Zew Oceanu: Long way home – part 1

0
1191

Ochłonęliśmy trochę po radości pokonania I części Atlantyku. Bez względu na trudność trasy żeglarze zawsze cieszą się na widok portu. Wysprzątaliśmy i wysuszylismy jacht. Możemy w kilku słowach napisać jak było. Dziś część I.

Bardzo pomógł nam się kpt. Maciej Sobolewski, który wysyłał nam prognozy. Poprowadził nas trasą, na której nie spotkaliśmy wiatrów silniejszych niż 7 B. Zastanawialiśmy się nawet czy to nie wpływ naszych wspólnych przyjaciół, którzy namawiają go by nam fundował drogę przy wietrze 2 B;)

Pierwszy tydzień płynęliśmy na północ w stronę Bermudów. Wiatr 4-6 i dość wysoka fala zmogły Brożkę, która spędziła pierwsze dni w koi walcząc z choroba morską. Na szczęście samoster radził sobie ze sterowaniem bez naszej ingerencji ( i tak już zostało do Azorów). Wnętrze notorycznie zalewane było falami przechodzącymi przez pokład, dlatego zamontowaliśmy sztorm szmaty i osłonę bryzgową na stolik nawigacyjny. Po przepłynięciu 440 mil, szóstego dnia rejsu zapadła decyzja, że omijamy Bermudy (bo są przereklamowane 😉 i skręcamy na wschód. Skończyła się jazda z prądem (po 4kn). Niestety skończył się też wiatr.

obraz nr 1

Prawie przez cały tydzień dryfowaliśmy (żeglując czasami na pojedynczych szkwałach) z prędkością między 0,5, a 2 kn. Zaczęliśmy się strasznie nudzić, bo słońca było niewiele (a co za tym szło prądu do komputerów), a książki pochłanialiśmy z prędkością 1 na dzień. Za to z pasją oddawaliśmy się podbojom kulinarnym (o tym w innym artykule:). Na szczęście 05.2013 dotarł SMS zwiastujący wiatr. I to nie byle jaki bo miało wiać nawet do 7B. Przygotowaliśmy jacht oraz się do silnych wiatrów. Wygrzebaliśmy z forpiku sztormowego foka, który został założony na drugi sztag (by był gotowy do postawienia). Dryfkotwa przygotowana była na rufie, a w kambuzie pełny garnek obiadu na 2 dni. Nasze przygotowania na nic się zdały, bo powiało, ale max do 5B. Niestety dokładnie z E. Mała w końcu zaczęła żeglować. Halsowaliśmy przez kilka dni z niezbyt dobrym efektem zmierzania do celu… W dalszym ciągu pochłaniała nas lektura (jest słońce, są ebooki :). Średnio raz dziennie mijał nas jakiś statek, ale wiedzieliśmy to tylko dzięki AIS. W zasięgu wzroku w czasie całej podróży było ich może 8. Minęły nas też 3 jachty, na tyle blisko, że mogliśmy sobie pomachać (pozdrawiamy załogę „Vava U”, z którą zamieniliśmy kilka zdań przez UKF).

obraz nr 2

W połowie maja dotarło kolejne ostrzeżenie meteorologiczne. Kilka dni z wiatrem od 4-6B. Tym razem było nawet trochę więcej, bo jednej nocy nawet do 7B (na samym foku płynęliśmy z prędkością 5 kn kursem bajdewind). Mała zachowywała się bardzo dobrze. Fok sztormowy był w pogotowiu, ale nie było potrzeby go używać. 2 refy + fok i sunęliśmy ku Azorom. Były momenty, kiedy mała mimo zredukowanych żagli wyskakiwała z rozpędu z fali i z łoskotem spadała na następną. Trzeba przyznać że momentami zastanawialiśmy się, czy aby na pewno dobrze poszyliśmy kadłub i polaminowaliśmy łączenia sklejki. W tych dniach zrobiliśmy też rekordowy przelot dobowy- 124,7 nm 🙂 Mimo dość dużej fali krzyżującej się nie zaniechaliśmy podbojów kulinarnych – powstał nawet pomysł stworzenia książki kucharskiej dla żeglarzy w której przepisy byłyby pogrupowane wg siły wiatru 🙂 Trzeba dodać, że na Małej w dalszym ciągu mamy małą kuchenkę turystyczną na kartusze, która nie dorobiła się kardana – jest tylko listewka zabezpieczająca garnki + ekspander.

W dniach kiedy wiało więcej niż 4B Szymon przenosił się ze spaniem na podłogę – po usunięciu nożyc do stalówek podobno było mu już całkiem wygodnie. Niestety po zalaniu śpiwora w pierwszym tygodniu, aż do Azorów spał w mokrym (sól w materiale ściąga wodę z powietrza). Czasem też mimo zamkniętej zejściówki fala wdzierała się do środka i zalewała jego nogi.

Było tak pięknie, Azory już na wyciągnięcie ręki… c.d.n

Więcej zdjęć umieściliśmy w naszej galerii zewnętrznej: Powrót do Europy

obraz nr 3

Źródło: www.zewoceanu.pl

Komentarze