Atlantic Puffin zatrzymał się w hiszpańskiej La Corunie w Marinie Real. Odwiedził już lądowe zakątki miasta, doprowadził jacht do użytku i przygotował się do następnego etapu. 5 października płynie dalej do Porto.
Krótki postój w La Rochelle był bardzo interesujący pod względem lingwistycznym. Na piątkę Francuzów z którymi odbyłem jakiś dłuższy dialog, z czwórką rozmawiałem po angielsku. Jeszcze ciekawsza rzecz dotyczyła zakończonych właśnie ogromnych targów żeglarskich. Żółte tablice informujące o objazdach na drogach dojazdowych były opisane w trzech językach: francuskim oczywiście, angielskim i … polskim 🙂 Gdzie ci stereotypowi Francuzi ignorujący obce języki?
Etap w zasadzie bez historii, był by nudny. Wiatr miał być przyzwoity 10-15 wezłów przez pierwsze dwa dni. Ale tak nie było. O pokład Atlantic Puffina otarł sie ŚMIERĆ…
Pojawił się popołudniu, w kokpicie. Był niewielki. Wyglądał na zmęczonego, ale nie wyczerpanego. Przynajmniej nie ŚMIERTELNIE. Chyba przeszkadzało mu moje kręcenie się po kokpicie, bo przeniósł się do wiadra gospodarczego gdzie zaległ sobie na umieszczonej tam ścierce. Jakiś czas później położyłem obok niego kawałek chleba. Rano zarówno pieczywo jaki i ptak były w niezmiennych pozycjach. Jego malutkie ciało przekazałem morzu. Myślałem że to pierwszy zgon na pokładzie Puffina, ale okazało, że podczas islandzkiego rejsu umarły tu dwa ptaki. Ciekawe czy ma to związek z tym że Puffin to ptak w którego jakobyzaklęta jest dusza marynarza który zginą na morzu?
Czyli nadal samotna żegluga. Choć w zasadzie to chyba jednak nie. Jak nie ptaki na pokładzie, albo w pobliżu to czasem nawet po kilka godzin dziennie towarzyszą mi delfiny. Czyli wciąż mam jakieś towarzystwo, a że nie ludzkie? Może to lepiej 🙂
Po drodze odkryłem kolejny zakamarek w mojej osobowości. Gdzieś tam w głębi jest prawdziwym kibolem. Kwiatek Mistrzem Świataaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!
Znowu stres. W rufowych bakistach mokro i lekko daje po nozdrzach. Dochodzenie w La Corunie stwierdziło, że:
-jedna z puszek z polskim piwem ma podejrzanie niska wagę, mimo ze nie widać wycieku
-6 puszek Coli (nie pijam jej na co dzień, nie spożywam w ogóle na co dzień kofeiny, żadnej kawy itp. Jest na tzw. czarną godzinę, a w zasadzie dobę bez snu jako pobudzacz) jest puste
Nie zabezpieczałem puszek aluminiowych niczym przed korozją, bo nie przypuszczałem, że korozja będzie szybsza niż spożycie. Mam teraz duży kłopot, 13 piw które trzeba jak najszybciej usunąć z opakowań nim zrobią to samowolnie. Co robić droga redakcjo?