XIII Regaty o Puchar Poloneza z pokładu s/y Sunrise

0
712

 

XIII Bałtyckie Regaty Samotników o puchar Poloneza stanowiły dla mnie w tym roku, poza oczywistym prestiżem, także kolejny punkt przygotowań/weryfikacji jachtu w ramach projektu oceanTEAM.pl Natychmiast więc po powrocie z udanych regat Sailbook Cup dookoła wyspy Gotland i wykonaniu szeregu napraw i modyfikacji w Gdańsku wyruszyłem do Świnoujścia.

Niestety Bałtyk nie zamierzał nas zbyt łatwo wypuścić ze swojej południowo-wschodniej części i 2 doby zajęła walka ze sztormem i innymi zjawiskami (grad, ulewy a nawet 2 trąby powietrzne) by zameldować się w świnoujskiej marinie. Zakres prac przygotowawczych był niestety bardzo szeroki i tylko dzięki wspaniałej pomocy Basi Zajączkowskiej z YKP Świnoujście łódka była gotowa do startu dosłownie w ostatniej chwili (przez całą niemal przedstartową noc trwało taklowanie i trymowanie żagli). Pogoda na starcie wymarzona dla mojego jachtu – pod wiatr! Po niezbyt udanym starcie (aby uniknąć kolizji z innych jachtem musiałem wykręcić dodatkowe kółeczko) dość szybko zacząłem odrabiać straty mknąc ostro do wiatru na pełnych żaglach. Kiedy mijałem kolejne jachty cały czas myślałem nad ustaloną uprzednio strategią, gdyż przeczucia nie dawały mi spokoju.

Przed startem, na podstawie najświeższych danych meteo i routingu ustaliliśmy w teamie, że w obie strony okrążamy wyspę Bornholm od strony wschodniej. Teraz siedząc przy sterze i obserwując warunki, niebo, kurs i prędkość coś we mnie powtarzało „jedź w górę – zachodnią stroną!” zwyciężyła jednak dyscyplina i jak się później okazało lepiej było posłuchać przeczucia.. Cały pierwszy dzień upłynął na pięknej i szybkiej halsówce „burtą na wodzie” co nastawiło mnie niezwykle optymistycznie i dodało ogromnej energii do walki. W nocy wiatr wzmógł się, zaczęło szkwalić  i pojawiła się niespodziewanie wysoka fala z północnego wschodu.

Lekko zarefowany oczekiwałem świtu kiedy to zaczęła się seria niefortunnych wydarzeń, z których najdotkliwszym było złamanie mocowania autopilota. Przy zerwanym prawym baksztagu i naderwanym grocie, bujając się na zdumiewająco wysokiej fali (zupełnie nieadekwatnej do siły wiatru) niebezpiecznie blisko 3 statków handlowych oraz trałującego kutra początkowo nosiłem się z zamiarem wycofania z wyścigu – ale ta myśl trwała bardzo krótko. Zrzuciłem żagle (aby zniwelować bujanie w dryfie) i rozpocząłem naprawę autopilota z dostępnych na pokładzie materiałów – myślę że Mc Giver byłby ze mnie dumny. Potem pozostałe naprawy i po ok. 2 godzinach żagle w górę i powrót do walki – niestety strata kilku godzin oraz kilku mil dryfowania była już nie do odrobienia. Ok 15.00 ominąwszy wysepki Christansoe obrałem kurs na południe (ponownie wschodnią stroną Bornholmu) i przed dziobem Sunrise’a wystrzelił mój największy spinaker. Potem wzdłuż postanowiłem odłożyć się do połówki wzdłuż wyspy tak aby przed nocą obrać docelowy kurs spinakerowy wprost na metę. Jak się okazało był to doskonały pomysł i wszystko poszłoby jak po maśle (oczekiwałem wejścia na metę ok. 5 – 6 rano) gdyby nie kolejny incydent. Około godziny 19.00 usłyszałem głuchy trzask i mój spinaker wraz z rękawem i obręczą gładko położył się na wodzie wzdłuż jachtu.

Natychmiast stanąłem w dryf i rozpocząłem dramatyczną walkę o odzyskanie żagla. Niestety rękaw do którego był przymocowany spinaker (służący do łatwej jednoosobowej obsługi) nabrał wody i opleciony linami nim sterującymi zamienił się w kilkutonową dynię i nie pomogły ani kabestany ani winda z talii grota. Kiedy przy kolejnej próbie zostałem przez niego wyciągnięty za burtę (zawisłem na wąsach mojego pasa ratunkowego przypięty do life-liny na pokładzie) zrozumiałem, że to koniec i odpiąłem pozostałe zaczepy obserwując smutno oddalający się i tonący żagiel. Ta sytuacja poza skrajnym wyczerpaniem fizycznym spowodowała także chwilowe załamanie psychiczne i gdyby nie odrobina środków dopingujących pewnie trwało by to dłużej. A tak, wypalony w złości papieros i ponownie pełna mobilizacja, żagle na motyla (wytyk ze spin-bomu oczywiście) i jazda obranym wcześniej kursem (niestety ze sporo niższą prędkością). 13:42 przecinam linię mety. Poza 20minutową drzemką ostatniego poranka nie spałem w ogóle (autopilot mógł w każdej chwili ponownie zawieść a poza tym za dużo adrenaliny), nie jadłem nic konkretnego ale czuję się nadzwyczaj dobrze.

Trochę żal bo mogłem mieć czas lepszy co najmniej o 6 godzin ale i tak jestem szczęśliwy. Przy podejściu do kei wita mnie moja wspaniała załogantka grając na żywo utwór „Sunrise” z repertuaru Norah Jones oraz koledzy żeglarze w doskonałych nastrojach – piękne i bezcenne chwile… Mam nadzieję, że nawet w przypadku udanego startu w Ostar 2013 będę mógł pojawić się na starcie XIV Regat Poloneza, bo jest to piękne i magiczne wydarzenie żeglarskie.

   

Kapitan Krystian Szypka s/y Sunrise/oceanTEAM

 

 

 

Komentarze