UROKI ARKTYCZNEJ ŻEGLUGI

0
411
Niedawno czytaliście relację „Eltanina” z drogi na północ http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2207&page=15  Dziś ciągniemy romantyczne opowieści Jarka Czyszka. Prosze nie kpić – Jarek tylko wygląda na drwala, ale jego wnętrze duchowe jest delikatne, wrażliwe. Umie zachwycaĆ się nie tylko pięknem lodowego krajobrazu, ale i cieszy go nawet… piłowaniem kłódki.
Czytelnicy teraz myslą – ten Don Jorge to odwaŻny, bo drwal daleko. Liczy pewnie, że zanim Jarek wróci, to o sprawa pójdzie w zapomnienie. .
Poczytajcie.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
——————————-
Don Jorge,
Widziałem dzisiaj kapitalny manewr. Malutki stateczek, dwudziesto parometrowy, pomalowany na czarno, z wielkim kominem pochodzącym z czasów kiedy go zwodowano pewno pod koniec piątej dekady minionego stulecia, jednym ruchem maszyny z całej naprzód na całą wstecz wspomagany zarzuconym niczym lasso szpringiem obsługiwanym przez równie wiekowego marynarza w czarnej jak smoła czapeczce na głowie i wygasłą połówką papierosa pomiędzy zębami  zatrzymał sie równo na przeznaczonej mu połówce pomostu metr czy półtora zaledwie za rufą POLARNEJ DZIEWKI, całej czerwonej z zamrozu a zajmującej drugą połowę pontonu. Dziobem uwiązaną  do pływającej boi, bo inaczej się nie dało na nabrzeżu nie będącym nawet sumą długości swoich dwu stałych lokatorów.
LANGOYSUND i POLARGIRL to dwa stateczki w tutejszej gwarze noszące miano pasażerskich, które codziennie rano z nową grupą turystów ruszają w okrężny rejs z Longyearbyen do Barentsburga, gdzie wspólnie okupują niedługie za to, wobec prawie dwumetrowych pływów, wysokie nabrzeże Trustu Arktikugiel’a. Poza sobotami, w sobotę pływają do Piramiden, na wpół opuszczonego osiedla tej samej kompanii węglowej. W Piramiden czas się zatrzymał, w Barentsburgu zakręcił, rzecz na osobne opowiadanie, ale przecież nie meandry rosyjskiej polityki surowcowej vis a vis norweskie prawo do samostanowienia zagnały ELTANINA na wyspy, które szpikulcami pokrytych śniegiem gór dziobią niebo. Pod warunkiem oczywiście, że niebo szarą zasłoną chmur nie zeszło właśnie na ziemię wciskając wszystko, łącznie z górami, w ponure łapy depresji.
obraz nr 1

Nowo zbudowana marina w mieście, gdzie zacumowaliśmy dwuosobowym ekipażem po wielu manewrach w przód i do tyłu pomiędzy ciaśniutkimi ygrek bomami, prywatną przystanią bez żadnego zaplecza. Zamkniętą zresztą równie gustowną kratą  jak ta w jachtklubie. Jest co prawda elektroniczny, zwalniający przycisk, dzałający jednak jednostronnie w kierunku do wyjścia. Nie dajemy się zatem złapać w pułapkę prywatnej przystani i mitrężąc nieco czasu na skomplikowane manewry do tyłu i do przodu, trochę bokiem udaje się nam niegościnną przystań opuścić.   W desperacji i odwołując się do doświadczeń z moich poprzednich, wielokrotnych w Tromso pobytów  statkowych oceanicznych statkiem niewielkim bo pięćdziesięciometrowym, dochodzę do pontonu w miejscu gdzie, bywało, OCEANIĄ  stawaliśmy. Zupełnie to jednak nie to, skala zupełnie inna i wszystko inaczej wygląda. Co było do przewidzenia wcześniej tylko ta desperacja… W każdym razie robi się trochę cieplej. Przynajmniej wewnętrznie. 
obraz nr 2

——————————————
Zdjęcia:
Jarek Czyszek i Maciej Bednarz w Hornsundzie, maj 2013
foto: Piotr Huziuk

„Eltanin” na skrzydłach wiatru opuszcza Horsund
foto moje

Przystań w Longyearbyen
foto moje

Szpiczasty Ląd
foto moje.

 
 

Komentarze