Sputnikiem dookoła Ziemi – pracowity marzec

0
678

Pewnego ranka płynąc kajakiem do pracy, zauważyłem na redzie portu Le Marin nowy dla mnie widok. Tuż za rafą koralową, na głębszej wodzie swoją kotwicę rzucił wielki pływający dok. Ten specjalny statek przypłynął po pierwszą partię jachtów, które są zbyt kosztowne, paliwożerne, lub nie posiadają odpowiednich załóg, by warto było przeprawiać się nimi w tradycyjny sposób do Europy.

 

– Bon giorno Giovani! – przywitałem się z Włochem będącym moim kolejnym zleceniodawcą. Jego jacht wymagał całkowitej przebudowy kabiny dziobowej i robota ta przypadła właśnie mnie.

– Witaj Mateusz. Zauważyłeś już pływający dok? W najbliższym czasie możemy się spodziewać kolejnych co około dwa tygodnie. To pierwszy znak, że powoli zbliża się sezon huraganów. Do maja zrobi się tu trochę luźniej.

– A ty zostajesz czy też uciekasz?

– Jestem tu już od dziesięciu lat. Cały czas będę na jachcie, więc w razie prawdziwego zagrożenia pożegluję na południe. Cyklony nie dochodzą do Grenady i Trynidadu.

– W ubiegłym sezonie efekt El Ninio trzymał huragany na wodzy, ale w tym roku może być zupełnie inaczej. Rozmawiałem z fachowcami i tubylcami. Jedni i drudzy mówią, że obecna pogoda nie pasuje do typowego wzoru. Pora deszczowa się przedłużyła, woda w Atlantyku i na Morzu Karaibskim jest bardzo ciepła i nie wiadomo, czy nie wyniknie z tego coś paskudnego.

– Wszystko jest możliwe. Ostatni poważniejszy cyklon przeszedł tędy ładnych parę lat temu. Mieliśmy potem kilka spokojnych sezonów, ale tak nie będzie zawsze. Na szczęście nasza zatoka uchodzi za stosunkowo bezpieczną.

Rozważania na temat rozwoju sytuacji pogodowej pojawiają się wielokrotnie podczas wiosennych spotkań towarzyskich żeglarzy. Każdy ma własną taktykę na przetrwanie trudnego okresu od maja do października.

– Kiedyś wyciągałem swój katamaran latem na ląd, ale odkąd wybudowano nowe pomosty w Le Marin zostawiam jacht w marinie na wodzie. Nad Martyniką idące ze wschodu depresje są zazwyczaj jeszcze tylko sztormami tropikalnymi i dopiero dalej nad Morzem Karaibskim osiągają siłę huraganu. Taki wiatr nie jest jeszcze groźny dla dobrze zabezpieczonego jachtu przy kei, ale widziałem kilka lat temu jachty pozostawione na bojach i kotwicach, które po takim sztormie wyrzuciło na zachodni brzeg zatoki. Wiało wtedy około siedemdziesięciu węzłów. Kilkumetrowe mangrowce położyły się płasko na wodzie i ich wysokość nie przekraczała metra. W takich warunkach tylko marina daje w miarę dobrą osłonę. – Opowiadał nasz sąsiad Andrzej, który na Karaiby przypłynął z Maroko, po trzydziestoletnim pobycie w tym afrykańskim kraju, do którego wyemigrował kiedyś z Polski Ludowej. Andrzej jest niezwykłą postacią. Jako doskonały żeglarz regatowy z mistrzowskim dorobkiem, żeglarski trener marokańskiej rodziny królewskiej, pionier windsurfingu, rajdowiec, wędkarz, świetny szkutnik i niezawodny sąsiad prawdopodobnie doczeka się kiedyś małej monografii w ramach naszych podróżniczych wspomnień. Oczywiście o ile się na to zgodzi.

– No ale co będzie, jeśli uderzy tu prawdziwy huragan o pełnej sile? Przecież wtedy nawet te pomosty mogą zacząć latać i nic nie zostanie z całej mariny! – Zauważyłem.

– Mniej więcej tak to właśnie może wyglądać. Ale tutaj aż tak mocno nie wieje.

 

 

Nasz przyjaciel Heniu żeglujący na swoim zielonym „Ogórku” uważa z kolei, że najlepszym sposobem przetrwania złej pogody jest stary sposób, polegający na wprowadzeniu i przywiązaniu jachtu do mangrowych zarośli.

– Ja tam żegluję tylko trzy miesiące w roku i nie zamierzam płacić przez następne dziewięć za marinę. Wjeżdżam „Ogórem” na swoje stałe miejsce w mangrowcu i przywiązuję się do drzew. Nie ma siły, żeby coś mnie stamtąd wyrwało. Jedynym ryzykiem są inne jachty, które mogą zerwać się z kotwicy i we mnie uderzyć. No ale jakieś ryzyko zawsze jest. Jak na razie nie miałem z tym żadnych kłopotów.

Prawie trzy miesiące temu odbierałem Henia Sputnikiem II z Santa Lucii, dokąd doleciał z Kanady. 

 

 

Tak się szczęśliwie złożyło, że udało mi się wygospodarować przerwę w pracy na odwiezienie go z powrotem do Castries. Tym razem pożeglujemy tam jednak jego Alianną, znaną jako „Ogórek”. Przy okazji ustaleń co do naszej przeprawy ze strony Henia padła propozycja nie do odrzucenia.

– Słuchajcie, wiem że prawdopodobnie jesteście blisko sprzedaży Sputnika II i macie na oku jacht Fina, ale moim zdaniem nie powinniście się spieszyć z zakupem. Sam mówiłeś, że ta łajba nie jest do końca taka, jakbyś sobie tego życzył, więc może przeprowadźcie się na Aliannę, odłóżcie więcej pieniędzy i po sezonie huraganów rozejrzyjcie się za czymś lepszym. A może przypadnie wam do gustu „Ogórek” i jakoś się potem dogadamy. Mariola i tak chciałaby, żebyśmy kupili inny jacht.

 

– Heniu, dosłownie czytasz w moich myślach! Z góry dziękujemy za gościnę, a swoją drogą strasznie mi się podoba twoja łajba. To idealny kandydat na Sputnika III, którego nie musielibyśmy zmieniać przez najbliższe dwadzieścia lat! Andrzej też mi radził, żebym nie kupował jachtu przed jesienią. Przeprowadzamy się jak tylko skończymy pilną wymianę steru na Delfii. Przez ostatni miesiąc miałem mnóstwo pracy. Tylko w jeden weekend udało nam się pożeglować do Anses-d’Arlet, ale na początku kwietnia będzie troszkę luzu na sprawy organizacyjne.

Krzychu i Wiśnia z Delfii Nicollet, która straciła ster na Atlantyku spędzili w Le Marin półtora miesiąca w oczekiwaniu na reparację. Większość tego czasu zajęło im oczekiwanie na ster, którego wysyłka z Polski się opóźniała. Kiedy wreszcie upragnione części dotarły z przebojami na miejsce i jacht został wyjęty na ląd okazało się, że naprawa będzie dosyć skomplikowana i pracochłonna. W obliczu ogromu pracy Andrzej, współpracujący z ubezpieczycielem, zaproponował mi udział w remoncie.

 

– Okazuje się, że mocowanie dolnego łożyska steru jest w tym jachcie wlaminowane na stałe w dno i jedyna szansa by je wymienić to wycięcie go razem ze wzmocnieniami. Paskudna robota. Potem trzeba będzie to wszystko odbudować. Żeby zrobić to sprawnie potrzebuję twojej pomocy. Poza tym chłopaki zostali oszukani podczas postoju w Portugalii przy malowaniu dna farbą antyporostową. Po przepłynięciu Atlantyku nie ma po niej śladu i to również trzeba zrobić przy okazji postoju na lądzie.

– Z przyjemnością ci pomogę. Nigdy nie robiłem tego typu naprawy steru, wiec chętnie nauczę się czegoś nowego od fachowca. – Natychmiast przystałem na propozycję.

 

 

Podczas postoju Nicollet w porcie nawiązaliśmy serdeczną znajomość z jej załogą. Szczecinianin Wiśnia dyżurował na jachcie przez cały pobyt na Martynice, a Krzyśkowi mieszkającemu w Benicach udało się na kilka dni wyskoczyć do Polski i dostarczyć symboliczne prezenty od załogi Sputnika II dla rodziny i załogi Mariny Kamień Pomorski.

Cieszyłem się, że chociaż za pomocą posłańca możemy nawiązać fizyczny kontakt z dawno nie widzianą rodziną i przyjaciółmi.

– Nie mogę się już doczekać kiedy znowu popłyniemy. Czasem mam dosyć żeglowania, zwłaszcza po takich doświadczeniach jak ostatnio, ale kiedy posiedzę na lądzie trochę dłużej, to znowu mnie ciągnie na morze. Mimo wszystko uważam, że dobry styl życia wybraliśmy. – Zwierzył się Krzysiek pod koniec remontu.

– Ja też uważam, że dobrze zrobiliśmy wyruszając w nasz długi rejs. Cały czas zdobywamy nowe doświadczenia, z pracą nie mam większych problemów, może niedługo przesiądziemy się na większy jacht i przede wszystkim robimy to, o czym zawsze marzyliśmy. Jedyne co nam czasami dokucza to tęsknota za bliskimi i znajomymi. Bardzo chciałbym po zakończeniu wyprawy zobaczyć ich wszystkich w komplecie i dobrym zdrowiu.

 

 

Podczas najbardziej intensywnych prac na Delfii jej załoga musiała przeprowadzić się na kilka dni do hotelu. Dla Karoliny i Bruna była to doskonała okazja do korzystania ze znajdującego się tam basenu, z którego mały żeglarz nie chciał w ogóle wychodzić. Karolina, Wiśnia i Krzysiek musieli na zmianę pełnić rolę opiekunów początkującego adepta sztuki pływackiej.

 

Wielkanoc zastała nas na ostatnim etapie robót remontowych. Podobnie jak w Polsce, święta te obchodzone są przez Kreoli w familijnym gronie. Lokalna społeczność spotyka się najpierw w przystrojonych kwiatami kościołach, a resztę wolnego czasu rodziny spędzają na okolicznych plażach, gdzie dymią aromatyczne grille, lecz zamiast jaj wcina się specjalnie na tą okazję złapane kraby lądowe. Razem z załogą Nicollet wybraliśmy się na plażę Sainte-Anne, gdzie wśród 

świętujących tubylców próbowaliśmy ich tradycyjnych przysmaków.

– Sos jest wspaniały, wszystko pyszne, ale na pewno nie jest to danie dla głodnego. Jeszcze chwila i chyba się wkurzę. – Skarżył się Krzysiek pracowicie rozłupujący niewielkie kraby.

 

 

– Klab! Klab! – krzyczał Bruno, domagając się kolejnych kawałeczków delikatnego mięsa. Po ostatnim spotkaniu z krabem, który uszczypnął go w palec, chłopczyk postanowił chyba wziąć odwet na wrednych stworach. W ostatnich tygodniach nasz syn strasznie się rozgadał. Nie mówi jeszcze zdaniami, ale powtarza z chęcią pojedyncze wyrazy. Najbardziej bawią nas jego własne słowa, których znaczenia musimy czasem długo się domyślać. By ich nie zapomnieć, spisaliśmy nawet mały słowniczek Bruna. Znajdują się w nim takie słowa jak:

Kankan – Księżyc

Gaka – Gwiazdka

Kacha – Kwiatek

Pluma – Rybka

Jęka – Wędka

Mimi – Misiu

Danga – Klocek

Digi, digi – Chodzenie, raczkowanie

Adi – Ananas

Pierwszym słowem, wypowiedzianym przez niego na początku przeprowadzki na jacht Henia było oczywiście słowo „Ogórek”. Mamy nadzieję, że na znacznie większej przestrzeni Alianny zadomowimy się równie dobrze jak na Sputniku II, a przy odrobinie szczęścia ze sprzedażą starego jachtu przybliżymy się do zmiany nazwy Alianny na Sputnika III.

 

 

Partnerem rejsu „Sputnikiem dookoła Ziemi” jest Marina Kamień Pomorski. Rejs wspierają: Sail Service, Crewsaver, Eljacht, Henri Lloyd, Elena – Kolagenum, Lyofood, Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego, Jacht Klub Kamień Pomorski i Miesięcznik Żagle.

 

Tekst: Mateusz Stodulski

Zdjęcia: Sputnik Team i Red Sail (Sławek Wiśniewski)

 

Le Marin, Martynika 30.03.2016 r.

 

Komentarze