Optymista na morzu

0
659

Za zgodą Jerzego Kulińskiego

Niedawno czytaliście news Sławomira Brzezowskiego http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=2398&page=0 z komicznym (jak dla kogo) opisem siusiania za burtę. Męska część załogi jachtu dżentelmeńsko, nie przejmując się genderowym obłędem równości płci pozostawiła dwom załogantom kingston do wyłącznego uzytku.

Kilka zeskanowanych stron książki wprowadziły Was w nastrój, wesołość i zaciekawienie. Idąc tym tropem nasz nieoceniony współpracownik SSI – Andrzej Colonel Remiszewski przedstawia poniżej mini-recenzję książki Chrisa Stewarda.

Przyjemnej lektury.

A tak przy okazji „nadmieniam” – twoja biblioteka świadczy o tobie.

Żyjcie wiecznie !

Don Jorge

======================================

Ze sporym opóźnieniem trafiłem na książeczkę Chrisa Stewarta „Trzy sposoby na wywrócenie łódki”, wydaną w 2011 przez „Świat Książki”, w tłumaczeniu (niezbyt fachowym z punktu widzenia żeglarza) Jacka Żuławnika. Autor był jednym z założycieli i perkusistą zespołu „Genesis”. Po dość krótkiej karierze (wydaje się, że ten nagły koniec wynikał z jego niewielkiej klasy jako muzyka) podróżował sporo po Europie, wykonywał różne zawody, by w końcu osiąść na farmie w Andaluzji, jako hodowca owiec. Próbował także startować w lokalnych wyborach, malować, lecz najważniejsze, to jego cztery książki. Wszystkie mają nutkę autobiograficzną, są niepozbawione humoru i życiowego optymizmu.

„Trzy sposoby na wywrócenie łódki” to żywa relacja z wykonywania przez autora zawodu skippera jachtu w Grecji. Rzecz sama przez się byłaby naturalna, gdyby nie fakt, że do chwili, gdy otrzymał on propozycję objęcia tej funkcji, nie był nigdy na żadnym jachcie! Ale cóż, audaces fortuna iuvat, znajdujący się w fatalnej sytuacji finansowej i znudzony dotychczasowym zajęciem, Stewart decyduje się zgłosić na rozmowę kwalifikacyjną.

Przed rozmową czyta w rozpaczliwym tempie jakiś elementarny podręcznik żeglarski, wkuwając na pamięć „fachowe” określenia i jakimś cudem otrzymuje angaż. Teraz trzeba zdobyć tyle umiejętności, by doprowadzić jacht w całości z ateńskiej mariny Kalamaki na wysepkę, na której jest umówiony z nowymi pracodawcami.

Pierwsze próby na wodzie nie są obiecujące, kończą się wywróceniem łódki. Nie zniechęcony Stewart zapisuje się na dwutygodniowy kurs, obejmujący dwa w jednym: qualified crew, a zaraz potem day skipper. Szkolenie odbywa się w kilkuosobowej załodze, podczas rejsu po Kanale, w okolicach Wyspy Wight. Otrzymuje zaświadczenie o ukończeniu kursu i rusza do Grecji.

 obraz nr 1

Cornish Crabber (fot. ze strony www.cornishcrabbers.co.uk)

.

Na miejscu okazuje się, że jacht to piękny „klasyk” typu „Cornish Crabber”, lecz w stanie katastrofalnym na skutek działalności poprzedniego „zawodowca”, pijaka i gbura. Epopeja remontu jachtu w Grecji, to smakowity fragment książki.

Na pierwsze samodzielne pływanie zabiera Stewart nowopoznanego stuprocentowego laika żeglarskiego. I żegluje! Mimo początkowych kłopotów (pożar w maszynowni podczas wejścia na Eginę) żegluje skutecznie, kończąc pracę w przyjaźni z armatorem – pracodawcą.

Druga cześć książeczki to barwna relacja z wyprawy „śladem Wikingów do Winlandii” – z Anglii, poprzez Norwegię, Islandię do Nowej Funlandii. W planach była jeszcze Grenlandia ale warunki lodowe nie pozwoliły. Tu Stewart jest już w miarę doświadczonym żeglarzem, zaś skipper i właściciel jachtu to po prostu człowiek morza. Rejs odbywa się na niemal stuletnim bristolskim kutrze pilotowym „Hirta”.

 obraz nr 2

Hirta” (rysunek z forum www.classicboats.uk)

.

W załodze jest kilkuletnia dziewczynka. Żyje na jachcie, tak jakby to był stan naturalny, a gdy ciężki północnoatlantycki sztorm zmusza ich do wielodniowego sztormowania w dryfie, nie zmienia nic w swoich przyzwyczajeniach i zachowaniach. Nawiasem podkreślmy, że jej mama, pełniąca funkcję kuka, serwuje codziennie trzy pełne, gorące posiłki, niezależnie od pogody.

Dodajmy jeszcze fenomenalny opis procedury załatwiania najprostszej potrzeby fizjologicznej, pokonywania sztormowo – polarnego ubrania i sztormowych warunków. I dodajmy ciekawą debatę na temat forsowania stareńkiego jachtu w sztormie i wyboru momentu refowania. Do tego pyszne opisy: życia i wacht na oceanie, odwiedzonych miejsc, spotkanych ciekawych ludzi.

Aż się prosi o dydaktyczny morał na koniec. Ale lepiej, zachęcę po prostu do poczytania Chrisa Stewarta. I szkoda tylko, że polski wydawca „obciął” tytuł, który w oryginale brzmi: „Three Ways to Capsize a Boat: An Optimist Afloat”.

Andrzej Colonel, już przypominający o kamizelkach na sezon, Remiszewski

Źródło: www.kulinski.navsim.pl/

 

 

Komentarze