Zew Oceanu na Azorach!

0
1086

Dzień dobry 🙂

Meldujemy, że nasza dzielna jednostka dowiozła nas w całości do Horty. Do portu wchodziliśmy w nocy, o pierwszej stalismy juz na cumach. 

2588_

 

Rejs minął nam spokojnie. Warunki od 0 (prawie tydzień ciszy, z prędkoscią 1-2kn dzieki prądowi) do 7 (jacht na foku marszowym radził sobie bardzo dobrze, samoster prowadził cały czas. uciązliwe były wyskoki na falach spowodowane za dużą prędkością, płaskim dnem jachtu i jego lekkością, które zmuszały nas do redukowania żagli). Dzieki prowadzeniu meteorologicznemu przez kpt. Macieja Sobolewskiego nie trafiliśmy w żaden sztorm. Przepłynelismy ok 2700 nm.

Planujemy zostac tu przez kilka dni. Nie mamy dużo napraw na jachcie, a że jach malutki to i mało sprzatania. Na dniach pojawi się obszerna relacja na naszej sgronie oraz będziemy uzupełniać galerię.

 Zdjęcia do publikacji dołączone są już do nowej galerii: https://picasaweb.google.com/117925155432597210617/PowrotDoEuropy

 Dobrochna Nowak i Szymon Kuczyński

 

Zew Oceanu: Płyniemy!

Zapadła decyzja – czas ruszać w drogę powrotną do Europy nim rozpocznie się sezon huraganów. Od tygodnia przygotowywaliśmy jacht i uzupełnialiśmy zapasy. Ruszamy na północ w stronę Bermudów. Nasza trasa zależeć będzie od panującej pogody. Dzięki telefonowi satelitarnemu będzie można śledzić nasza pozycję na mapie oraz czytać co kilka dni smsa od nas. – TUTAJ. Chcemy opuścić Marigo Bay około południa tutejszego czasu.

Mamy na pokładzie 200 l wody pitnej i zapasy jedzenia na ok 70 dni. Jacht jest zasztauowany i z obciążeniem pływa lepiej niż dotychczas – może trochę wolniej, ale lepiej radzi sobie na falach. W biblioteczce czeka na nas mnóstwo książek, a na dyskach twardych komputerów jest ich ponad 200. Silnik jest zabezpieczony przed słoną wodą, Dinghy zwinięte i schowane w jachcie. W Europie się już nie przyda.

 

obraz nr 2

Przygotowania do powrotu

Osiągnęliśmy planowany cel – w połowie kwietnia zakotwiczyliśmy na St. Martin i przygotowujemy się do drogi powrotnej do Europy. Powiększył się również nasz „team”. W czasie powrotu wspierać nas będzie dwóch Maćków:)

obraz nr 3

Kpt. Maciej Sobolewski zgodził zadbać o nasz routing pogodowy – za pośrednictwem telefonu satelitarnego będzie nam wysyłać aktualne prognozy pogody i prowadził nas jak najbezpieczniejszą drogą do domu.

obraz nr 4

 

Drugim Maćkiem jest przyjaciel Brożki – Maciek Flanek, który zaopiekuje się naszą zewooceanowa stroną (i mailem) – będzie aktualizował nasza pozycję na mapie oraz publikował artykuły i wiadomości z pokładu.

W ramach przygotowań do drogi donosimy wodę na pokład. Znaleźliśmy najtańsze źródło 5l butelek, ale jest to kawałek od kotwicowiska. Zrobiliśmy też rekonesans w lokalnych sklepach. Najtaniej jest kupować w chińskich sklepach, choć w markecie Auchan część produktów jest tańsza. Żagle są juz przejrzane i przygotowane. Dopasowaliśmy szoty i sprawdziliśmy naszego nowego mini foka. Szymon zrobił przedłużkę do rumpla, wykonał kolejna wersję starego samosteru (to juz wersja 4.0!) oraz pracuje nad nowym samosterem tym razem z pionową osią. Zamontowaliśmy również dodatkowe handrelingi w kokpicie.

obraz nr 5

Niestety nie mieliśmy za bardzo czasu na zwiedzanie wyspy. Jest ona podzielona na dwie części St.Martin – francuską i St. Maarten – holenderską. Główną atrakcją jest Moho Beach – plaża znana na całym świecie szczególnie pasjonatom samolotów pasażerskich. Plaża położona jest tuż przy ogrodzeniu lotniska. Samoloty startują i podchodzą do lądowania tuz nad głowami plażowiczów. Ponadto wyspa jest jednym z punktów trasy Cruise Shipów, a co za tym idzie pełno tu amerykańskich turystów., sklepów dutee free i kasyn. Zaskoczyło nas, że po francuskiej stronie praktycznie nie używa sie francuskiego, wszyscy mówią po tu angielsku.

Odprawa kosztuje po francuskiej stronie 5 EC i mona ją zrobić w biurze Custom w Marigo przy Fort Luis Marina, lub w Port Royal od strony laguny. Podobno stanie na kotwicy od strony zewnętrznej jest płatne (20E + 0,35E za dzień/poniżej 3 dni lub 0,25E powyżej 3 dni). Podobnie jak na Grenadzie działa tu Cruisersi Net – o 7.30 na kanale 10VHF.

obraz nr 6

 

Dżentelmeni nie pływają pod wiatr

Minęliśmy Montserrat oglądając przez lornetkę zniszczone miasto. W 1997 r. wybuchł tu wulkan Soufrière Hills i doszczętnie zniszczył stolicę wyspy Plymouth. Mówi się, że są to współczesne Pompeje. Warto obejrzeć galerię zdjęć z Plymouth – strefy zamkniętej (tutaj). Wyspa podzielona jest na strefy i w zależności od aktualnego stanu zagrożenia do wydzielonych stref można wchodzic tylko w czasie dnia (8.00 – 16.00), a w okolice Plymouth wstep jest zakazany. Istnieje nawet ograniczenie zbliżania sie od wody (2 km od brzegu w strefach E i W). Planując odwiedzenie tej wyspy warto sprawdzić stan aktywności wulkanu na stronie Montserrat Volcano Observatory. W czasie naszego przepłynięcia obowiązywał 2 stopień zagrożenia – można było przepływać w strefie W, ale bez postojów.

 

obraz nr 7

Chcieliśmy stanąć w Little Bay – tu mozna zrobić odprawę i zakupy. Niestety pogoda się pogarszała i postanowiliśmy, że Little Bay jest zbyt mała. Obralismy kurs na Antiguę. Wiatr i fala rosły i to oczywiście w dziób. Jak na złość kierunek NE. Zgodnie z powiedzeniem „Dżentelmeni nie pływają pod wiatr” zmieniamy kurs na bardziej przystepny. Płyniemy na St. Barts.

Docieramy do Gustavi w niedzielę i robimy wycieczkę na ląd. Pierwsze miłe zaskoczenie to sanitariaty. Po pierwsze są (to nie jest takie oczywiste na francuskich wyspach). Po drugie są bezpłatne (prysznice też), a po trzecie są czyste 🙂 Niestety to jedyne miłe zaskoczenie. St. Barts to chyba najdroższa wyspa świata. Pod dostatkiem tu drogich butików i restauracji. Za to nie uświadczysz sklepu spożywczego. Najblizszy market jest koło lotniska. Odprawę robi się w kapitanacie. Warto spacerem wybrać się na Shell Beach. A przy odrobinie szczęścia można na ulicy spotkać jakąś mega gwiazdę hollywood, modelkę czy innego „rockstara” 🙂

obraz nr 8

Wyspy Święte

Nie dotarliśmy na Dominikę. Brak wiatru nie pozwolił nam zblizyć się do niej na bliżej niż 3 mile. Ze smutkiem skierowalismy się na północ w stronę Guadelupy. Po oglądnięciu mapy podjęliśmy decyzję, że płyniemy na Les Saintes – Wyspy Święte. Archipelag polożony jest 6 mil na połunie od Guadelupy (formalnie jest to departament Francji). Nazwa pochodzi od dnia odkrycia wysp – Dnia Wszystkich Świętych.

obraz nr 9

Wchodzimy do zatoki w nocy. Kotwiczymy przy najwiekszej miejscowości  Terre-de-Haut. Przed 6 rano kładziemy sie spać. O 7 budzi nas pukanie w jacht… (jestem na naszych Mazurach czy mi sie to śni ?). Pan na motorówce oznajmia, że nie można tu kotwiczyć, każe się przestawic na boje. Brożka w nastroju bojowym nie jest dla niego zbyt miła, ale mimo to pozwala nam stać pół dnia za darmo.

Na lądzie – jest cudnie ! Połączenie normandzkiej spokojnej wsi z deptakiem w Helu i ludźmi z Karaibów. Kolorowo, przyjaźnie i o dziwo… czysto! Idziemy się odprawić i tu pierwsze zaskoczenie – wypełniamy formularz i placimy za odprawę 1E. Postanawiamy zostac na noc. Opłata za boję dla jachtu do 6.49 m długości kosztuje tu 6E. Przy głównej kei znajduje się ryneczek otoczony sklepikami z pamiatkami i restauracjami. Polecamy szczególnie kawiarnię na pietrze z czerwona balustradą. Pyszna kawa, bardzo miła i mówiaca po angielsku obsługa i szybki internet.

obraz nr 10

 

obraz nr 11

Reszta miasteczka jest taka sama. Dużo restauracji i sklepów z pamiatkami. Jest tu bardzo mało samochodów – wszystcy poruszaja się skuterami (30E za dobę) lub rowerami. Ale spokojnie mozna poruszać sie tu na nogach, bo wszędzie jest blisko. W zachodniej części miasteczka znajdują się pozostałosci fortu (na wyspie jest ich kilka). Po drodze mija sie Yacht Club w którym jest bar z internetem oraz można skorzystać z prysznica (2E). Przy głównej ulicy znajduja się również miejskie toalety (0,8E otwarte od 9.30 do 12.00 i od 15.30 – 16.00 :).

Kiedy stoimy w zatoce na kotwicy staje obok Royal Clipper – podobno największy pływajacy żaglowiec świata.  Ma on swoja polska część (poza kilkoma osobami w załodze ;). Kadłub zbudowano w Polsce jako projekt Z. Chorenia (ex. Gwarek). Jest co ogladać! W zatoce pojawiaja sie też delfiny. Wygląda, że bawi je uciekanie przed stadem ludzi, którzy chcą „pływać z delfinami”;)

obraz nr 12

Po nocy na kotwicy obieramy kurs na północny zachód kierujac sie na Montserrat – wyspę współczesnych Pompei).

Na północ! Opuściliśmy Martynikę. W końcu!

W sobotę zmieniliśmy miejsce kotwiczenia. Pożegnalismy się z naszymi polskimi znajomymi, pomogliśmy wytargać silnik Jane Paula i ruszyliśmy. Lilla My stanęła w St. Anne aby oskrobać dno w czystej wodzie. Rozłożyliśmy też jedzenie kupine na drogę powrotną. Obeszliśmy wszystkie markety w Le Marin aby znaleźć najtańsze produkty. Pod tym wzgledem zdecydowanie przoduje Lider Price, choć w Carrefourze jest np. najtańsza czekolada czy szpinak. Warto też zajrzeć do Dii, bo ceny w promocjach są interesujące. 

 obraz nr 13

Lider Price: woda 5l 1,65 E; 1,5 l, 0,4E; dżem truskawkowy 350gr 1,75E; pomidory w puszce 0,65E; sucharki 100 szt. 2,49E
Carrefour: czekolada 5x100gr 2,51E; parówki 20 szt 3,11E; mleko 1l 0,77E, sok pomarańczowy 1l 1,46E
Dia: bagietka 0,78E; masło 2,05E, ser pleśniowy 7,5E/kg, ser żółty od 8,5E/kg

Na trasie do St. Anne Szymonowi na pokładzie towarzyszyła Agata z Jane Pirrem oraz mama Agaty. Brożka natomiast dotarła lądem dowożąc kolejny trant duże kotwicowisko, sport wody. St. Anne jest cichym miasteczkiem. Kiedys był tu kurort wypoczynkowy. Jest duże kotwicowisko, keja dla dinghy, nad brzegiem knajpki z niezlym internetem. Nie zlokalizowalismy żadnych sanitariatów za to jest publiczny śmietnik 🙂

obraz nr 14

W St. Anne radzimy omijać knajpkę Paille Coco. Klienci którzy przychodzą się tylko napić sadzani są w kącie (pani pyta na wejściu po co się przychodzi). Nie ma dostepu do gniazdek z prądem, a klieni którzy chca skorzystać z internetu są niemile widziani, mimo, że na drzwiach widnieje wielki napis Free WiFi. Dodatkowo spod „sufitu” rozpylana jest mgiełka wodna, z której nasze komputery raczej nie były zadowolone…

Dobrochna Nowak, 8 kwietnia 2013

Źródło: www.zewoceanu.pl

Komentarze