InReach, czyli niech Cię zobaczą

0
1087

Łączność to zarówno luksus, jak i zmora. Zmora, bo jak łączność się urwie, to rodziny w domu zaczynają panikować, armator niepokoić… a luksus, bo oczywiście przeciwność. Gdyby mieć środek łączności pozbawiony wad, jakie z reguły niesie ze sobą radio VHF, MF/HF i wszelkie te skomplikowane, prądożerne szpeje.

Jako żeglarz dość starej już daty pamiętam rejsy bez jakichkolwiek środków łączności. Nawet, jeżeli na pokładzie była UKFka Radmora, to najczęściej nie działała. O problemach z łącznością wspomina w książkach każdy żeglarz pływający te 20 czy 30 lat temu. W międzyczasie wiele uległo zmianie – radia UKF stały się bardziej niezawodne, weszły telefony komórkowe, nieliczne jachty pływają z telefonami satelitarnymi – łączność stała się możliwa z prawie każdego miejsca na świecie.

Ma to spore znaczenie, bo wielu wypadków można uniknąć odbierając w porę prognozę pogody. Rodziny w domu są spokojniejsze. A ostatnie funkcje niektórych systemów – śledzenie trasy jachtu przez WWW – przyciągają przed monitory ciekawskich, nie tylko najbliższych.

Ze Szkołą Żeglarstwa JUNGA pływam od wielu lat. Jachty dzielne – początkowo czarterowane, teraz własne. Akweny i trasy ambitne. Zawsze jest dużo do obejrzenia, dużo do przepłynięcia, dużo do zjedzenia (morskich stworów) – wiele spraw na głowie, chciałoby się uwolnić od tych mniej atrakcyjnych, jak szukanie po portach WiFi, żeby przekazać wiadomość.

W kolejny rejs na SAARISTO dostałem inReacha. SAARISTO to Bavaria 49, jacht spory i szybki, przyjemnie się na nim żegluje. Często poza zasięgiem radia VHF. Pozycję jachtu można było śledzić dzięki zamontowanemu nadajnikowi AIS i serwisowi Marinetraffic.com –  to rozwiązanie miało pewne wady.

Po pierwsze, AIS to system identyfikacji statków i w tej roli się sprawdza. Na wyświetlaczu w nawigacyjnej widać było jednostki w zasięgu urządzenia, można było sprawdzić ich nazwy, kursy, prędkości – wszystko, co potrzebne, by uniknąć zderzenia. Przy okazji pozycja jachtu była przechwytywana przez odbiornik nadbrzeżne i pokazywana w serwisie WWW.

Jednak zasięg AIS wynosił kilka mil i gdy jacht przecinał Morze Śródziemne, znikał z ekranów. Poza samym przekazaniem pozycji niewiele więcej z tego wynikało – ani przekazać wiadomości, ani w razie potrzeby poprosić o pomoc.

Właśnie, pomoc. W razie konieczności ratowania życia na pokładzie mieliśmy odpowiednie urządzenia, w tym EPIRB o zasięgu globalnym, gdzie nie ma znaczenia odległość od lądu. Jednak czasem warto przekazać do biura czy do domu krótką prośbę w rodzaju „pękła mi wanta, sprawdźcie, czy w Cagliari jest takielmistrz”, czy mniej dramatycznie „zobaczcie w Internecie, czy w Kadyksie jest pralnia?”. Oczywiście przesłanie na jacht ostrzeżeń i prognoz jest jeszcze cenniejsze.

Z jachtem problemów nie było, korespondencja sprowadzała się do wymiany testowych wiadomości. A w Kadyksie jest pralnia. Niezależnie od warunków, pogody, odległości od brzegu była utrzymana tekstowa łączność z krajem – i przekazywanie pozycji co 10 minut.

SAARISTO ma płynąć na ocean – Kanary, Cabo Verde. Zwłaszcza Cabo Verde gdzie zorganizowana będzie seria rejsów w lutym i marcu. Wyspy Zielonego Przylądka, to akwen wspaniały – kultura będąca wymieszaniem portugalskiej tradycji kolonialnej i obyczajów afrykańskich, ludność utrzymująca się z połowów langust i pędzenia rumu, piękne plaże, stały umiarkowany wiatr – i dość uboga infrastruktura łączności, nieliczne porty, bariera językowa. W tym celu na pokład trafiły dwa nowe urządzenia: wiatrowy generator prądu, telefon satelitarny i Garmin inReach.

Wróćmy do inReacha – to nowy pomysł Garmina, prosty terminal satelitarny o rozmiarach niewielkiego GPSa (względnie telefonu komórkowego). System działa w oparciu o sieć Iridium – 66 satelitów latających na niskich orbitach, dzięki czemu mamy sygnał zawsze i na całym świecie.

Źródło: Garmin inReach

Na SAARISTO urządzenie podróżowało przyczepione nad nawigacyjną, ale wciąż pod pokładem. Nie było najmniejszych problemów z łącznością, komunikaty były przekazywane przez warstwę laminatu. Również GPS inReacha pracował bez zarzutu.

Aby użytkownik nie musiał przejmować się taryfami Iridium, Garmin przejął na siebie kwestie rozliczeń i sprzedaje roczny abonament na korzystanie z urządzenia. W zależności od abonamentu urządzenie przekazuje pozycję co 10 minut lub częściej, możliwe jest wysłanie 10, 40 lub nieograniczonej liczby SMSów (również odebranie), można też zasubskrybować prognozy pogody.

Można też wysłać wezwanie pomocy – trafi ono do systemu GEOS. Tu jedyna wada inReacha z punktu widzenia żeglarza – GEOS nie jest elementem systemu GMDSS, używanego przez morskie służby ratownicze. W komunikacji pojawia się zatem pośrednik, a więc i możliwość opóźnień czy przekłamań. Posiadanie inReacha jednak nie zwalnia z posiadania radiopławy EPIRB i innych urządzeń do wzywania pomocy, które komunikują się praktycznie bezpośrednio z MRCC.

Obudowa, jak zwykle u Garmina, jest solidna. Zasilanie/ładowanie baterii odbywa się za pomocą kabla USB. W trybie wysyłania pozycji co 10 minut, bateria starcza na dobę, dwie pracy. Niestety, dość często z różnych przyczyn „budził się” ekran – co przyspieszało zużycie akumulatora. Na jachcie inReach i tak pływał wpięty w gniazdo zapalniczki.

Urządzenie zdecydowanie można polecić wszelkim podróżnikom – czy to jako awaryjne urządzenie do komunikacji z domem i w razie konieczności proszenia o pomoc, czy też jako dokumentacja naszej trasy – niech inni zazdroszczą. A już w szczególności powinno być na jachcie wyruszającym w dalszą drogę.

Źródło: Garmin inReach

Przyjemnie było mieć tą „permanentną inwigilację” przy sobie, ze świadomością, że rodzina wie, gdzie jestem i że w każdej chwili mogłem liczyć na wsparcie biura Jungi. Nie było ono na szczęście potrzebne – ale lepiej chuchać na zimne.

Jacek Kijewski

Urządzenia inReach do nabycia na pokładzie sklepu www.maristo.pl z 5% rabatem 😉

Komentarze