Giraglia Rolex Cup – z „mocnym” polskim akcentem

0
600

 

 

Są już ostateczne wyniki regat Giraglia Rolex Cup w Saint Tropez. Te prestiżowe regaty dużych jachtów gromadzą rokrocznie bogatą śmietankę żeglarzy z całego świata. Dominują bandery Francji, Włoch, W. Brytanii. Jak przystało na regaty bogatych żeglarzy, jachty obsadzone są sternikami i załogami o swojsko i słowiańsko brzmiących nazwiskach. W tym roku na dużym austriackim jachcie klasy Volvo 70 (o długości 21,5 m), startowała polska załoga ze sternikiem Przemysławem Tarnackim. Normalnie jacht tej wielkości obsługuje w regatach załoga ok. 10-osobowa. Ze zdjęć z regat można było doliczyć się na pokładzie przynajmniej drugie tyle osób. Jest to zrozumiałe,  że w tego typu regatach jest bardzo dużo chętnych, którzy chcą łyknąć smaku żeglarstwa regatowego i w dodatku „partycypują” w kosztach. Zadaniem sternika jest wtedy nie tyle wygrać regaty, co zademonstrować „załodze” piękno regatowego żeglarstwa i smaczek całej wielkiej imprezy. O to dbają też i organizatorzy regat.

 

Miejscem startu Giraglia Rolex Cup jest chyba najbardziej znany kurort Morza Śródziemnego – malownicze miasteczko Saint Tropez. Pierwsze 3 etapy regat odbywają się na wodach zatoki St Tropez, wokół której rozsiane są tarasy widokowe bajecznych willi milionerów z całego świata. A zatem i uczestnicy regat i kibice mogą cieszyć oczy widokami zapierającymi dech w piersiach. Jedyne skąpstwo, które tu widać to ubiory hostess, które uśmiechem witają każdego.

 

W takiej oto atmosferze Polacy wystartowali w grupie jachtów największych  Wśród nich brylował trzykrotny uczestnik Vendee Globe /regaty samotnych żeglarzy dookoła świata/, Francuz Kito de Pavant. W pierwszym etapie Kito został sklasyfikowany na mecie tuż przed Polakami. Skromnie dodam, że na 16 jachtów w tej klasie, nasi zajęli 14 miejsce. Można powiedzieć, że mieli szczęście, bo w 1 biegu wystartowało tylko 14 jachtów. W związku z takim obrotem sprawy, polska załoga postanowiła pokazać zaproszonym na pokład gościom regaty od kuchni, wyszukując dogodnych miejsc do fotografowania, filmowania i rozkoszowania się regatami. Oczywiście Komisja Regatowa widać nie bardzo skłonna była uznać taktykę polskiej załogi za mieszczącą się w ramach regulaminu regat, bo następne etapy uznała za nieodbyte przez Polaków.

 

Nawet ostatni i najdłuższy, całodobowy etap, przyniósł w pewnym momencie niespodziankę, bo prowadzony przez Polaków jacht dopłynął na metę we włoskiej Genes /Genua/ jako pierwszy. Witający na mecie jachty tłum turystów wiwatował na cześć pierwszego jachtu, nie mając zielonego pojęcia, że jacht zaraz po starcie, zamiast w kierunku Korsyki, co nakazywał regulamin regat, popłynął na skróty do mety. Można powiedzieć, że Polacy regat co prawda nie wygrali, ale zafundowali załodze niezapomniane przeżycia.

 

Regaty w grupie największych jachtów wygrał niezrównany /wygrał wszystkie 4 etapy regat/ starszy pan z cygarem w zębach – Alex /nie, nie, nie Thomson, ale tez Anglik/ Schaerer, na 72-stopowym super jachcie. Gdy to piszę, na mecie w Genui szampan leje się strumieniami. Właściciele wokół portowych knajpek i pizzerii realizują obroty, o których możemy tylko śnic. A nam pozostaje nacieszyć oczy widokiem skąpo /stop, stop – nie o tym myślę/ ożaglowanych jachtów.

 

  

 

Autorem zdjęcia z innych, ale tez dla bogaczy, regat Les Voiles de Saint Barth jest Christophe Jouany.

 

 

 
Andrzej Kowalczyk 
Adge

Komentarze