprawdziliśmy i która oczywiście „wyszła” jak trup z szafy.

Siłownik autopilota ma luz na półce przymocowanej do grodzi. Mam około 150 mil do Gotlandii. Postanawiam oszczędzać półkę i płynę ile mogę ręcznie z krótkimi drzemkami. Układam w głowie nowy plan aby ukończyć regaty i zdobyć kwalifikację. Postanawiam ciągnąć maksymalnie na autopilocie i dopłynąć do wysokości Visby. Jeśli się nic nie pogorszy z mocowaniem siłownika to po minięciu Visby będą sterować ręcznie lub będę ustawiać łódkę na samosterowność, co dla łódki w żegludze na wiatr nie jest trudne. Sprawę konsultuję z Jackiem Zielińskim, oraz Mariuszem Kowalskim z Fujimo informując o problemach.

Mariusz od razu proponuje pomoc i Visby zakupuje i przygotowuje dla mnie kątownik, który ewentualnie będzie mógł mi podrzucić na wodzie.

Po strasznie frustrującej nocy mijam Visby i realizuję swój plan. Nie widzę aby uszkodzenie półki postępowało więc w tym momencie mam jeden cel. Ukończyć regaty i zdobyć kwalifikację więc ustawiam łódkę na samosterowność. Łódka sprawuje się dobrze, trzyma kurs i radzi sobie z falą choć myszkującą żeglugę trudno nazwać regaceniem się.

W nocy po kilku docinających halsach udaje mi się dotrzeć do zwrotnego znaku kardynalnego. Odkładam się na południe i lecę jak po kresce w dół, goniąc prosto do mety.

Udaje mi się ukończyć regaty na czwartym miejscu w grupie OPEN ale co najważniejsze zdobywam kwalifikację do OSTAR2017.

 

 obraz nr 1

META BITWY O GOTLAND 2016 – Kwalifikacja OSTAR

 

 

Ale tę relację chciałem poświęcić także tym razem uczestnikom, którzy stali się dla mnie cichymi bohaterami regat.

 

Władcy rydwanów,

Pierwsza dama naszych regat – Joanna Pajkowska już po 100 milach zgłosiła problemy z autopilotem. Problemy dotyczyły trzymania kursu i kalibracji. Były one dla niej na tyle poważne, że nie pozwalały na ani chwilę odpoczynku. Rozmawiałem z Asią przez radio bo byliśmy blisko siebie. Zbliżając się do Visby zacząłem Asi delikatnie sugerować zawinięcie do Visby. Wiedzieliśmy, że na północnowschodnim cyplu Gotlandii mocno wieje, duża fala i do tego powstaje efekt dyszy charakterystyczny dla tego miejsca przy tym kierunku wiatru. Po krótkiej rozmowie z głośnika słyszę Asi odpowiedź:

„No cóż Andrzeju mi pozostaje? Mam dwie ręce to muszę kręcić!”

Usiadłem z wrażenia. Aśka, z którą miałem okazję kilka razy pływać po raz kolejny mnie zawstydziła i poczułem się jak młokos z moją radą zawinięcia do Visby. Aśka z sukcesem ukończyła regaty, staczając prywatny pojedynek z Bałtykiem. Na mecie witając Asię widziałem, że nie umiała ustać. Zabraliśmy ją od razu na łódkę i opowiedziała nam jak wyglądał rejs. Vector 10 projektowany do ścigania się w kilkuosobowej załodze nie posiada miejsca do sterowania w pozycji siedzącej w sposób ciągły (bez zmian za sterem i bez autopilota), zmuszając sternika do ciągłego, kilkudziesięciu godzinnego stania za sterem. Miała stopy kompletnie „odbite” od prowadzenia na stojąco swojego morskiego rydwanu.

 

obraz nr 2

Drugą osobą, która stoczyła swoją własną walkę był Paweł Biały, którego miałem okazję poznać dwa miesiące wcześniej, asystując w wyjściu w morze żaglowca s/y Jean De La Lune w rejsie Opolskiego Stowarzyszenia „Pieśni spod żagli”

Paweł pomimo dużego żeglarskiego i prawdziwie morskiego doświadczenia chciał spróbować swych sił i poznać smak żeglarstwa samotniczego.

Jego również nie ominęły kłopoty, gdy mając około 20 mil do Visby zgłosił problemy z ładowaniem akumulatora.

Tak jakoś wyszło i wcale nie dlatego aby wyeliminować kolejnego przeciwnika ale może mając na uwadze historię jachtu bez ładowania akumulatorów z poprzedniej edycji regat zasugerowałem mu naprawę w pobliskim Visby w którym aktualnie cumował przez kilka godzin jacht osłonowy Fujimo i który było gotowy pomóc Pawłowi z instalacją.

Paweł podziękował za pomoc ale stwierdził, że do Visby ma kilka godzin płynięcia więc do tej pory będzie walczył z elektryką. Była ciemna noc i wiatr zaczynał się rozwiewać. Paweł po kilku godzinach szukania znalazł źle poskręcane kable i „odtrąbił” sukces. Myślę, że takie sytuacje pokazuje morski charakter żeglarza gotowego stawiać czoło wszystkim problemom. Brawo Paweł!

Podobnie jak Asia Pajkowska,  z problemem i koniecznością samodzielnego sterowania musiał zmierzyć się Maciek Muras, któremu autopilot również odmówił posłuszeństwa. Maciek od momentu minięcia znaku zwrotnego wybrał inny wariant i co kilka godzin stawiał łódkę w dryf w celu regeneracji sił i odpoczynku. Maciek pomimo słabego, co oczywiste w tej sytuacji wyniku dopłynął do mety również zdobywając kwalifikację do OSTAR. Gratulacje Maciek!

 

Bałtycki poligon

 

Bitwa o Gotland po raz kolejny pokazała, że morskie długodystansowe regaty we wrześniu to nie jest zabawa. Pokazała, że tu nie ma miejsca na zabawę, na lekkomyślne wypływanie łódkami nieprzygotowanymi do żeglugi single-handed, a lekkomyślność armatorów oddających nieprzygotowane jachty do tego typu wyczynów została chyba skarcona.

Myślę, ze szala bezpiecznych, bezawaryjnych rejsów zdecydowanie jest przechylona w kierunku armatorów, którzy znają swoje jachty, którzy te jachty odpowiednio doposażają, a co chyba najważniejsze należycie serwisują. Środowisko morskie, zasolenie ma niestety kluczowe znaczenia dla sprawności instalacji, instrumentów i urządzeń pokładowych. Tak, to chyba brak lub brak należytego serwisu urządzeń i instalacji jest przyczyną wielu kłopotów na jakie wystawieni na morzu są żeglarze.

Magnetyzm Bitwy

Ciągle zastanawiam się co takiego magnetycznego jest w regatach Bitwa o Gotland, że impreza z roku na rok przyciąga co raz więc zawodników, a oni sami tymi regatami żyją cały rok. Czy jest to niepowtarzalna charyzma Jacka Zielińskiego, który w tylko sobie znany sposób scala środowisko czy doskonała organizacja regat kolejny raz „spinana” przez dyrektora regat Krystiana Szypkę. Obecność i przemowa Radka Kowalczyka mająca na celu pobudzenie wyobraźni w zakresie bezpieczeństwa uczestników też wpisała się doskonale w klimat regat.

Mam nadzieję, że organizatorzy skupieni w ramach OceanTEAM nie spoczną na laurach i pójdą dalej. Nie wiem co jest dobrym kierunkiem. Czy dopuszczenie „par” do Bitwy, a może mniejszy krótszy wyścig np. w terminie oryginalnych regat Poloneza, który mógłby też dawać np. kwalifikację do Bitwy o Gotland.

To już zostawię chłopakom bo oni się na tym znają lepiej ale my chcemy jeszcze więcej.

Bardzo serdeczne dzięki i wszystkiego najlepszego dla organizatorów i Waszych partnerów, którzy Was wpierają!

Komentarze