Żony wielkich żeglarzy- wywiad

0
387


Babski
punkt widzenia czyli co mają do powiedzenia żony wielkich żeglarzy.

Znanych
kobiet w żeglarstwie jest mniej niż mężczyzn – to pewne. Prawdopodobnie też
statystycznie rzecz biorąc w ogóle mniej kobiet żegluje. Nie zmienia to jednak
faktu, że za większością żeglujących mężczyzn, tych wielkich wyczynowców, stoją
ich życiowe partnerki. To dzięki ich pomocy, wyrozumiałości i tolerancji dla
„żeglarskiego szaleństwa” ci wielcy żeglarze osiągają swoje sukcesy.
Zachęcam do przeczytania wywiadu z dwiema niesamowitymi kobietami. Dziś
wywiad z Elizą Gutkowską, a za parę dni z Joanną Kowalczyk.

Kasia Nadia Bławat

 

 

SailBook: Poznaliście się dość nietypowo…

 Eliza Gutkowska: No
tak, poznaliśmy się w autobusie. Ja wracałam z treningu, Gutek z miłego marszu
po jarmarku świątecznym. Grudzień, zimno ale mój wzrok przyciągnęła osoba Gutka
stojącego na przystanku. Cóż mogłam wracać do domu tramwajem, ale stanowczo
wybrałam kilkunastominutowe czekanie na autobus niż szybszy powrót do domu. W
czasie jazdy okazało się że mamy wspólnych znajomych więc wspólnie
postanowiliśmy ich „nawiedzić” i tak już dalej „wspólnie” zostało. Już 18 lat
za nami czyli związek można nazwać pełnoletnim.

 SailBook: Słyszałam kiedyś, że policzyłaś ile
lat tak naprawdę spędziliście razem z mężem przez kilkanaście lat małżeństwa….

Eliza Gutkowska: To
raczej były ogólnikowe obliczenia. 8 marca minęło 15 lat od naszego ślubu. Myślę,
że spokojnie można odciąć od stażu małżeńskiego jakieś 9-8 lat, które to Gutek
spędził na różnego rodzaju regatach, zgrupowaniach i wyjazdach.

 SailBook: Czy to jest pasja rodzinna?
Żeglujcie wspólnie? Jeśli tak, to jak to wygląda?

Eliza Gutkowska: Żeglarstwo
to przede wszystkim pasja Gutka. Ani naszej córki ani mnie nią nie zaraził. Nie
umiem i prawdopodobnie jestem niewyuczalna w dziedzinie żeglarstwa. Nie
wciągnęło mnie chociaż próbowałam usilnie. Szanuję jego pasję ale nie zmusi
mnie do żeglowania. Może na starość dostanę objawienia i wreszcie zapałam
miłością to „żagli”.

SailBook: Z tego co wiem, zajmowałaś się całą
stroną logistyczną, jeśli chodzi o wyprawę Gutka. Możesz nam coś o tym
opowiedzieć?

Eliza Gutkowska: Łatwiej
byłoby powiedzieć czym się nie zajmowałam. Na pewno nic z technicznych tematów.
Teraz mogę przyznać, że było trudno ale warto. Nic nie przynosi takiej
satysfakcji jak osiągane przez Gutka wyniki. Ogólnie mogę powiedzieć, że
brakowało mi czasu, nawet na sen. Wstawałam o 6.00 rano, bo córka na trening,
później już tylko praca, spotkania, telefony (potrafiły dzwonić trzy
jednocześnie, oczywiście Gutek zawsze był priorytetem),kontakty z mediami,
partnerami itd. Wieczorem starałam się przygotować na następny dzień i w taki
sposób lądowałam w łóżku około 1-2 w nocy. Wiodłam bardzo niezdrowy tryb życia.
W formie trzymała mnie adrenalina i kawa. Nauczyłam się nawet spać na stojąco w
środkach komunikacji publicznej.

SailBook: Pomagałaś także mężowi podczas już
samych regat? Mam na myśli m.in. ostrzeganie Go przed górami lodowymi.

Eliza Gutkowska: Codziennie
rano o 6.00 dostawałam nowe zdjęcia satelitarne i na ich podstawie mogłam
określić gdzie występuje zagrożenie spotkaniem z górami lodowymi. Początki też
były trudne. Nigdy wcześniej nie czytałam zdjęć satelitarnych, ale widać
wszystkiego można się nauczyć.

SailBook: Jak wyglądał Twój dzień, podczas
rejsu męża?

Eliza Gutkowska: Tak
jak wspominałam wcześniej. Pobudka o 6.00, po 7.00 już tylko w głowie Gutka
projekt, krótki sen i od nowa. Raz nawet udało mi się zasnąć z nosem na
klawiaturze komputera.

SailBook: Najtrudniejsze chwile w całym
projekcie?

Eliza Gutkowska: Najbardziej
bałam się, że w pewnym momencie może nie wytrzymać sprzęt. Wierzyłam i wierzę w
umiejętności Gutka, to człowiek urodzony „z linką w ręku”. Faktycznie awarie
trapiły go przez całe regaty, ale umiejętności szanownego pana męża są wielkie.
Chylę przed nim czoło. Gutkowi wystarczy sznurek, młotek, i parę innych
prostych narzędzi, żeby wszystko naprawić. To właśnie awarie przyprawiały mnie
o palpitacje, pojawiły się nawet siwe włosy.

SailBook: Jakie były szczęśliwe momenty?

Eliza Gutkowska: Najszczęśliwsze
momenty to linie mety. Na dobę przed przekroczeniem mety już wisieliśmy na
telefonie. Najpiękniejszy finisz to oczywiście Punta del Este w Urugwaju.
Mieszkaliśmy w domu na oceanem. Z dachu rozciągał się cudowny widok na wodę. W
dniu mety od rana koczowałam na dachu z lornetką. W końcu pojawili się na
horyzoncie. W tym momencie moje emocje sięgnęły zenitu. Przed nosem Chris i
Gutek, z tyłu meta. Który będzie pierwszy? Marzyłam, chociaż nie powinnam bo
nie wypada, żeby Gutek „dokopał” Anglikowi. Na metę zdążyłam dobiec po portu. A
tam pełne skupienie wszyscy w ciszy czekają na wynik. Pierwsza dostałam
informacje z wody o sukcesie Gutka. Wrzeszczałam tak, ze później przez dwa dnie
nic nie mówiłam. Pierwszy raz puściły emocje. Ryczałam jak dziecko, ściskając
się z narzeczoną Derek’a. Zresztą Patieann 
też płakała jak dziecko.

SailBook: Wszyscy pamiętamy, że bywały chwile
kiedy nie było kontaktu z Gutkiem, co wtedy czułaś, jak sobie radziłaś?

Eliza Gutkowska: Gutek
dzwonił bardzo często. Czasem nawet trochę mnie to denerwowało, pracy
straszliwie dużo i akurat zdarzyła się chwila bez wyjących zaciekle telefonów,
a tu dobija się Gutek. Muszę przyznać ze bałam się jego telefonów. Widząc
identyfikację numeru od razu zastanawiałam się co tym razem mogło się stać. Po
pierwszych słowach albo stawałam na baczność albo oddychałam z ulgą. W pewnym
momencie wpadłam w nawyk codziennych telefonów od Gutka. Jeśli nie dzwonił,
brałam telefon i dzwoniłam sama.

SailBook: Kiedy dowiedziałaś się o wypadku
Gutka, gdy rozbił sobie głowę, co czułaś, bardzo się bałaś?

Eliza Gutkowska: I
tutaj wyjdę na wredną zołzę. Gutek zadzwonił i bardzo spokojnym głosem
powiedział: „Eliza, stało się nieszczęście”. 
Zerwałam się na równe nogi, zlał mnie zimy pot. Już miałam wizje: jacht
uszkodzony, tonie a Gutek siedzi w tratwie ratunkowej. Po chwili zaczął
wrzeszczeć i przeklinać wiatrak. Szczerze mówiąc odetchnęłam z ulgą. Jacht
cały, Gutek krzyczy więc nie jest tak źle. Po rozmowie ustaliliśmy plan
działania na najbliższe godziny czyli zaopatrzyliśmy ranę (ja telefonicznie
Gutek praktycznie) i dalej w drogę. Spytałam się na ile poważny jest uraz, czy
pozwoli mu na kontynuowanie wyścigu. Uznał, że da radę. Na tym się skończyło.

SailBook: Można się pogodzić z taką pasją
jaką ma Twój mąż?

Eliza Gutkowska: Można.
Trzeba się przyzwyczaić. Na pewno nie każda kobieta jest w stanie wytrzymać
ciągły brak drugiej połowy. Nie jest łatwo, ale tez nie jest tragicznie. Każda
sytuacja ma swoje plusy. Fajnie jest pobyć samej, cisza, spokój. Nikt nie
rozsiewa po domu skarpetek, nie zadaje trudnych pytań pt: Kochanie gdzie jest
cukier?. Z drugiej strony trzeba być samodzielną. W pojedynkę podejmować
decyzję, które przeważnie małżeństwa podejmują wspólnie. Radzić sobie
przeciekającym kranem, przykręcić nagle odpadające gniazdko elektryczne i inne
tego typu, podobno męskie zajęcia

SailBook: Co czułaś czekając na mecie regat ?

Eliza Gutkowska: Radość,
ulgę i smutek. Radość, bo udało nam się zrobić coś czego żaden Polak wcześniej
się nie podjął. I na dodatek sukces o którym nawet nikt z nas nie marzył.

Ulgę – wreszcie koniec, nareszcie
się wyśpię, zajmę się domem jak każda normalna matka i żona. Smutek, bo jakiś
etap w naszym życiu się skończył. Cała ekipa, zawodnicy, ich rodziny i
organizatorzy bardzo się zżyliśmy. Przez 9 miesięcy razem świętowaliśmy
finisze, razem przeżywaliśmy problemy zawodników w czasie zmagań na wodzie.
Ciężko tak nagle z dnia na dzień się rozstać. Pożegnania były łzawe, bardzo
łzawe.
Najśmieszniejsze, że po tygodniu
od zakończenia regat zaczęłam się zastanawiać: Co ja teraz będę robić?! To
chyba już prawie choroba J

SailBook: Obecna duma z męża wynagradza Ci
rozłąkę z mężem ?

Eliza Gutkowska: Po 15
latach można się przyzwyczaić do ciągłej nieobecności męża. Czy jestem dumna?
Tak, ale na pewno nie będę myślała o Gutka jako o bohaterze. To jest dalej ten
sam Gutek, który jest czarująco nieporadny w domowym życiu. Po mecie całych
regat Velux 5 Oceans poklepaliśmy się po plecach i powiedzieliśmy: Zrobiliśmy
to!

SailBook: Co czujesz na myśl o kolejnych
regatach męża?

Eliza Gutkowska: Super!
Powinien to zrobić. Jeden start w regatach oceanicznych to nie wszystko. Swoją
pozycję trzeba umacniać, podejmować nowe wyzwania. Na tym polega życie
sportowca. Albo stoisz z mężem w jednym szeregu i go wspierasz, albo was nie
ma.

SailBook: Jak wyglądał Wasz kontakt podczas
całych regat ?

Eliza Gutkowska: Kontaktowaliśmy
się przede wszystkim mailowo i telefonicznie.

SailBook: Czy Gutek umie ugotować coś innego
niż danie z torebki?

Eliza Gutkowska: Tak.
Gutek robi bajeczna jajecznicę. Na tym jego zdolności kulinarne się kończą a
może nie chce pokazać swojego ukrytego talentu kulinarnego.

SailBook: Czy Gutek pamięta o kwiatach na
dzień kobiet?

Eliza Gutkowska: Akurat
tak się złożyło, że 8 marca obchodzimy rocznicę ślubu. Mamy 2 w 1.

SailBook: Dziękuję za rozmowę, trzymamy kciuki
za Gutka podczas kolejnych projektów w których będzie brał udział. Wszystkiego
dobrego!

 

 

 

 

 

 

Komentarze