Wrócimy do naszego prostego przypadku. Jest listopad na Skagerraku i stało się nam coś takiego, że chcielibyśmy aby nas ktoś podholował do najbliższego portu. Trafił się kuter, chętnie podał hol a po pewnym czasie zawołał jeszcze na wszelki wypadek kolegę. Czujemy się zadowoleni i podwójnie zabezpieczeni.
Tymczasem wykazaliśmy w poprzednim tekście, że już na wstępie został popełniony błąd, który może zaowocować dość dla nas boleśnie. Już jest jeden zero dla sprytnego szypra.
To jeszcze nie wszystko. Pogoda może się załamać bardzo szybko a akwen nie jest zbytnio rozległy i niemal z każdej strony otoczony skalistym wybrzeżem. Niebezpieczeństwo w chwili podawania holu nie było bezpośrednie, ale w każdej chwili może się takim stać. I to już też uzasadnia zaangażowanie ratownika. Nawet jeśli nie mieliśmy takiego zamiaru ani potrzeby.
Myślimy, że nas holuje a on kombinuje jak to przerobić na „ratowanie”. Trochę ryzykowne miejsce i czas akcji (późna jesień) są dodatkowo argumentami na jego korzyść. Bez pomocy w każdej chwili nasza sytuacja może się drastycznie pogorszyć. Dwa zero dla niego.
Pisaliśmy już przedtem, że błędem jest dokładne poinformowanie szypra o rodzaju i zakresie awarii, która nas spotkała. Jeśli jest ona takiego charakteru, że nie możemy jej usunąć sami aby doprowadzić statek własnymi siłami to już taka sytuacja może być uznana za kwalifikującą do „ratowania”.
Czasem jednak tak postąpimy w nadziei, że na drugim statku znajdzie się coś, czego nam brakuje (np. jakaś część do silnika). I może się tak rzeczywiście zdarzyć, że ktoś nam podrzuci na morzu to, czego potrzebujemy. I jest fajnie, usuniemy awarię, jakoś tam rozliczymy się, pomachamy ręką i płyniemy…
Może nas czekać przykra niespodzianka. Przyjęcie tego typu pomocy na morzu w sytuacji gdy zagraża nam niebezpieczeństwo bezpośrednio, a nawet gdy dopiero może zagrozić,może być potem zakwalifikowane jako „ratownictwo”. Znane są przypadki gdy taką kwalifikację uzyskiwało nawet pożyczenie map morskich.
I co? Dostarczając nam coś istotnego z punktu widzenia naszej zdolności do dalszej żeglugi szyper bez większego trudu, bez tracenia czasu i środków na holowanie uzyskał to samo. Uzyskał podstawę do dalszych poważnych roszczeń. Jest już trzy do zera. Dla niego.
I to jeszcze nie wszystko. Ratownictwo polega nie tylko na oddaniu rzeczywistej i skutecznej usługi zakończonej sukcesem (ściągnięcie z mielizny, holowanie). Taki charakter ma również utrzymywanie stałej gotowości drugiego statku do jej oddania.Asystowanie drugiej jednostki w trakcie np. holowania jest również ratownictwem. Druga jednostka płynąc spokojnie obok nabywa prawa do części wynagrodzenia.
Powinniśmy o tym wiedzieć. Jednocześnie powinniśmy też wiedzieć, że ratowanie „wbrew wyraźnemu i rozsądnemu zakazowi ratowanego nie daje prawa do wynagrodzenia”. Jeśli nic nie uczyniliśmy, tzn wyraźnie nie odmówiliśmy, to mamy już dwie jednostki z prawem do roszczeń. Już przegrywamy cztery do zera.
Jeśli wiemy o tym wszystkim co powyżej to może uknujemy sobie jakiś sprytny plan? Jeśli rzeczywiście wystąpiło istotne niebezpieczeństwo i zagrożeni są członkowie naszej załogi to może spróbować upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu?
Poprosimy o pomoc w ratowaniu naszych ludzi (bezpłatne i obowiązkowe), ale niech to zrobią za pomocą naszej jednostki. Może zabiorą naszą załogę na naszym pokładzie holując to wszystko do bezpiecznego miejsca? To może się udać (jednak niekoniecznie) jeśli mamy do czynienia z przypadkowym statkiem, który właśnie przepływał obok.
Może być dla niego łatwiej podać hol niż próbować ewakuować ludzi za pomocą standartowych środków jakimi dysponuje każdy statek. Nie uda się jeśli mamy do dyspozycji profesjonalnych ratowników. To oni będą decydować jakiego sprzętu i jakich sposobów użyją. My mamy tylko pomagać jeśli możemy.
A czego możemy oczekiwać gdy uda się nam przyjąć hol i dać się uratować razem z naszym statkiem? Wydaje się, że będzie to akcja ratowania życia a nie mienia. Własność naszego armatora uratuje się jakby sama i jakby tylko przy okazji.
Jednak takie sytuacje również są przewidziane: „obowiązek spieszenia z pomocą statkowi lub ludziom znajdującym się w niebezpieczeństwie nie pozbawia ratującego prawa do wynagrodzenia za uratowania mienia”.
I taki zapis wyjaśnia wszystko. Znajdziemy jeszcze rozwinięcie takich sytuacji: jeżeli równocześnie z ludźmi uratowane zostało mienie wynagrodzenie (za uratowanie mienia)ulega odpowiedniemu podwyższeniu, a ci którzy ratowali tylko ludzi uczestniczą w wynagradzaniu należnym za ratowanie mienia”.
To jeszcze nie wszystkie oczywiście aspekty tego zagadnienia. Po szczęśliwym zakończeniu akcji czeka nas (a właściwie armatora i ubezpieczyciela) zazwyczaj druga odsłona. Zacznie się już na lądzie bój spotkaniowy o „charakter akcji” oraz o wysokość ewentualnego wynagrodzenia.
Nasze wcześniejsze decyzje w morzu będą miały fundamentalne znaczenie dla wyniku ale o walkach lądowych może trochę później…
Cytaty z „Prawa Morskiego” J. Łopuskiego
cz.1 http://sailbook.pl/artykul/4088-prawo-morskie-jak-latwo-zostac-ratowanym-cz-i#.UvbaSWJ5OOY
Za zgodą: http://zeglarstwo-kursy.pl/