Za zgodą Jerzego Kulińskiego
Dziś Andrzejowi Colonelowi Remiszewskiemu zebrało sie na wspominki o dawnych żeglarskich przyśpiewkach, teraz powszechnie i chyba niesłusznie zwanych szantami *). Śpiewanie w porcie, zwłaszcza szwedzkim odbierane jest jako brak kultury, bo przecież wszyscy dookoła (przede wszystkim mewy i kormorany) mają prawo do odpoczynku w ciszy i spokoju. Ale gdy jacht płynie daleko od brzegu – to czemu nie? O entuzjastach szant szalejących na różnych festiwalach czasami można usłyszeć, że to ci, którzy żeglują inaczej.
Bóg z nimi.
Tymże newsem oderwałem Was choć na chwilkę od prac warsztatowych przy marynizacji silnika oraz zwariowanych paragrafów aktów prawnych.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
——————————
Zgodnie z prognozami amerykańskich klimatologów, luty mamy ciepły. Lód na Zatoce Puckiej pokryty warstewką wody, błyszczą na nim odbicia wież w Swarzewie i Władysławowie, w puckim porcie samotny „Eltanin”, a mnie nachodzą kolejne letnie wspomnienia.
Wielokrotnie już pisałem o nasiąkaniu żeglarstwem od dziecka. Jednym z nieodłącznych elementów tego nasiąkania w moim przypadku były żeglarskie piosenki. Podśpiewywano piosenki jeszcze przedwojenne, wiele z nich było przypisywane Włodzimierzowi Głowackiemu, a gdy repertuar, dość skromny, się kończył, pojawiały się piosenki harcerskie i turystyczne, a czasem partyzanckie i patriotyczne. Tu dygresja: niesamowitym przeżyciem była dla mnie wizyta na „Opalu” stojącym przy Władysława IV w Świnoujściu obok mojej „Vegi” w roku 1980, czy 81. Po raz pierwszy usłyszałem wtedy „Pierwszą brygadę” śpiewaną chóralnie inaczej, niż w zaciszu domowym albo też w zaciszu prywatnego ogniska.
Wróćmy jednak do przyśpiewywania rodzinnego. Chłopcy a-hoj – szedł statek jesienią z Gdyni do Hull, wiatr pochylał wesoło żagli biel, zza niewielkiej wyspy księżyc się wynurzał, makrela skakała, a żeglarz zapalał świeczkę albo dwie… Na „Komodorze” na Atlantyku pojawiały się nawet kolędy, samotność ma swoje zalety.
Słowo szanty w języku polskim jeszcze nie występowało. W potocznym języku pojawiło się gdzieś między kilońską, a gdyńską „Operacja Żagiel”, czyli między rokiem 1972, a 1974. W wersji angielskiej poznałem je poprzez okładkę drugiego wydania „Śpiewnika Żeglarskiego” ŻKT „Rejsy”. (pierwszego wydania z 1968 nie znałem). Pojawienie się tego śpiewnika, pod redakcją ks. Piotra Lenartowicza i Bogusława Sobstela było swoistym przełomem. O ile wiem, wcześniej, w latach 20 i 30 wydano dwukrotnie zbiorki piosenek, czy też pieśni o morzu. Rok 1958 to powielaczowe, pezetżetowskie, wydanie wojennego zbiorku kilkunastu piosenek Włodzimierza Głowackiego. Śpiewnik „Rejsów” zawierał większość tego, co w tamtym czasie śpiewano gdziekolwiek w Polsce i wprowadzał polskie wersje znanych w świecie piosenek.
okładka
Wtedy pojawił się Pablo (nieżyjący już kpt. Paweł Koprowski). Śpiewał wszystko, co tylko zdołał odnaleźć, nagrana w mesie jednego z jachtów kaseta magnetofonowa, stała się wzorcem i inspiracją dla wielu następców. Sam, podczas samotnych, nocnych pływań po Zatoce, korzystałem z nagrania jako wzorca. Znów ta zaleta samotności…. nikogo o ból głowy i uszu się nie przyprawia.
W drugiej połowie lat 70 odbyły się, po wcześniejszych średnio udanych próbach w ramach „Bazuny”, dwa pierwsze „festiwale” szantowe w Górkach Zachodnich. No i tak się zaczęło… Dobrze byłoby, gdyby pod tym tekstem znalazły się uzupełnienia lub po prostu wspomnienia tych, co bezpośrednio uczestniczyli w początkach ruchu szantowego.
Dziś szanty stały się troszkę takim żeglarskim disco-polo. W różnych miejscach w Polsce i przy różnych okazjach, zazwyczaj daleko odległych od żeglarstwa, dają szansę na dobrą zabawę żadnym rozrywki tłumom.
A tymczasem żeglarstwo pozostało żeglarstwem. W kokpitach, mesach, przy ogniskach niesie się żeglarska piosenka, czasem w postaci całkiem harmonijnej, czasem jako ryk podpitych gardeł. Wobec dawnych czasów zmienił się trochę repertuar. Życie toczy się powstają kolejne tłumaczenia i wersje międzynarodowych piosenek, powstają też całkiem nowe utwory.
I tylko czasem nostalgicznie stwierdzamy, że stare piosenki są powoli zapominane. Nie tak do końca – w Internecie daje się je odnaleźć, a jak coś jest w sieci, to istnieje! Dla zachęty zamieszczam skany dwóch stron śpiewnika „Rejsów”.
No, a kiedy znów znajdę się sam na pokładzie i będę mógł szantować bez narażania wrażliwości estetycznej innych, zacznę odgrzebywać w pamięci między innymi to:
.
Żeglarz
Żeglarz to takie licho,
taki dziwaczny drab,
nie chce i nie potrafi,
wcale bez morza żyć.
Życie swe spędza na morzu,
statek to jego dom,
z nikim się nie zamieni,
chociaż klnie dole swą.
ref.:
Kiedy czasem na brzeg wyrzuci go kapryśny los,
mnóstwo gawęd morskich zna,
opowiada nam o żaglowcach wielkich, sinych mórz,
potem w knajpie wódę chla,
o rejsach śni…
(Rok 1974, na powszechnie znaną melodię „Seemann”)
8 lutego 2014
Colonel
—————————–
Tekst zawiera osobiste, prywatne i subiektywne obserwacje autora.
————————————————————————————————————
*) WIKIPEDIA. A shanty (also spelled „chantey,” „chanty„) is a type of work song that was once commonly sung to accompany labor on board large merchant sailing vessels. The term shanty most accurately refers to a specific style of work song belonging to this historical repertoire; however, in recent, popular usage, the scope of its definition is sometimes expanded to admit a wider range of repertoire and characteristics, or to refer to a “maritime work song” in general.