Za zgodą Jerzego Kulińskiego
Prawnicy są jak matematycy – do bólu precyzyjni, a ich język powszechnie odbierany jest jako zbytnio hermetyczny. Przepisy morskie regulują sprawy praktyczne. Dlatego właśnie poprosiłem Marka Tarczyńskiegoo – dobrze znanego Wam praktyka morskiej żeglugi na małych jachcikach o recenzję książki Bogdana Sobiły – „Międzynarodowe przepisy o zapobieganiu zderzeniom na morzu”.
Prawnicy są jak matematycy – do bólu precyzyjni, a ich język powszechnie odbierany jest jako zbytnio hermetyczny. Przepisy morskie regulują sprawy praktyczne. Dlatego właśnie poprosiłem Marka Tarczyńskiegoo – dobrze znanego Wam praktyka morskiej żeglugi na małych jachcikach o recenzję książki Bogdana Sobiły – „Międzynarodowe przepisy o zapobieganiu zderzeniom na morzu”.
Jestem świeżo po lekturze książki kpt. Bogdana Sobiły, Międzynarodowe przepisy o zapobieganiu zderzeniom na morzu, wydanej w Krakowie przez Wyd. Kyma. Zgodnie z rozmową na Walnym Zebraniu SAJ, przesyłam Ci garść swoich refleksji o Autorze i Jego dziełku.
Kapitana Sobiłę miałem okazję poznać kilka lat temu, najpierw na kursie „sterniczym”, który prowadził w Górkach Zachodnich, później na „kapitańskim” w Warszawie. Jako stary belfer akademicki byłem pod wrażeniem Jego umiejętności i talentu dydaktycznego.
Natura obdarzyła Go umiejętnością ciekawego, jasnego i dowcipnego mówienia, nawet o rzeczach nudnych i zawiłych. Różne prawa, reguły i zasady znakomicie obrazował przykładami z praktyki (czasem wesołymi, czasem tragicznymi), których zawsze miał spory zapas. Łatwość odnoszenia omawianej kwestii do praktycznego działania, dodawała atrakcyjności Jego zajęciom.
Jestem świeżo po lekturze książki kpt. Bogdana Sobiły, Międzynarodowe przepisy o zapobieganiu zderzeniom na morzu, wydanej w Krakowie przez Wyd. Kyma. Zgodnie z rozmową na Walnym Zebraniu SAJ, przesyłam Ci garść swoich refleksji o Autorze i Jego dziełku.
Kapitana Sobiłę miałem okazję poznać kilka lat temu, najpierw na kursie „sterniczym”, który prowadził w Górkach Zachodnich, później na „kapitańskim” w Warszawie. Jako stary belfer akademicki byłem pod wrażeniem Jego umiejętności i talentu dydaktycznego.
Natura obdarzyła Go umiejętnością ciekawego, jasnego i dowcipnego mówienia, nawet o rzeczach nudnych i zawiłych. Różne prawa, reguły i zasady znakomicie obrazował przykładami z praktyki (czasem wesołymi, czasem tragicznymi), których zawsze miał spory zapas. Łatwość odnoszenia omawianej kwestii do praktycznego działania, dodawała atrakcyjności Jego zajęciom.