Sputnikiem dookoła Ziemi – Na krańcu Europy

0
678

 

– To gdzie my właściwie jesteśmy? Jeszcze w Europie czy już w Azji? Gdybym miała oceniać po architekturze, to powiedziałabym, że Kos jest raczej turecką wyspą, ale politycznie i kulturowo to przecież cały czas Grecja. – zastanawiała się Karolina.

 

obraz nr 1

 

– Sam chciałbym to wiedzieć. Próbowałem ustalić gdzie dokładnie przebiega geograficzna granica między kontynentami w tych okolicach i znalazłem dwie różne teorie. Jedna mówi, że granica między Europą a Azją przebiega przez środek Morza Egejskiego w jego najgłębszej części, a druga, że granicę należy poprowadzić wzdłuż egejskiego wybrzeża Turcji. W pierwszym przypadku cały archipelag Dodekanezu razem z Kosem znajdowałby się w Azji, natomiast przy drugiej opcji wszystkie greckie wyspy należałyby do Europy. Jakby tego było mało, jakieś dwieście kilometrów pod nami znajduje się afrykańska płyta kontynentalna, która systematycznie wjeżdża pod Europę i odpowiada za okoliczną aktywność wulkaniczną, więc wygląda na to, że stoimy nad Afryką, jedną nogą w Azji, a drugą w Europie.

 

obraz nr 2

 

– W każdym razie na tyle blisko Azji, żeby syryjscy uchodźcy mogli tu przypłynąć kajakiem.

– No tak, do tureckiego Bodrum mamy stąd tylko dwie mile. Niedawno w ciągu zaledwie dwóch dni wylądowało tu ponad 1200 osób.

Spacerując po stolicy wyspy i rozmawiając z turystami, restauratorami i hotelarzami słyszeliśmy różne opinie na temat obecnej fali emigracji.

– Mi oni nie przeszkadzają. To po prostu biedni ludzie, którzy szukają lepszego życia. Uciekli ze swojego kraju, zostawili domy i ludzi, których kochali, a teraz jeszcze muszą ryzykować życie swoje i swoich dzieci przy przeprawie i znosić upokorzenia, śpiąc na ulicach i koczując w obozach w czasie oczekiwania na papiery. Trzeba podejść do tego z wyrozumiałością i w miarę możliwości pomóc na tyle, na ile się da. To trwa już od kilku miesięcy, a przecież nie doszło do żadnych poważnych incydentów z udziałem imigrantów. – swoją opinią podzieliła się z nami znajoma barmanka.

 

obraz nr 3

 

– To najgorszy sezon od lat! Nie dość, że mamy kryzys, to jeszcze ci imigranci. Odstraszają turystów. Tylko popatrz. Pogoda piękna, a w restauracjach prawie pusto. W brytyjskiej prasie i telewizji pokazali Syryjczyków koczujących na głównej ulicy miasta i mnóstwo ludzi odwołało rezerwacje. Nawet ci, którzy przylatywali tu od lat mówią, że zaczną jeździć gdzie indziej. Dla nas to tragedia! – lamentował grecki kucharz.

– Więcej tu nie przylecę. Nie po to jadę na urlop, żeby oglądać takie odrażające widoki. Oni siedzą na chodnikach, nie wiadomo czego się po nich spodziewać. Przecież wśród nich mogą być terroryści albo złodzieje. Po prostu się boję. – skarżyła się brytyjska emerytka.

 

obraz nr 4

 

Imigranci przypływają na Kos w pontonach, kajakach, na motorówkach i wszelkiego typu pływadłach, które nie dają żadnej gwarancji bezpiecznego pokonania cieśniny. Przemytnicy ludzi z Turcji zarabiają 800 Euro od „głowy” organizując samobójcze przeprawy, niedofinansowana grecka straż wybrzeża robi co może, żeby uniknąć ofiar w ludziach, a tureckie służby graniczne wykonują niezbędne minimum swoich obowiązków, bo odpływ syryjskich i afgańskich uchodźców zdaje się być im na rękę. Ci, którym udaje się bezpiecznie dostać na Kos, spędzają tu kilka dni pod komisariatem policji w oczekiwaniu na wydanie dokumentów. Następnie jadą do Aten i tam spędzają kolejne miesiące w obozach dla uchodźców, by ostatecznie móc się swobodnie poruszać po Europie. Przy dobrej pogodzie i spokojnym morzu okolice portu zdają się być oblężone przez imigrantów, którzy jednak szybko znikają z wyspy, zostawiając po sobie jedynie bezużyteczne gumowe pontony, kajaki i stosy kamizelek ratunkowych, kupionych za ostatnie pieniądze dla swoich najbliższych. Nielegalni przybysze nie sprawiają kłopotów i starają się nie zakłócać zastanego porządku. Może nie pasują  do krajobrazu hedonistycznej imprezy i zmuszają pijanych Brytyjczyków do nieplanowanej refleksji, ale na pewno nie stanowią dla turystów większego zagrożenia niż popularna na greckich wyspach jazda bez kasku na wypożyczonym skuterze.

 

obraz nr 5

 

W mieście Hipokratesa zatrzymaliśmy się na dłużej. Rybacka keja w centrum miasta to nie nowoczesna Marina Kamień Pomorski, ale udało nam się znaleźć tu darmowy postój dla Sputnika II. Rozgościliśmy się w mieszkaniu Asi – przyjaciółki z rodzinnego miasta – i planujemy traktować wyspę jako letnią bazę wypadową do zwiedzania pozostałych wysp Dodekanezu.

 

obraz nr 6

 

Za pierwszy cel obraliśmy znajdującą się niedaleko wulkaniczną wyspę Nisiros. Według mitologii wyspa powstała podczas wojny o panowanie nad światem, która wybuchła pomiędzy gigantami a bogami olimpijskimi. W trakcie zaciętej walki Polybotesa z Posejdonem, ten ostatni oderwał wielki kawał wyspy Kos i przygniótł nim uciekającego giganta. Lokalna wersja mitu opowiadana przez mieszkańców wyspy mówi, że Polybotes wciąż żyje przygnieciony ogromną skałą i stara się wydostać, dlatego Nisiros tak często nawiedzają trzęsienia ziemi, a z krateru jej wulkanu unoszą się cuchnące opary. W świetle legend ciekawostką jest potwierdzony przez geologów fakt, że Nisiros rzeczywiście była kiedyś połączona z wyspą Kos.

 

obraz nr 7

 

Po kilku godzinach spokojnej żeglugi dotarliśmy do uroczego porciku Pali, położonego u stóp aktywnego wulkanu. Zaskoczyła nas spora ilość drzew na jego zboczach i tysiące nieużywanych obecnie tarasów. Wyspa od razu przypadła nam do gustu. Nazajutrz rano wypożyczyliśmy mały samochodzik i wybraliśmy się na rekonesans.

 

obraz nr 8

 

– Do krateru jedźcie najlepiej wcześnie rano, zanim przypłyną wycieczki z Kosu. Szczególnie polecam wam opustoszałe wioski na koronie wulkanu. Wyspa jest mała, więc przez cały dzień znajdziecie wszystkie ciekawe miejsca. – instruował właściciel wypożyczalni.

Pierwszą niespodzianką była dla nas wulkaniczna sauna. Mimo otrzymanych wskazówek trochę czasu zajęło nam znalezienie tej małej groty, zasilanej gorącą, geotermalną parą.

 

obraz nr 9

 

– Niezniszczalna, wieczna sauna! Chciałbym mieć na co dzień dostęp do takiego luksusu. Wyobraź sobie, że siedzimy tu w środku zimy, na zewnątrz pada deszcz ze śniegiem, a my wygrzewamy się w tych wulkanicznych oparach.

– Nawet przy dzisiejszym upale można z niej z powodzeniem korzystać. Po kilku minutach w środku, temperatura na zewnątrz wydaje się zaskakująco niska i przyjemna! – zauważyła Karolina.

Z bobasem śpiącym na tylnym fotelu jechaliśmy w stronę wciąż dymiącego krateru. Nie mogliśmy się nadziwić następującym po sobie błyskawicznym zmianom krajobrazu, który początkowo przypominał nam włoskie uprawy tarasowe, potem przechodził w teren przypominający drzewiastą sawannę Afryki, następnie meksykańską pustynię, by ostatecznie dać nam złudzenie lądowania na Marsie. Ostatnie metry na dno krateru trzeba pokonać na własnych nogach. Po minięciu tabliczki, informującej o wejściu na własne ryzyko, można się zbliżyć na wyciągnięcie ręki do fumaroli dymiących gorącą parą wodną, nasyconą chlorowodorem i siarką. Ze względu na Bruna, na dnie krateru spędziliśmy zaledwie kilkanaście minut, co wystarczyło by nasze ubrania i skóra przeszły gorzkim zapachem wulkanicznych wyziewów.

 

obraz nr 10

 

– Gośka opowiadała, że kiedy była tu ostatnio z grupą polskich turystów, jeden z odważnych emerytów postanowił na własnej skórze sprawdzić temperaturę w fumeroli i wsadził do niej nogę. Skończyło się na poparzeniach i wycieczce do szpitala. – przypomniałem historię, opowiedzianą nam kilka dni wcześniej podczas wycieczki do lasu zamieszkiwanego przez dzikie pawie.

– No to współczuję temu panu głupoty i miejsca hospitalizacji. Szpital na Kosie ma fatalną reputację. Wyobraź sobie, że nie mają tam nawet rentgena, a na prześwietlenia wożą pacjentów do prywatnego gabinetu tuż pod mieszkaniem Aśki. To raczej dziwne, biorąc pod uwagę, że Hipokrates założył na wyspie szkołę medyczną, a jego uczniowie stworzyli pierwszy na świecie szpital!

W starożytności Kos słynął nie tylko z nowoczesnej jak na tamte czasy medycyny. Ze względu na położenie u wybrzeży Azji Mniejszej, wyspa była bardzo ważnym ośrodkiem handlowym, specjalizującym się szczególnie w produkcji i sprzedaży wyjątkowo delikatnych jedwabnych tkanin, które w tamtych czasach swoją wartością przebijały złoto. Tajemnica sukcesu tutejszych warsztatów tkackich nie polegała jednak na odkryciu metody produkcji jedwabnej przędzy, bo ten sekret udało się wykraść Chińczykom dopiero w średniowieczu. Sposób sprytnych kupców polegał na kupowaniu gotowych tkanin chińskiego pochodzenia, pruciu ich, przerabianiu odzyskanej przędzy na bardziej delikatną nić i ponownym tkaniu lekkich, przezroczystych materiałów o znacznie większej powierzchni. Do tej mozolnej pracy zatrudniano setki niewolnic, a wyprodukowane szaty sprzedawano w całym basenie Morza Śródziemnego z ogromnym zyskiem.

 

obraz nr 11

 

W dzisiejszych czasach złotem i jedwabiem Dodekanezu jest turystyka. Biorąc pod uwagę konieczność podreperowania budżetu wyprawy i odłożenia zapasu euro na późniejszą przeprawę na Kanary i Karaiby, postanowiłem wyciągnąć rękę po swój kawałek turystycznego tortu i wysłałem moje CV do okolicznych baz czarterowych.

– Wygląda na to, że potrzebują skippera na kilka tygodni w lipcu i na początku września. Bardzo możliwe, że w sierpniu też coś się trafi. W takim układzie możemy zostać na Dodekanezie przez całe lato. – przekazałem Karolinie najnowsze informacje.

– No to świetnie! Będziemy mogli zaprosić babcię i przeczekamy z Brunem najgorsze upały w komfortowych warunkach. Aśka i Gośka tez się ucieszą z towarzystwa, a my mamy okazję by dokładnie poznać wyspy archipelagu.

W najbliższych dniach nasz jacht wyruszy z Kosu na sąsiednią wyspę Kalimnos, specjalizującą się w połowach naturalnych gąbek, a następnie pożeglujemy na Leros. Zaczynamy powoli dochodzić do wniosku, że aby poznać Grecję, trzeba by spędzić na wyspach całe życie, bo każda z nich to zupełnie inna kraina, o zupełnie innej historii.

Jasas!

 

Partnerem rejsu „Sputnikiem dookoła Ziemi” jest Marina Kamień Pomorski. Rejs wspierają: Sail Service, Crewsaver, Eljacht, Henri Lloyd, Elena – Kolagenum, Lyofood, Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego, Jacht Klub Kamień Pomorski i Miesięcznik Żagle.

 

Tekst: Mateusz Stodulski

Zdjęcia: Sputnik Team

Komentarze