Sam, non stop dookoła obu Ameryk

0
379

Motto:
„Jeżeli nie czujesz, że musisz wypłynąć, zostań w domu. Jeżeli czujesz, że musisz, uczyń to natychmiast”.
Bernard Moitessier
 
Dookoła obu Ameryk. Solo i non stop.
 
Matt Rutherford czuł, że musi wypłynąć.
Zresztą nie pierwszy raz. Zawsze był niespokojnym duchem, który
potrafił zorganizować sobie podróże dalekie od ofert biur turystycznych.
Oszczędzał 9 miesięcy by w wieku 20 lat wybrać się w podróż rowerem
przez Laos, Wietnam, Kambodżę i Tajlandię. Kolejną podróż przygotowywał 5
lat. Nabył używany jacht Pearson 323, nauczył się nawigacji  i
pożeglował solo z Annapolis na Morze Północne, potem do Afryki i przez
Karaiby z powrotem do Annapolis. Na tej trasie o długości ponad 15
tysięcy mil tylko raz zawinął do płatnej mariny. Resztę postojów spędzał
na kotwicy. Marzył o rejsie non stop dookoła świata. Marzył też o
Przejściu Północno Zachodnim. W pewnym momencie połączył te dwa
marzenia. Południowe Szerokości, Przylądek Horn w proponowanym zestawie,
a długość rejsu w obu przypadkach podobna. Oszczędzał, szukał
sponsorów, planował, czytał, jednym słowem przygotowywał się bardzo
drobiazgowo do rejsu. W końcu znalazł jacht typu Albin Vega.
Numer kadłuba 1147 zbudowany w 1972 lub 1973 roku. Wiek jachtu nie
przeraża choćby dlatego, że tak powszechna dziś osmoza na tych jachtach
jest czymś nieznanym. Jacht został praktycznie rozebrany na części i
ponownie złożony. Jedyną ingerencją w konstrukcję było wzmocnienie
podstawy masztu, a komfort żeglugi zapewniał samoster wiatrowy „Monitor”.

Matt Rutherford na jachcie „St Brendan”, wspomniany Albin Vega, wyruszył z Annapolis w połowie czerwca 2011 roku.
Większość niemal półtorej tony ładunku zawierała żywność, reszta to
wszelakiego rodzaju części zapasowe i diesel, który był niezbędny nie
tylko do ładowania akumulatorów, ale przede wszystkim do ułatwienia
nawigacji w Przejściu Północno Zachodnim. Już dwa tygodnie po starcie
nastąpiła katastrofa. Ręczna odsalarka wręcz eksplodowała w trakcie
pracy. Możliwość dalszej żeglugi zawisła na włosku, bo wiele można sobie
odmówić, ale bez słodkiej wody całe przedsięwzięcie było po prostu
niemożliwe. Dzięki przyjaciołom udało się dostarczyć u wybrzeży Nowej
Funlandii nowy przyrząd. Nastąpiło powolne wspinanie się na północ.
Solo, we mgle, wśród gór lodowych. Rejs non stop, według definicji Coast
Guardu, której trzymał się Matt, oznaczało, że jacht powinien być cały
czas „w drodze”, czyli nie może zacumować ani do stałego lądu, ani do
stojącej na mieliźnie góry lodowej, ani do jednostki pływającej z
włączoną śrubą napędową. Nie może też kotwiczyć. Żeglarz przeczekiwał
złą pogodę i niekorzystną sytuację lodową na dryfkotwie.

Przejście Północno Zachodnie pokonał klasyczną drogą Amundsena
po 100 dniach od wypłynięcia z Annapolis. Napotkał głównie wschodnie
wiatry o różnej sile. Momentami wręcz surfował w trudnym nawigacyjnie
rejonie, czasem wydając z rufy 150 metrów półcalowej liny dla
wyhamowania niebezpiecznej prędkości. Na koniec Arktyka nie chciała go
wypuścić. Przed wejściem do Cieśniny Beringa przez kilka dni na
dryfkotwie przeczekiwał niże o sile tajfunu uderzające w Alaskę. U
wybrzeży Alaski otrzymał paczkę z częściami zapasowymi.

 Rejs planowany był licząc średnią prędkość 3 węzłów.
Po minięciu Cieśniny Beringa Matt Rutherford miał 8 dni opóźnienia, co
nie było jeszcze opóźnieniem dramatycznym. Najważniejszym było zdążenie
do Przylądka Horn w odpowiednim sezonie, latem, przed jesiennymi
sztormami. Chwilowo miał problem z pokonaniem Zatoki Alaskańskiej w
październiku. Według zapewnień jednego ze śledzących rejs i
zaopatrujących Matta w ostrzeżenia lodowe i sztormowe nikt na takiej
małej łódce nie próbował trawersować Zatoki o tej porze roku. Matt nie
miał wyboru. Pod koniec października doszedł do pasatów. Po 208 dniach
minął Przylądek Nieprzejednany, a zaraz potem stanął w ciszy. Na
szczęście w tamtych regionach cisze nie trwają długo

W połowie Atlantyku zawiodły wszystkie możliwości ładowania akumulatorów.
Panele solarne nie funkcjonowały już od strefy równikowej Pacyfiku,
generator wiatrowy nie dawał się ożywić pomimo wielokrotnego czyszczenia
styków i wymiany całego okablowania. Na koniec zastrajkował silnik.
Rozrusznik nie dawał znaku życia, na korbę nie było miejsca, a zresztą i
tak nie było jej na pokładzie. Nawet patent startowy Michela Desjoyeaux
nie dał się zastosować. Bohater Vendee Globe miał do dyspozycji
olbrzymi grotżagiel jachtu klasy IMOCA 60 i startował silnik daleko na
południu, w strefie silnych wiatrów. Niewielki grocik 27-stopowego
jachtu nie podołał zadaniu. Przyjaciele zorganizowali kolejny „punkt
zaopatrzeniowy” w pobliżu brazylijskiego Recife. Matt otrzymał, między
innymi korbę i panel solarny. Udało mu się raz na krótko uruchomić
silnik, panel solarny wytrzymał kilkanaście dni. Jedynym urządzeniem,
które działało cały czas, był GPS-tracker podający do Internetu jego
pozycję i pozwalający na odbiór prognoz pogody. Nastąpił moment, kiedy
przestała być dla niego ważna idea Moitessiera o pełnym zespoleniu
żeglarza z oceanem. Teraz chciał już tylko dopłynąć do końca, utrzymać
łódkę w jednym kawałku do Annapolis.
 
Od trawersu Karaibów Matt Rutherford płynął już po znanych wodach.
Musiał jeszcze przeczekać trawersowanie Golfsztromu aż ustanie silny,
północny wiatr budujący niebezpieczne fale, kiedy podmuchy spotykają się
z przeciwnym prądem. Po 309 dniach, 18 godzinach i 38 minutach Matt
przeciął ponownie linię startu, a teraz także mety. Ustanowił rekord
najmniejszego jachtu solo i dodatkowo jeszcze non stop na Przejściu
Północno Zachodnim potwierdzony przez brytyjski Scott Polar Institute.
Pokazał, że możliwy jest rejs bardzo niskobudżetowy z celem, którego do
tej pory nikt nie osiągnął. Jego mottem było motto Ernesta Shackletona:
FORTITUDINE VINCIMUS! Zwyciężymy wytrwałością!
 
21 kwietnia Matt dopłynął do macierzystego klubu w Annapolis po przebyciu 27077 mil morskich.
Jego rejs miał na celu zdobycie funduszy dla organizacji Chesapeak
Region Accessible Boating (CRAB) umożliwiającej żeglowanie osobom
niepełnosprawnym. Założył zdobycie 250 tysięcy dolarów (10 $ / 1 nm).
Udało mu się to w jednej trzeciej, ale po zakończeniu rejsu konto jest
ciągle otwarte, więc gdyby ktoś z czytelników poczuł, że żeglarze klasy
Matta Rutherforda godni są popierania, niech wpłaci na CRAB skromną
dotację: https://npo1.networkforgood.org/Donate/Donate.aspx?npoSubscriptionId=1005319
 
W
Annapolis Matta witali przyjaciele, przedstawiciele sponsorów, szkoły
nawigacyjnej, senator, miejscowe władze a nawet list od Prezydenta.

Podczas rejsu zastanawiał się nad człowiekiem którym był, którym jest i
którym powinien być. Być może te przemyślenia pomogą mu w dalszej
drodze. Na razie planuje powrót w Arktykę dla nakręcenia filmu dla
jednego z kanałów telewizyjnych. Co potem? Może się kiedyś dowiemy.
 
Marek Zwierz
Wszystkie
fotografie – : Mark Duehmig. Na stronie internetowej zostały one
zamieszczone jako wolne do niekomercyjnego użytku z prośbą o podanie
autora fotki.

——————————–
 
PS:
Jeszcze krótki cytat z pytań i odpowiedzi, na które Matt odpowiadał
emailowo podczas rejsu. To taki cukierek dla wszystkich, którzy walczą o
swobodę żeglowania w kraju nad Wisłą. Celowo nie tłumaczę tego tekstu
ani nie poprawiam literówek czy gramatyki. Just enjoy it!
 
Pytanie: How
does one make the transition from day sailor to cruiser — more
specifically, how did you learn about navigation that day sailors don’t
really have to worry much about?

Odpowiedź Matta Rutherforda: Buy
a cheap chart plotter and some paper charts and just go sailing. You
will some mistakes in the beginning but we all do. Just make sure you
check the weather before you leave. If your a beginner, don’t sail in
more then 25 knots of wind. You will learn over time
.


Publikcja za zgodą Jerzego Kulińskiego, tekst pochodzi ze strony: http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1970&page=0

Komentarze