„Pisz i Płyń”, czyli morska opowieść Moniki Kubiak

0
604

I miejsce w konkursie „Pisz i Płyń”

Taavet leżąc na piasku, wpatrywał się w piękny zachód słońca i rozmyślał o swojej kolejnej wyprawie w morze. Czerwona poświata odbijała się od spokojnych fal uderzających o brzeg.

Relaksując się i wsłuchując w szum morza ujrzał coś błyszczącego nieopodal brzegu. Natychmiast zerwał się i tnąc bosymi stopami fale dotarł do tajemniczego przedmiotu. Bez chwili namysłu chwycił ów skrzącą rzecz. Była to butelka. Lecz nie taka zwykła – był w niej list.

Oczy Taavet’a poszerzały i bicie serca przyspieszyło. Sam nie wiedział, dlaczego tak na to zareagował, ale poczuł dziwną obawę, że jeśli przeczyta wiadomość, jego życie ulegnie zmianie.

 Ciekawość wzięła górę nad lękiem. Myślał racjonalnie, to nie mogło być nic strasznego. List w butelce. Każdy wie. Może to być głupi żart dzieciaków albo celowo włożona pusta kartka, by narobić komuś nadziei, że odnalazł coś niezwykłego. A jednak.. Chłopak pośpiesznie wyjął tajemniczy list, już bez żadnych obaw. Rozwijając zwiniętą w rulon kartkę zwrócił uwagę, że jest ona prawie śnieżnobiała, więc nie mogło to być nic historycznego. W środku ujrzał wydruk komputerowy i wydał z siebie zdławiony dźwięk podobny do śmiechu.

– Co to u licha jest? – powiedział sam do siebie. Nawet listy w butelce ulegają zmianie w dwudziestym pierwszym wieku – pomyślał.

Treść też go zaskoczyła, gdyż był on napisany po angielsku. Na szczęście nie miał z tym problemu. W Estonii sporo ludzi uczyło się angielskiego, a zwłaszcza młode pokolenia, przed którymi otwierał się cały świat.

Zaczął czytać i dziwne uczucie znowu powróciło.

Witaj. Wiem, że ten list jest bezsensu, bo na pewno go nie znajdziesz.

Jednak mam głęboką nadzieję, że chociaż odczyta go osoba, która zna

Ciebie i będzie w stanie Ci to przekazać.

Niedawno dowiedziałam się, że mam raka. Lekarze powiedzieli wprost o moich

szansach na wyleczenie. Dziesięć procent. To jest jak walka z żywiołem.

Prawdopodobnie przegram.

Mam ostatnie dwa marzenia. Jednym z nich jest spotkać Cię po raz ostatni

zanim umrę, a drugie to samotny rejs po morzu Bałtyckim. Jeszcze nie myślę

o tym, że moje życie wkrótce się skończy, ale czuję potrzebę spełnienia i to

daje mi siłę, aby walczyć o marzenia. W Polsce jest możliwość wypożyczenia

jachtu na jakiś czas i rodzice obiecali spełnić moje marzenie.

Ostatnio często wspominam nasze  spotkanie na wielkim wycieczkowcu do

 Szwecji. Jest dwudziesty pierwszy wiek, a my nawet nie wymieniliśmy się

numerami telefonów. Stąd ten list. Jeśli się jeszcze kiedyś spotkamy, będę

najszczęśliwszą osobą na Ziemi. Do zobaczenia Karl.

Wiktoria.

Po tych słowach nie mógł nabrać oddechu. Poczuł gorącą gulę w gardle i piekące łzy. Nie chciał myśleć nawet, że mogą to być żarty. Te słowa były jak cios prosto w serce.

„Niedawno dowiedziałam się, że mam raka. Lekarze powiedzieli wprost o moich szansach na wyleczenie. Dziesięć procent”.

Chciał coś zrobić, ale nie miał pojęcia co. List nie był skierowany do niego i nawet nie znał osoby o imieniu Karl. Nagle do głowy wpadł mu szalony pomysł. Zamiast za trzy dni wyruszy w morze już dzisiaj wieczorem. Wiedział, że to nie spodoba się jego rodzicom. „Jeszcze trzy dni szkoły i wakacje, a ty musisz być na zakończeniu roku”– chodziły mu po głowie słowa, które prawdopodobnie usłyszy. Jak też miał wytłumaczyć powód przyspieszenia jego samotnego rejsu. Postanowił więc zrobić to bez ich wiedzy.                     

***

 Już spakowany w swoją torbę wskoczył na pokład jachtu, który należał do jego ojca. Taavet miał zgodę na jego używanie, kiedy tylko chciał, ponieważ jego tata często na połowy wybierał się wraz z innymi rybakami na jednym dużym statku.

Wiatr był chłodniejszy niż za dnia. Przeszedł mu dreszcz po plecach i zadrżały nogi. Zarzucił na siebie wiatrówkę, której zawsze używał wypływając w morze.

 Zaczął odwiązywać cumy. Już prawie wszystko było gotowe i chciał wyruszać, gdy nagle usłyszał znajomy głos. – A ty gdzie się wybierasz? – powiedział Jaan, najlepszy przyjaciel Taaveta. Chłopak się zmieszał i zaczął jąkać. –Yyy… ja tylko sprawdzam czy wszystko w porządku. No wiesz, w końcu za trzy dni ruszam.

Od razu można było zauważyć, że Jaan nie uwierzył w to, co powiedział przyjaciel.

– Dobra nie ściemniaj. A tak naprawdę, co tutaj robisz? Najlepszemu przyjacielowi nie powiesz?

– Tak naprawdę przyspieszam swój rejs. Wszystko ci wyjaśnię jak wrócę. Ale obiecaj mi, nikomu nic nie powiesz. A zwłaszcza moim rodzicom.

– Masz moje słowo. Ale nie możesz mi powiedzieć teraz? Coś bardzo ważnego?

– Mówiłem już. Wszystko się dowiesz w swoim czasie – odparł bez przekonania.

– Czyli wrócisz na zakończenie roku?

– Nie mam pojęcia. Wszystko się okaże. Trzymaj się.

– Do zobaczenia. Tylko się nie utop. – zażartował jak zwykle, a chłopak puścił tę uwagę mimo uszu.

Taavet wypłynął. Włączył silnik na najniższych obrotach, aby nie był słyszany w okolicy. Kiedy opuszczał przystań trzymał w ręce butelkę z listem w środku. Myślał, co tak naprawdę teraz zrobi. Zdawał sobie sprawę, że szanse na spotkanie tej dziewczyny są niewielkie. Szanse na spotkanie jakiejkolwiek kobiety samotnie dryfującej na środku morza, były nikłe. Postanowił jednak nie zaprzątać sobie tym głowy i zdać się na to, co przyniesie mu los.

 Obrał kurs na zachód, aby przepłynąć przez Cieśninę Irbe. Wszedł do kajuty i pościelił łóżko w pomieszczeniu, w którym starczyłoby miejsca dla kilku osób. Jacht nie był mały
 i zdarzało się, że płynęło nim osiem osób. Potem poszedł do dosyć ciasnej łazienki

z prysznicem. Spojrzał w lustro. Miał lekkie sińce pod oczami. Był to efekt zmęczenia. Jego blond włosy były lekko potargane przez wiatr. Twarz miał podłużną z wyraźnymi kośćmi policzkowymi i mocno zarysowaną kwadratową szczęką. W jego zielonych oczach mieszało się zmęczenie i przerażenie. Postanowił wziąć prysznic i odpocząć. Bardzo potrzebował snu.

***

Dzień zapowiadał się ładnie. Niebo było prawie bezchmurne, a słońce przyjemnie grzało. Taavet umierał z głodu. Pośpieszne sięgnął po torbę, w której miał jedzenie z długą datą przydatności. Wiedział, że jeśli pozostanie dłużej niż trzy dni na morzu, będzie musiał wziąć wędkę i coś schwytać. Chociaż często podróżował z ojcem na łodzi, nie przepadał za łowieniem ryb. Wolał przyglądać się jak robią to inni.

Po śniadaniu nie wiedział, co powinien teraz poczynić. Ląd był już prawie niewidoczny. Kiedy w pośpiechu pakował rzeczy, zapomniał zabrać swój odtwarzacz muzyki. Teraz był skazany na oczekiwanie na coś niezwykłego. Przez chwilę pomyślał, jak czują się jego rodzice. Nie wiedząc gdzie jest i co robi. To było straszne z jego strony. Dlaczego on tak ich traktował? Przecież dawali mu wszystko, co chciał. Nigdy nic mu nie brakowało. Z nerwów zaczął boleć go brzuch. Prędko odgonił te myśli ze swojej głowy. Nie chciał się teraz tym zadręczać.

Nagle z zamyślenia wyrwał go pisk. Serce podeszło mu do gardła. Przed oczyma miał już obraz dziewczyny, którą niemiłosiernie targa sztorm, mimo ładnej pogody. Obejrzał się za siebie i ujrzał mewę siedzącą na jego pokładzie. Z jednej strony odetchnął z ulgą, z drugiej bardzo pragnął odnaleźć autorkę tajemniczego listu w butelce. Wiktorię.

W tej chwili na myśl przyszedł mu fragment listu: W Polsce jest możliwość wypożyczenia jachtu na jakiś czas i rodzice obiecali spełnić moje marzenie.

Ta dziewczyna jest z Polski. Pobiegł czym prędzej do kabiny nawigacyjnej i skierował jacht w kierunku południowym. Miał nadzieję, że spotka ją na swojej drodze. Tylko dokąd ona mogła płynąć? Do kogo napisała ten list? Było tyle pytań, na które nie znał odpowiedzi. Chciał jednak spróbować.

Minęło już sporo czasu, od kiedy skierował jacht w kierunku Polski. Mijała godzina piąta popołudniu. Cały dzień leżał na pokładzie i poczuł, że jego skóra piecze. Słońce go spaliło na czerwono-brązowy kolor. Przeniósł się w cień mostku kapitańskiego i patrzył w dal. Osunął się płasko na pokład i zasnął.

Obudził go cichy melodyjny śpiew. Zerwał się natychmiast i rozejrzał w około. Panował już półmrok. Jakieś siedem metrów od jego jachtu płynął inny. Mniejszy, ale można było zauważyć, że zadbany. Nazywał się Jagoda. To słowo nie było mu znane. Domyślił się, że to po polsku.

Z kajuty wyszła dziewczyna. Taavet’a ogarnął szok. Była piękna. Jej czekoladowe włosy sięgały pasa. Była drobnej i smukłej budowy. Znacznie niższa niż chłopak, ale wyglądała na osiemnaście lat. Spojrzała w jego stronę i szeroko się uśmiechnęła. Miała pociągłą twarz
 i duże zielone oczy.

– Hej. Czekałam aż się obudzisz. Nie sądziłam, że kogoś mogę spotkać na środku morza. – powiedziała po angielsku.

– Yyyy…- to tyle, co zdołał z siebie wydusić.

– Och, przepraszam. Być może nie rozumiesz angielskiego.

– Och nie! Rozumiem cię. Chciałem powiedzieć, że też nie sądziłem, że mogę kogoś spotkać, a zwłaszcza dziewczynę. – skłamał, bo tak naprawdę jego nadzieja była tak ogromna, że zamieniła się w pewność.

– Świetnie – ucieszyła się – Więc jak ci na imię?

– Taavet. A ty? Jakie jest twoje imię? – zapytał głównie z grzeczności, ponieważ był pewien jej imienia.

– Ja jestem Wiktoria. Zamierzałeś płynąć do Polski?

– W sumie tylko w tym kierunku. Ty zmierzałaś do…

– Nie miałam celu. – przerwała – Kiedy zobaczyłam twój jacht, zawróciłam. Pomyślałam, że raźniej byłoby z kimś porozmawiać.

– W takim razie, dlaczego nikogo ze sobą nie zabrałaś? – zapytał zdziwiony.

– Miał to być mój samotny rejs, ale na dłuższą metę staje się to trochę nudne – stwierdziła.

– Samotny? A może płynęłaś do kogoś?

– Dlaczego od razu do kogoś? Jak już mówiłam, nie miałam celu – odparła.

– Przepraszam – był zakłopotany. Palcami przeczesał swoje blond włosy – Więc opowiedz coś o sobie.

– Chętnie. – Usiadła na pokładzie i wyciągnęła nogi za burtę – To co chcesz o mnie wiedzieć?

***

Po długich rozmowach, czuli, jakby znali się od lat. Taavet nie powiedział jej jednak o liście w butelce, który wczoraj znalazł. Wiktoria nie powiedziała mu o chorobie. Chłopak pomyślał, że nie chce psuć atmosfery, jaka w tej chwili panuje.

Nagle w oddali ujrzeli błyskawice, które wyraźnie odznaczały się od ciemnego już dawno nieba. Była dziesiąta wieczorem. Po chwili zerwał się silny wiatr.

– Powinniśmy już się chować. Będzie niezły sztorm – zaśmiał się Taavet.

– Masz rację. Miejmy nadzieję, że nie będzie bardzo silny.

– Nie martw się. Wszystko będzie w najlepszym porządku. Pomogę ci, jeśli będzie taka potrzeba – chłopak z radością wypowiedział te słowa.

Wtem wielki bałwan szarpnął jachtem Wiktorii. Ona przewracając się uderzyła głową o pokład. Taavet zaczął krzyczeć, lecz jego słowa zostały zagłuszone przez wiatr. Chciał skoczyć na pokład łodzi dziewczyny, ale wiedział, że jego szanse są marne. Dzieliła je przestrzeń około sześciu metrów. Ogromne fale zaczęły kołysać obydwie łodzie. Wiktoria próbowała wstać. Był to zły pomysł, ponieważ kolejny morski grzywacz potrząsnął jachtem. Po tym uderzeniu dziewczyna wypadła za burtę. Chłopak bez chwili namysłu wskoczył do wzburzonej wody. Chwycił Wiktorię za ramiona i starał utrzymać ich obu na powierzchni. Było to wyzwanie, gdyż ogromne fale słonej wody, usiłowały zanurzyć ich w ciemnym morzu.

– Nie poddawaj się! – krzyczał – dasz radę.

Dziewczyna miała ogromne rozcięcie na czole, z którego tryskała krew. Taavet usiłował zatamować ranę apaszką, którą ściągnął z jej szyi. Niestety w pewnej chwili wyrwał ją wiatr.

– Wejdź sam na jacht – cicho powiedziała Wiktoria – ja sobie jakoś poradzę.

– Co ty bredzisz? Nie zostawię cię. Nie ma mowy!

– I tak mam raka. Długo nie pożyję, więc moim grobem będzie Bałtyk.

Po tych słowach, Taavet wybuchł płaczem. Nie mógł nic powiedzieć. Słowa utknęły mu
w gardle. Chciał tylko, aby wiedziała, że znalazł jej list. Zebrał siły i rzekł – Wiem. Znalazłem twój list w butelce. Był do Karla. Przykro mi. Myślę jednak, że uda ci się spełnić twoje marzenie. Na pewno go jeszcze spotkasz i ja ci w tym pomogę, jeśli chcesz. Jesteś bardzo silna. – po tych słowach spojrzał jej w twarz. Jej wzrok był nieobecny. Zauważył, że jej oczy zasnuły się mgłą. Teraz jego płacz nie był zwykłym uronieniem łez. Wył jak dzikie zwierzę. Ona umarła. Wiktoria umarła. Nie wiedział nawet czy usłyszała jego ostatnie słowa. Fale miotały jej bezwładnym ciałem, a on próbował ją utrzymać. Niestety kolejny bałwan, który ich zaatakował, bezlitośnie wyrwał Wiktorię z objęć Taavet’a. Mimo, że próbował ją schwytać, morze ją zabrało. Znikła z zasięgu jego wzroku.

***

Ostre promienie słoneczne kłuły Taavet’a w oczy, mimo zamkniętych powiek. Czuł słony smak w ustach. Kiedy próbował się podnieść, dostał potwornych zawrotów głowy i poczuł silne pulsowanie w skroniach. Miał nadzieję, że to, co wydarzyło się dzisiejszej nocy było tylko złym koszmarem. Niestety, przekonał się o swoim błędzie z chwilą, kiedy spojrzał na wodę. Pływały w niej skrawki potarganych ubrań i bagaże, prawdopodobnie Wiktorii. Nie było jednak jej łodzi.

Wpadł w ogromny szał. Jak mogło stać się coś takiego? Jakim cudem znalazłem się na jachcie? Mi nic nie jest, a ona straciła życie przez cholerny sztorm. Miał w głowie mętlik, lecz wiedział, że nic nie zrobi. Zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie stracił świadomość i udało mu się wspiąć na pokład.

Teraz mógł tylko czym prędzej wrócić do domu i zgłosić to, co wydarzyło się na morzu. Nie miał jednak ochoty opowiadać o tym, co go spotkało. Wszystko potoczyło się w ciągu zaledwie jednego dnia.

Postanowił zebrać rzeczy, które bezwładnie falowały na wodzie. Miał ochotę rozpłakać się i poddać morzu, ale nie mógł. Czuł, że dziewczyna poznana przez niego zaledwie kilkanaście godzin temu była mu w pewien sposób bliska. Jak przyjaciółka. Jej rodzina musi dowiedzieć się o śmierci. Musi też usłyszeć o niej świat. Dzielna i dążąca do spełnienia marzeń osoba. Bohaterka.

 Dokończył zbieranie przedmiotów i wyruszył w drogę powrotną. Trochę czasu zajęło mu ustalenie aktualnego miejsca jego pobytu. Płynąc trzymał w ręce list Wiktorii.

***

Nazajutrz, kiedy już zacumował swój jacht w przystani, natychmiast zbiegł z pokładu. Pobiegł do domu. Mieszkał bardzo blisko tego miejsca, więc dotarł tam po dwóch minutach.

Jego matka siedziała przed domem z kubkiem w ręku. Widząc go pospiesznie wstała. Taavet zobaczył na jej twarzy malującą się ulgę zmieszaną z wściekłością. Zdał sobie sprawę, że ona wie już wszystko.

– Możesz mi wyjaśnić, co to miało być Taave’cie Mark? – rzuciła oskarżycielskim tonem.

– Poczekaj, aż wszystko ci wyjaśnię. Potem możesz mi dać karę, na co chcesz.

– Czekam na twoje wytłumaczenie.

Chłopak wszystko z dokładnością opowiedział matce. Po tym, co usłyszała nie mogła wyjść z szoku. Wydawało jej się to nierealne, ale mimo wszystko uwierzyła synowi.

Do zakończenia roku szkolnego wszystkie sprawy związane z Wiktorią i całym wydarzeniem na morzu dotarły już do rodziny. Odnaleziono jacht porwany przez fale.

Taavet postanowił napisać małą książkę o przygodzie, jaka go spotkała. Jednak list
w butelce zachował dla siebie. Miał nadzieję, ze kiedyś uda mu się go przekazać w właściwe ręce. Mijały lata, a on co roku o tej samej porze, wyruszał w samotny rejs.

 

Konkurs organizowany przez portal SailBook.pl w ramach regat SailBook Cup 2013 pod patronatem Marszałka Województwa Pomorskiego, Honorowego Konsula Szwecji w Gdańsku oraz Pomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego. Parterami projektu są Miasto Pruszcz Gdański, Gmina Cedry Wielkie i Gmina Pruszcz Gdański.

Fot. Puchar Mariny Gdańsk/ Robert Urbański

Komentarze