Oceaniczne uczucia – jak to Marian Lenz z uczuciowością Krzysztofa Baranowskiego się rozprawił

0
4996

Za zgodą Jerzego Kulińskiego   www.kuliński.navsim.pl 

 

Wszedłem w posiadanie (nowomowa) nowej książki Krzysztofa Baranowskiego pt. „Uczucia oceaniczne”. Tym razem to nie podręcznik, ale… literatura piękna. Pewnie Krzysztof liczył na moją recenzję, ale chyba się przeliczył i to z dwóch powodów. Po pierwsze – ja w takim gatunku literatury zupełnie się nie wyznaję, nie jestem uczuciowy, a po drugie to pewnie Czytelnicy SSI by się uśmiechnęli – przyjaciel – przyjacielowi, czyli rączka rączkę myje i to w ciepłej wodzie. 

To znaczy, że moja recenzja została by chyba odebrana jako mało wiarygodna, lub co odpowiada tytułowi witryny – jako subiektywna z oczywistym przechyłem.
Wobec tego postanowiłem powierzyć recenzję człowiekowi zaufania publicznego, znawcy literatury (zwłaszcza antycznej) oraz facetowi, którego ja często i nie bez powodów wyzywam od malkontentów. Oczywiście – chodzi o Mariana Ramzesa XXI Lenza
Maryś z Krzysztofem znają się luźno, na targach się sobie kłaniają, ale jakiejś większej komitywy, a tym bardziej – zależności między nimi się nie dopatruję. Do tego obaj są inżynierami po renomowanych politechnikach.
A więc Drodzy Czytelnicy – poniżej przeczytacie recenzję … bezdyskusyjnie obiektywną :-)))
Mnie się książka podoba, ale z tego nic nie wynika poza dumą z dedykacji, którą została opatrzona.
Recenzja ukazuje się na stronie internetowej, której Czytelnikami są ludzie (nie tylko żeglarze), którzy książki czytają. Statystyka mówi, że niestety takich w Polsce nie jest za wielu.
Czyli Krzysztof wiedział komu książkę ofiarować.
Krzysiu – dziękuję !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
——————————-

Zamiast recenzji.

Jeszcze nie czytałem – i Don Jorge stawiając na stole butelkę rumu „Captain Morgan”, beztrosko, wręczył mi książkę, dodając: napisz recenzję. Trudna sprawa – już sam tytuł powinien być osią tematu, a tu Krzysztof Baranowski, „Uczucia oceaniczne” – na oceanie? 

Czy do oceanu? 

Czy takie ogromne jak ocean? 

Co to za zwierz? 

Kiedyś spotkałem też na „oceanie czasu”. 

Hm? 

Właściwym tytułem okazało się – tak myślę – zdjęcie na okładce. Panienka stojąca na percie opiera się o reję i szeroko rozpostarłszy ręce, w ekstazie, obejmuje nie tylko cały świat, ale dużo, dużo więcej. Jedni nazywają to pełnym odlotem, inni jeszcze inaczej.

 

Książka nie jest reportażem, nie jest: powieścią, wspomnieniem, relacją, manifestem Autora – chociaż tak sugeruje we wstępie. Nie ma przesłania, ani „wydźwięku” i wymyka się typowym standardom. Nie ma jednolitej dramaturgii. Nie ma finału. Nie ma ostatecznego morału niczym pierwotny western, w którym dobro jest ostatecznie wygrane. No i nie ma ani początku, ani końca. Jak tu nie mieć trudności z typową recenzją (nie licząc tych ulizanych), która powinna być zwięzła: „kupuj bracie bo…., lub daj sobie spokój, szkoda czasu….”. Jeśli już chcieć, to bliżej jej do „Lapidariów” Kapuścińskiego.

Osobiście uważam, że każda książka jest coś warta nawet ta „zła” (niekoniecznie w cudzysłowie) coś wnosi. Stoi u mnie na półce „Historia WKP (b). Krótki kurs” z 1949 roku. Rok wydania ważny ze względu, że „ta historia” zależała od aktualnych trendów politycznych i była kilkakrotnie zmieniana, a po 1956 roku zmieniono ją gruntownie! Często do niej zaglądam i konfrontuję ze współczesnością (ten przepiękny orwellowski styl) . Przy niej nie mogę zrozumieć, że „Mein Kampf” jest na indeksie? W ostateczności książka świadczy nawet o autorze (autorach). Ale, to tak na marginesie, aby uniknąć pomówienia o correct„Styka ty mnie maluj dobrze, a nie na kolanach!” – jak przyganiał Pan Bóg.

Więc Autor płynął dookoła świata i samotnie, i wielokrotnie w różnych, i różnorakich rejsach. Zresztą co tu dużo mówić – wiecie sami – chapeau bas! Teraz płynie jakby „wirtualnie” przy okazji omawiając różne, możliwe, problemy swoje i innych czasem bawiąc się w psychologa-amatora, ba teologa-amatora! Mówią o tym tytuły rozdziałów: „Samotnicy, Duety, Załogi jachtów, Załogi żaglowców, Cztery tabu, Nastroje”, wraz z podtytułami-wstawkami jak we współczesnym filmie, dla młodzieży i starszych: „Pożądanie, Molestowanie, Alkohol, Seks”. Zbiór refleksji soczyście okraszonych – pełnymi garściami – tekstami, innych autorów od Homera po Andrzeja Lepiarczyka; i sentencjami. Postępuje trochę tak jak selekcjoner – właśnie trwają zapasy w piłce nożnej.

Czasem dodaje od siebie cytuję str. 137: – „Pochwała jest zawsze lepszym narzędziem niż krytyka, więc unikaj „negatywizmu”. Bynajmniej, kiedyś w Warszawie surowy krytyk (recenzent) ostro ocenił pewnego muzyka. Ten wsiadł w pociąg kolei warszawsko-wiedeńskiej i pojechał do Wiednia, gdzie zrobił światową karierę. Po latach syn muzyka wypomniał to synowi krytyka. Ten odpowiedział: gdyby mój Ojciec nie wygnał twego Ojca z Warszawy na zawsze pozostałby prowincjonalnym muzykiem! Warto docenić krytykę!

Zacznijmy od „Odysei”. Przywoływanie jej w przywołanym kontekście jest powiedzmy sobie chybione: te przygody mityczne są zupełnie z innej bajki (mitologii)… Niczym opowiadania tej, czy tamtej żeglarki o swoim pływaniu. Jest to epos wielowątkowy, w którym przygody Odysa są, prawda głównym, ale jednym z wielu wątków. Owszem nieobecność Odyseusza poza Itaką trwała 20 lat. Jednak od powrotu z pod Troi do domu było to lat 10, z czego w żegludze nasz bohater przebywał niewiele. Najdłużej, dwadzieścia dni samotnie na tratwie…. Ale po kolei.

 

Zgłaszam votum separatum! Str. 110, „Rys. 5 –Trasa rejsu Odyseusza”. O nie, nie, Odys płynął(?) inaczej: z Troi do kraju Kikonów (tu brak), dalej Sounion, Cieśnina Kithira, do krainy Lotofagów (w Afryce) – stamtąd do kraju Kiklopów. Kraj ten Tradycja umieszcza u brzegów Sycylii , gdzie kilka mil na północ od Katanii znajduje się mały archipelag wysepek-skał Wyspy Cyklopie! Kolejną przygodę przeżywa u króla Eola. Tu Tradycja toczy spory: na Wyspach Lipari, zwanych także Wyspami Eolskimi, czy na wyspie Ustica (którą można ostatecznie włączyć do Wysp Eolskich). Stamtąd dopiero płynie do którejś z zatok w Cieśninie Bonifacio (Lajstrygonowie). Odtąd uporczywie płynie na wschód (ku Itace) i trafia do Kirke – i dalej, przerwa, w Zaświaty. Wróciwszy, z dokładnymi instrukcjami tej czarodziejki, płynie: Wyspy Syrenie (nie daje się omamić), Stromboli – widzi z daleka, Scylla i Charybda (kierunek prawidłowy, od północy w Cieśninę Mesyńską) i na Sycylię, gdzie Tradycja wskazuje na zatoczkę u podnóża Taorminy – nad którą córki Heliosa (Świetlista i Błyszcząca) pasły ojcowskie krowy (365 sztuk). Ucieka, traci statek i wynosi go, rozbitka, ponownie pod Charybdę. Stamtąd na ułamku drewna (stępce) trafia na wyspę Gozo, opodal Malty, na której Tradycja wiedzie nas do jaskini – w której wraz z, wiecznie młodą, boginią Kalipso spędza czas (siedem lat!). Mam całą kolekcję udziwnionych tras, więc ta z książki uzupełni zbiór. 

Podrozdział: „Bliżej nieba” – to już prawie wykład teologiczny. Kiedyś zapytałem gorąco „wierzącego” w co wierzy. Pogubił się w pierwszym zdaniu. Zapytałem też zapiekłego „ateistę” w co nie wierzy. Nie potrafił uzasadnić. Tak to jest. Zbyt często wiara/lub nie mylona jest z wiedzą.

Swoje rozważania Autor kończy wypowiedzią żeglarza Mike’a Bailesa, co jest najpiękniejsze: „ – Morze… wieczne bezkresne morze!”

Później są już tylko hagiograficzne (względem Autora) „posłowia” innych.

Jakby tu posumować. Autor zupełnie pominął w rozważaniach i w przebogatej bibliografii dwa ważne, że tak powiem „epizody”. 

– Roli gen. Mariusza Zaruskiego – cytuję za Wikipedią: „pioniera polskiego żeglarstwa i wychowania morskiego” (sic!). Na „Zawiszy Czarnym”, gdy był kapitanem, podczas porannego podniesienia flagi śpiewano: „Kiedy ranne wstają zorze Tobie ziemia, Tobie morze….” (dzisiaj może też się śpiewa?).

– Natomiast kilka lat temu przez media przetoczył się skandal – „Żaglowiec” Gorch Fock” pływającym burdelem”. Więcej:

www.dw.com/pl/zaglowiec-gorch-fock-burdelelem/a-14781551

www.tygodnikprzegląd.pl/gorch-fock-sztormie-skandali

www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1512614,1/smerc-pod-zaglami

w XIX wieku gubienie ludzi na rejach, w czasie sztormu, wokół Przylądka Horn było bardzo, bardzo częste.

R. XXI

Komentarze