ZIMOWĄ PORĄ (14) czyli Colonel zaprasza do przesądnego hotelu

0
605

Za zgodą Jerzego Kulińskiego

Ale trafił! kulą w płot. Do SSI wybrać się z przesądami? Już gorzej trafić nie mógł. Zgadzam się tylko z tym, że nie należy siusiać na nawietrzną (uzsadnienie praktyczne) i śpiewać na jachcie, bo to strasznie rozdrażnia. A wychodzenie w morze w piątek, to była moja (także praktyczna) wieloletnia specjalność dopóki nie przeszedłem na emeryturę. Andrzejowi Colonelowi Remiszewskiemu bardzo dziekuję. My tu sobie gadu – gadu, a gala Rejsu Roku w Dworze Artusa oraz Walne Zgromadzenie SAJ już za dwa tygodnie. Czy zabukowaliście się na autokar PolskiBus? Czy zarezerwowaliscie noclej w hoteliku JABO w Górkach Zachodnich? Niepowtarzalna (do kwietnia) okazja do policzenia się oraz przyjacielskich rozmówek. Następna okazja – Targi Wiatr i Woda na Narodowym.

SAJ będzie tam miał swoje stoisko.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

Znów zaczynam od moich żeglarskich prapoczątków. Wtedy zetknąłem się z przesądami ludzi morza w takim kameralnym rodzinnym wydaniu, traktowanym raczej jako zwyczaj, czy też rytuał, a nie „bezpodstawna, uparcie żywiona i niewrażliwa na argumentację wiara w istnienie związku przyczynowo-skutkowego między danymi zdarzeniami” (cyt. za Wikipedią).

„Od zawsze” słyszałem, że nie wychodzi się w morze w poniedziałek, a na jachcie się nie gwiżdże. Poniedziałek miał przynosić pecha. Już słyszę głosy oburzonych zwolenników piątku. Na ten temat różnie mówią źródła, ja jednak poniedziałek mam zakodowany w pamięci – zresztą „nie lubię poniedziałków”…

Gwizdanie z kolei ponoć denerwowało Neptuna, który zsyłał za karę sztorm. Potem kultowe podręczniki żeglarstwa racjonalizowały ten zakaz gwizdania idąc w ślad za zagraniczną tradycją: „Whistling is forbidden in most ships if only for the reason that it can often be confused with the sound of the boatswain’s call used for attracting attention before making a pipe. A former reason for the no-whistling rule was that it was the custom to whistle a wind when becalmed in a sailing ship; if perchance a gale ensued the assumption was that they overdid it. So sailors, being superstitious, rigidly curtailed their whistling habits. At the time of whistling for a wind it was customary to drive a knife into the mainmast on the bearing the wind was desired” (źródło: http://www.hmsrichmond.org/avast/customs.htm ).

Potem zacząłem poznawać zapisane w literaturze zwyczaje. Na przykład figura nagiej kobiety na dziobie miała uśmierzać rozszalałe fale, a jej szeroko otwarte oczy pomagać w wypatrywaniu niebezpieczeństw. Nie wszystko nadawało się do zaakceptowania, „każdy wie, że obecność kobiety na statku przynosi pecha” (C. S. Forester w Cyklu Hornblowerowskim) – jak zaakceptować takie zdanie w mojej sytuacji?

 obraz nr 1

Figura nagiej kobiety uśmierzała fale – fot. własna – „Bryza H” 2013

.

Ogromną fascynację w dzieciństwie budziły we mnie Ognie Świętego Elma. Ogniste miotełki pojawiające się na nokach drzewc, które miały wróżyć nieszczęście, a faktycznie informują o całkowicie niegroźnych wyładowaniach elektrycznych. Dużo bardziej podobało mi się ujęcie mówiące, że Św. Elmo nie bał się uderzających wokół piorunów i chronił życie żeglarzy podczas nadchodzącej burzy. Ciągle jeszcze liczę, że kiedyś uda mi się to zjawisko osobiście zobaczyć w morzu.

 obraz nr 2

Ognie Świętego Elma

.

We własnej praktyce spotkałem się z zastosowaniem przesądu, iż wyrzucenie za burtę kapci kapitana sprowadzi wiatr we flaucie. Dużo trudniejsze jest sprowadzanie wiatru dzięki poskrobaniu pięty masztu przez dziewicę – oczywiście dlatego, że współczesne maszty są aluminiowe i to całkiem na nie nie działa. Nowoczesne jachty nie nadają się także do podkładania monety pod piętę masztu podczas budowy. A pamiętać należy, że zgodnie jeszcze ze starożytna grecka tradycją, taka moneta powinna być kładziona reszką do góry (orłem do spodu).

Przestrzegałem za to zwyczaju nie zapalania papierosów od świeczki podczas śpiewaczych imprez portowych w mesie – miało to sprowadzać śmierć na kogoś w morzu. Oczywiście, jako człowiek racjonalny i oczytany, traktowałem wszelkie przesądy raczej jako zwyczaje, tradycje i zabawę. Wprowadzanie rytuałów, które powodują, że załoganci czują się wyróżnionymi z szarego tłumu wczasowiczów, w pewnym sensie wtajemniczonymi w misterium, jakom jest bycie żeglarzem.

Aż nadeszła sekwencja zdarzeń. Na wspomnianej w poprzednim odcinku kasecie z nagraniami piosenek był piękny swingujący blues, o może nie najmądrzejszych słowach, ale melodyjny i pięknie rozkołysany. Nauczyłem się go i podśpiewywałem sobie czasem. Kiedyś zdarzyło mi się pływać z siostrą, zaśpiewałem… i usłyszałem głośny i dramatyczny protest. PIOSENKA MIAŁA PRZYNOSIĆ PECHA! Chciałem się śmiać – usłyszałem „dowody”. Wielbicielami i chętnymi wykonawcami tej piosenki byli Kazio, który utonął podczas regat, Bogdan zaginiony wraz z jachtem, Tomasz, który przeżył, lecz nie wrócił z długiego rejsu.

Trochę dla świętego spokoju przestałem śpiewać tę piosenkę. Zaśpiewałem ją dość niespodziewanie dla samego siebie po kilku latach pewnego grudniowego popołudnia. Sześć, może osiem, godzin potem jacht, na którym płynęliśmy uległ rozbiciu.

A żeby zakończyć (oby!) tę historię dodam tylko, że autor kasety i wielbiciel tej piosenki zginął na morzy kilkanaście lat później. I proszę nawet nie pytać o jej tytuł, nie wymieniam go nawet w myślach.

Jeszcze małe wyjaśnienie skąd ten tytułowy hotel. Otóż w hotelach niektórych luksusowych sieci nie ma żadnych pokoi zawierających „13” w numerze, a czasem nawet bezpośrednio po XII piętrze następuje XIV. Spostrzegawczym Czytelnikom zostawiam szukanie analogii.

15 lutego 2014

Colonel

Tekst zawiera osobiste, prywatne i subiektywne obserwacje autora.

Komentarze