Morskie widziadła: Elba i Korsyka

0
730

Marina Castiglioncello przywitała nas wielką granatową chmurą. Włoskie prognozy pogody zapowiadały rychłe nadejście 8 B. Nazajutrz okazało się, że północny wiatr nabiera pędu przy Korsyce i tam też tworzą się wyższe fale. Postanowiliśmy się więc trzymać północnych wybrzeży Włoch, gdzie wiatr i fale nie zdążyły się jeszcze rozhulać. Ruszyliśmy półwiatrem w kierunku Elby, która raz to pojawiała się wyraźnie przed nami, raz to nikła w tumanach mgły i deszczu. Po kilku godzinach żeglugi zawinęliśmy do Portoferraio.

Największą atrakcją miasta jest okazały system fortyfikacji, wzniesionych w XVI w. przez Medyceuszy, oraz słynna rezydencja Napoleona.

Nazajutrz obraliśmy kurs na Giglio, wyspę o smutnej sławie związaną z katastrofą „Concordii”. Kapitan z nostalgią spoglądał na zachód, ku Korsyce. Pierwotnie zamierzał dotrzeć na jej zachodnie wybrzeża, do St. Florent i Calvi. Płynąc tam trzeba się jednak było liczyć z martwą falą, pozostałą po niedawnych sztormach. Sprawdzając ponownie prognozę pogody podjął jednak decyzję o zmianie trasy. Opłynęliśmy Elbę, obierając kurs na Cap Corse, a stamtąd na południowy zachód ku Calvi. Póki osłaniała nas Elba było spokojnie. Martwa fala dała znać o sobie po minięciu wyspy Napoleona, około piątej po południu, i towarzyszyła nam do późnych godzin wieczornych. Noc była spokojna i ciepła.

Rankiem zawinęliśmy do Calvi. Kolejny dzień minął na zwiedzaniu miasta i spacerach po skalistym wybrzeżu. Najciekawszym zabytkiem miasta jest twierdza, zbudowana w XV-XVII w. przez Genueńczyków, wraz ze znajdującym się tu dawnym pałacem gubernatora, prochownią, oratorium St. Antoine i domem Krzysztofa Kolumba. Turystów przyciąga urokliwa uliczka Clemenceau, położona w sercu starego miasta, pełna zgiełku, kramów, sklepików z pamiątkami, restauracji..

Nazajutrz spokojne przejście do Saint Florent, połączone ze zwiedzaniem zabytkowej części miasta.

Stamtąd obraliśmy kurs na Isola di Capraia, by zobaczyć kolejną pyszną twierdzę genueńską.

Płynęliśmy spokojnym baksztagiem. Niespodziewanie dmuchnęło przy samym podejściu do portu. Spoko, marina, położona w północno wschodniej części wyspy, przynajmniej na mapie, przy południowym wietrze, wyglądała na osłoniętą. Nic bardziej mylnego. W główkach portu powitał nas szkwał z towarzyszącym mu charakterystycznym gwizdem i dobiegającym z mariny łoskotem targanego wiatrem olinowania zacumowanych tam jachtów i łodzi. Marina położona jest w małej zatoce, ukrytej pośród wysokiego skalistego wybrzeża, wyżłobionego od strony południowej dwiema głębokimi rynnami, którymi, przy południowym kierunku wiatru, schodzą silne szkwały. Daliśmy radę. Pracownicy mariny, obeznani z charakterystyką portu, krążyli pontonem po basenie, pomagając cumować jachtom i podtrzymując pontonem dzioby w trakcie manewrów.

Późnym popołudniem udaliśmy się do miasta, położonego w górach, wznoszących się nad mariną.

Opis rejsu byłby niepełny, gdyby nie wspomnieć o pysznych gatunkach miejscowego wina, suszonych wędlinach, francuskich pasztetach i serach. Meteorologiczna aura, wbrew początkowym groźnym zapowiedziom, przybrała korzystny obrót, oszczędzając upału i stwarzając idealne warunki do żeglugi.

Jolanta Szczepańska

za zgodą: http://www.morskiewidziadla.eu

Komentarze