Wygrać Bitwę to ją ukończyć!

0
902

 

Tę „krótką” opowieść kieruję do wszystkich tych którzy się wahają czy pojąć wyzwanie Bitwy o Gotland. Podejmijcie – to naprawdę nic trudnego, a satysfakcja bezcenna!

Jedno jest pewne – Wielka Żeglarska Bitwa o Gotland była moimi najważniejszymi regatami sezonu. Z niepokojem i radością śledziłem zgłoszenia kolejnych utytułowanych zawodników. Zawodników z całej Polski, którzy nie jeden raz uczestniczyli w Morskich Regatach Samotników. Piotr Parzy i Piotr Falk zdobywcy Pucharu Poloneza, Jacek Chabowski. Do tego kilka nowych twarzy. Godni rywale cieszyli, jednak gdzieś w głębi mnie zaczął pojawiać się niepokój przed tą konfrontacją… No bo jak to będzie wyglądało jak nagle spadnę na ostatnie miejsce? O powrocie z tarczą nawet nie marzyłem, marzyłem o jakimś miejscu na pudle. Tym bardziej, że po raz pierwszy w historii naszego rolniczego kraju walczyliśmy o tytuł Morskiego Mistrza Polski Samotników!

Sędzia przysłał podział na dwie grupy. I niespodzianka – razem z Quickiem wylądowaliśmy w „grupie śmierci”. Po przeczytaniu podziałów od razu poczułem pierwsze objawy grypy… 

Załatwiając w zaprzyjaźnionej aptece trzydniowy antybiotyk przestałem się wahać jaki to zestaw żagli wpisać do świadectwa. Na środę był wyznaczony ostateczny termin ich dostarczenia. Śledziłem prognozy pogody, a raczej próbowałem je odgadnąć. Ale przewidzenie warunków na kolejne 5 dni do przodu to zwykłe wróżenie z fusów :/ Ciągłe rozmowy z kolegami: co kto zabiera, jakie świadectwo… Wiedziałem, że po antybiotyku będę osłabiony i na walkę z genakerem może nie starczyć mi sił. Cóż… mówi się trudno i jedzie swoje czyli na podstawowym zestawie.

Bitwa zapowiadała się zdecydowanie słabo wiatrowo. Jednak 51% mnie podpowiadało po cichutku „jedź swoje i nie sugeruj się decyzjami innych to jedyna szansa”. I tak ostatecznie zrobiłem. Odbierając z żaglowni OceanSails foka marszowego (pow 25m²) i mniejszego 20m² na baby sztag od razu pojechałem do Jarek do VectorSails, który wpisał mi dodatkowe żagle w świadectwo. A później zostało mi tylko czekać do startu!

Dno umyte, Piotr z Navinord instaluje nowy system autopilota z Raymarine. Sprawdzanie, dokręcanie, uszczelnianie, układanie… takie tam pierdoły przed Bitwą roku;) 

Klamka zapadła! Jedziemy swoje!

Organizator

Bitwę od samego początku robimy wspólnie z Krystianem Szypką i Radkiem Kowalczykiem jako oceanTEAM. Radek jak wiadomo w tym roku stał w boksie gdzieś daleko dopieszczając swojego MINIrumaka Calbud przed MiniTransatem… Był Krystian, Ola, Honorata z Delphi i ja. Krystian zdecydował się zrezygnować z regat w ostatniej chwili na poczet roli Koordynatora Bezpieczeństwa (jakże trafiona to była decyzja wiedzą tylko zawodnicy). Motorówki, artykuły, media, poczęstunek, namioty, sędzia, inspekcje jachtów, wywiady, fotografowie, sponsorzy, goście, nagrody no i nasi główni aktorzy – ZAWODNICY!!! Jak to wszystko pogodzić, wszystkich przywitać?!? Obłęd i wariactwo przeplatane krótkimi wizytami na Quicku 😉

 

Sobota

Czy nowy autopilot da radę? Kilka godzin testów dobrze wróżyło jednak to niesprawdzony system, a testować go miał nie kto inny jak kapryśny, wrześniowy Bałtyk. Ukradkiem przyglądałem się rumakom naszych wojowników. Tu nikt nie żartował! Hadron, Buena, Polled II, Bluesina i Ocenna. No tak… to moja grupa śmierci. A jak tu jeszcze wygrać w klasyfikacji generalnej żeby obronić zeszłoroczny wynik??? Wszystko wskazywało na to, że bitwowa „blacha” pójdzie w obce ręce.

 

 

Jednak prognozy robiły się dla mnie coraz lepsze. Z uwagą oglądnęliśmy kilkunastominutowy film naszego meteorologa (który podobno się mocno streszczał ;). Zapowiadała się ostra jazda! Do Gotlandii z południa 7-8B, więc może nikt spinakerów nie odpali… A potem? Od kardynałki nad Faro ciężka halsówka pod fale 4-5m i wiatr 40kn. Urodziła się strategia: do Faro bez żagli dodatkowych bronić miejsca na maxa, a na powrocie się odbić. Chociaż nie. Najlepsza Quickowa strategia to brak strategii! Będzie ostro wiało to pojedziemy 😉

Jeszcze wizyta i życzenia wygranej od naszego wiernego partnera Don Jorge który wspaniałomyślnie zaopatrzył wszystkich sterników w prezenty: dzienniki SAJ oraz pyszne i jedyne w swoim rodzaju „pakiety startowe”. Niektórzy (tak jak i ja) spodziewali się smyczy czy naklejek sponsora, a dostaliśmy coś niesamowitego! Chleb domowy i słoik przepysznego smalcu z solniczką! Chwała pomysłodawcy!!! Przyszedł czas na wypasione „kolczugi Bitewne”, kontrolę wyposażenia (przez inspektora Tomka), i wreszcie długie rozmowy przy pysznym grillu. No nic to… odeśpi się za Helem….

 

 

Niedziela

Nie mogłem spać. 6.30, a za oknem widzę krzątającego się po Hadronie Piotra!!! Parząc poranną kawę myślę sobie – „przegrać z takimi zawodnikami to żaden wstyd. Jacku – bądź dzielny i nie płacz” 😛

Wspólny grill z masą skrzydełek na śniadanie. Miny zawodników nie tęgie (cóż… kogo mogłem zmęczyłem wczoraj, ale nie na dużo to się zdało…;)) nie wiem czy to prognozy czy wspomnienia wieczoru odbijają się cieniem na twarzach. Kolejna nieobowiązkowa odprawa zawodników na Quicku. Próbowałem podnosić swojego i ich ducha walki jak tylko umiałem. No i cóż…czas siodłać rumaki lub jak to kto woli – NA KOŃ!

12.00

Tu WIELKIE PODZIĘKOWANIA DLA KIBICÓW !!! Doping z nieznanych mi jachtów i okrzyki zachęty do boju sprowokowały łezkę w moim oku;) Naprawdę miło! Krzyknąłem tylko na CH69 „Zapraszamy na zakończenie” i cała naprzód do Helu!

Niestety zgodnie z prognozami wiało coraz mocniej i to z pełnego baksztagu. Genakery i spinakery powoli się oddalały… O spaniu nie było mowy 🙁 Kombinacje rozmaitych ustawień i nic tylko czekać… Po kilku godzinach Polled II melduje utratę genakera, a ja robiąc kontrolowaną rufę zgodnie ze sztuką niszczę grota! 15 centymetrowe rozdarcie na liku przednim. Taki ma być mój koniec? Miały być regaty sezonu, a tu taki niefart? Teoretycznie zawsze biorę pod uwagę taką możliwość jednak NIE TYM RAZEM! Staję do wiatru i biegnę zrzucać grota, żeby go nie zniszczyć do końca, mija mnie OFO i pyta czy wszystko w porządku? Pokazuje kciuk i za chwilę krzyczę do Delphi XII, że dupa i żeby się nie martwili.

Siadam. Staram się uspokoić. Czy to naprawdę koniec najważniejszych regat sezonu??? Czy głupi stoper może przekreślić moją walkę? Wiem, że teraz mam jeszcze szansę, bo rozdarcie jest małe. Jak zaryzykuje i pojadę dalej przy tej sile wiatru to jedna wywózka i łopot grota może załatwić go na amen tym samym całkowicie grzebiąc moje szanse na jakąkolwiek rywalizację.

A wieje 7-9B. Zakładam trzy refy, zapinam 25m² foka na babysztagu i wracam do regat.. Cóż… walką tego nie można nazwać :/ Zafalowanie coraz większe, a ja wspominam czystą, ciepłą żaglownię w Kamienicy. Uśmiechnięte twarze właścicieli cierpliwie wysłuchujących moich tłumaczeń dlaczego tak się zrobiło z tym grotem…

Tu nie ma żadnej żaglowni, więc znajduję stary zestaw żaglomistrzowski. Jest dratwa, igły, stary dakron z klejem. Tylko żagiel mokry, wiatr silny z widokami na jeszcze silniejszy i nie ma sensu przylepiać czegoś „dla oka”. Siadam i próbuje zastanowić się jaki materiał wykorzystać na łatę. Po długim spojrzeniu na laminatowy fok odrzucam pomysł pocięcia go na łaty. Ten fok czeka na 40kn pod Faro. Pod nóż idzie zapasowa uprzęż 😉 Podklejam taśmą dwustronną i „śmigam” do masztu.

 

fot. Kuba Marjański                        

Śmiganie na czworaka po pokładzie z igłą w ustach jest słabe. Szycie jedną ręką też… Jedyne rozwiązanie to przymocowanie się do masztu na stałe. I tak też robię. Nie wiem czy jest się czym chwalić – nie miałem igły w ręku od kilkudziesięciu lat, żagle to się łata, szyje, ceruje… w żaglowni! Ale walczę… szyję…. Po kilku odpoczynkach, z pociętymi palcami ląduję w końcu w kokpicie. Łata „przyszyta”. Efekt mizerny – daje jej 50% szans, że wytrzyma. Zapada zmrok, rano poprawię….

 

 

Mijam platformę. Tu przeszła mi ochota na ściganie.

Poniedziałek

Generalnie nudy. Zero strategii i jazda na „maxa” z wiatrem. I tak do samego Visby. No… może kilka kolejnych błędów na liczniku 😛 Maksymalna chwilowa prędkość po GPS to 17,3kn – nieźle!

Po drodze do Visby wspólnie postanowiliśmy przeczekać w marinie prognozowane uderzenie 40kn i fale 4-5m z południowego-wschodu pod Faro. Prawdę mówiąc nie byłem szczęśliwy z tego powodu. Bałem się jak każdy z nas, jednak uważałem, że to jedyna szansa na odrobienie strat dla naszej dwójki (Q/L & ja). Wiedziałem, że tam Bałtyk zweryfikuje dzielność morską jachtów, w takich warunkach powinna mi zagrażać jedynie 12 tonowa Oceanna. Jednak dopychający do skalistego brzegu Gotlandu wiatr południowo-wschodni mógłby być zabójczy w przypadku awarii… STOP – decyzja zapadła. Musimy pamiętać, że to już nie jest pojedynek dwóch szalonych zapaleńców, a tegoroczny sezon nie był łaskawy dla samotników.

Prując do mariny, przypomniałem sobie o możliwości profesjonalnej naprawy żagla w tamtejszej żaglowni. Szybka rozmowa z Delphią XII i w marinie czeka nasz rodak, dobry duch żeglarzy z polski – Miłosz Furmańczyk. Pomaga wszystko załatwić w 5min. Jutro o 7 rano jedziemy do żaglowni. I do szkutnika z płetwą Prodaty, a raczej jej pozostałościami.

No właśnie… W marina atmosfera niesamowita. Uśmiechy i szczera radość na twarzach zwycięzców pierwszego biegu – bezcenne 😉 Nie było lekko, po przygotowaniu grota do transportu i ściągnięciu fału z topu masztu na Polledzie zasiedliśmy wspólnie w kokpicie OFO…

Wtorek

Wstałem o 6.00 (normalnie to środek nocy) i wpatruję się w zegarek. Myślę czy może już dzwonić do Miłosza… Nie, zaczekam…. Leje jak z cebra. Nie wytrzymałem, dzwonię, je śniadanie i będzie za 30min (uff! Nie obudziłem go!).

Uśmiechnięty żaglomistrz wysłuchawszy Miłosza opowiadającego o „Crazzzzy Mens” którzy walczą w Bitwie o ICH wyspę obiecuje skończyć naprawę w ciągu dwóch godzin. Ja speszony odrywam moje niebieskie wzmocnienie. W świetle dziennym wyglądało dość mizernie. Nigdy bym nie powiedział, że to kilka godzin mojej ciężkiej pracy :/

Pędzimy do Witka który w strugach deszczu demontuje resztki płetwy sterowej. Wizyta u miejscowego kowala, który nie podejmuje się naprawy. No to mamy problem… Na szczęście Miłoszowi udaje się znaleźć szkutnika, który ze zrozumieniem podjął się stworzenia nowej płetwy.

Największa jednostka DELPHIA XII zarządza odprawę przy Quicku. Szybko przygotowuję dokumenty, rozdaję obecnym zawodnikom i od razu widać wolę zwycięstwa w ich oczach. ekspresowa jajecznica na białych kanapach Delphi i do roboty!

 

 

12.00 – ruszamy. Hadron, Buena i Konsal zdecydowali się na postawienie żagli dodatkowych. Rysiu stracił 15 min na wyplątywanie genakera i tylko krzyknął zziajany: „Genaker posprzątany! Konsal wraca do GRY!”.

Piękna pogoda, ciepło, małe zafalowanie, silny wiatr, słońce, piękne widoki po prawej burcie….. i ekspresowa jazda do samego Faro. Na czele stawki Buena i Polled II. Hadron zwany też „Wielkim Zderzaczem Hadronów” zaliczył, a raczej jego kapitan zaliczył, nurkowanie i wyplątywanie brasów spinakera spod dna . Dla niego to duża strata, ale dzięki temu ma też piękne zdjęcia wyprzedzając nas jednego po drugim 😉

Jakże często bywa ciasno na otwartym morzu przekonaliśmy się podczas tego morderczego biegu kilkukrotnie. I to nie ze względu na ruch statków. Bywało ciasno i naprawdę niebezpiecznie we własnym gronie!

 

 

Generalnie właśnie przy kardynałce planowałem zaatakować. Duże zafalowanie pozwalało iść wydajnie na wiatr tylko Quickowi i BLUESinie. Przebijając się przez kolejne fale, wsłuchując się w jęki jachtu i takielunku uważnie śledziłem pozostałe jednostki. Adrenalina rosła z godziny na godzinę. Zmuszałem się do drzemek żeby jak najbardziej rozkładać siły. Wiedziałem że doświadczenie Bitewne jest moim największym asem w rękawie.

 

 

Brak snu to zmęczenie. A od zmęczenia do wyczerpania w takim rajdzie już tylko krok. Do czego prowadzi wyczerpanie doświadczyło kilku konkurentów. Najmniejszą karą jest kilkugodzinny ciągły sen co przy tak wyrównanej stawce jest nie do odrobienia. Co się może zdarzyć wyczerpanemu śpiącemu żeglarzowi przecinającemu ruchliwą trasę statków wolę nawet nie mówić.

 

 

Quick, OFO i OCEANNA poszły pod Gotlandię. I tak całą noc: łeb w łeb! Niesamowity nocny rajd trwał! Tylko czasami smutek ogarniał gdy sobie przypominałem, że przecież mamy już bliżej niż dalej 🙁

Środa

Kolejny dzień. Tym razem wita nas ponura gęsta mgła. Zerkam na AIS i wyobrażam sobie czarny dziób jakiegoś rozpędzonego masowca… oj działa na wyobraźnie! Krzysiek z OFO ostrzega wszystkich o widoczności na 1 milę! Pomyślałem o tych którzy nie mają AIS, naprawdę im nie zazdrościłem 🙁

 

 Delphia XII,  fot. Kuba Marjański                   

Właśnie to mnie urzeka w Bitwie najbardziej. Ta wyczuwalna więź pomiędzy zawodnikami. Jestem pewny, że każdy z nas wiedział, że w razie czego może liczyć na pomoc drugiego. Rywalizacja  – tak – jednak jeśli trzeba będzie każdy z nas zrezygnuje z walki aby ratować kolegę w potrzebie. Od startu po metę nieustannie byliśmy w kontakcie radiowym i nawzajem podnosiliśmy się na duchu. Bezcenne 😉

No i tak podnosząc się na duchu, śledząc nawzajem na ploterach, sunęliśmy pod wiatr i pod falę do mety. Adrenalina nie pozwalała spać. Przeczuwałem, że to zatoka rozda karty i muszę być wypoczęty na ostatnią prostą. Tam już nie pośpię. Jadłem, a raczej wciskałem na siłę zabrane smakołyki licząc na drzemkę poobiednią. Położyłem się w kokpicie jednak śpiwór szybko zaczął przypinać mokrą szmatę. Ciągłe skupienie na wskaźnikach i reagowanie na każdą minimalną odkrętkę wiatru. Drzemki, drzemki, drzemki…

Gotując obiad zauważyłem gościa w zejściówce. Malutki ptaszek przypominający wróbelka. Ciekawski, ale widać że wyczerpany, odwróciłem się na moment żeby sięgnąć po jakieś okruchy chleba, a gość wparował bez zbędnych ceregieli na moja koje 😉 No cóż, gość w dom- Bóg w dom. Zjadłem obiad i przygotowałem sobie drugą koję. Oczywiście zgłosiłem Krystianowi mojego pasażera na gapę. I dalej co 19 minut korygowałem kurs względem wiatru. Męcząca fala dawała się we znaki, a stawka coraz bardziej się rozciągała. Tym razem za stacje przekaźnikową robił Kuba na Busy Lizzy. Wieczorem na szocie genuy spoczął drugi wycieńczony przybysz czy inny uchodźca. Ten nie był już tak otwarty, i tylko wyglądał jakby podziwiał swojego kolegę śpiącego w środku. Dopiero rano wyszło szydło z worka 😉

Koja kapitańska zajęta. przygotowuję się na ostatnią noc w morzu, agregat brzęczy od kilku godzin. Uzupełniam paliwo. Ciągle mam w zasięgu 3 mil OFO, które spędza mi sen z oczu. Co prawda nie moja grupa jednak rywal to rywal!

 

Jeszcze w nocy usłyszałem na naszym bitwowym kanale słynne „Hello – witajcie Fujimo wraca do gry!”. Gdy byli w zasięgu mojego radyjka szybko nadałem jego kapitanowi nowe imię – Reling (oczywiście w imieniu Neptuna). Wszystkim zrobiło się raźniej. Któryś z zawodników poprosił Relinga o asystę na tyłach bo sprzęty potargane… Jesteśmy w komplecie poza Olą, która zdecydowała się zawinąć do któregoś z południowych porcików Gotlandii.

Słuchając naszego łącznika z Busy Lizzy przekazującego wiadomości o kondycji kapitanów i ich jednostek przygotowywałem się do przejścia ostatniej ruty. Potem już tylko platforma (która okazała się być oblegana przez kilka kutrów rybackich trałujących sieci). Quick i OFO minęło ją prawą burtą, Oceanna lewą. Nie budząc moich skrzydlatych gości cięliśmy prościutko na Hel.

 

 

Czwartek

Piękny wschód słońca oczywiście przespałem. Zgodnie z podawanymi prognozami z pokładu Delphi przy Helu miało mocno siąść. Moja aktualna pozycja czyli jakieś 7 mil przed Polledem II prognozowała dobry wynik po przeliczeniu, jednak czy to wystarczy aby odrobić stratę z pierwszego biegu??? Jeśli prognozy się sprawdzą, może być tak, że Polled i BLUESina przejadą mnie tuż przed metą :/

 

 

Robię śniadanie. Bezimienny pasażer nie czekał na swoją dolę i grzecznie wyfrunął z kajuty. Od samego początku zastanawiały mnie białe okruchy/piórka (tak wyglądały w świetle latarki) które wszędzie zostawiał. Okazało się jednak, że to nie to.. Zwyczajnie gość osrał mi całą kanapę :/ Dopiero wtedy skojarzyłem misję tych dwóch kolesi! Jeden stał na czatach, a drugi zawzięcie użyźniał moje materace.

 

 

Hel coraz bliżej, a wiatr osłabł do 12kn. Martwa fala mocno trzyma na prawym halsie. Jechać po samym brzegu? Jeśli napotkam przeciwny prąd to polegnę! Trudno, kolejny raz ryzykuję i jadę po samiutkiej plaży, żeby zdążyć przed flautą. OFO długimi halsami bezpiecznie nabiera wysokości, komu jak zawieje? Czy odkręci? Piję red-bulla za redbullem. Zaczyna dzwonić telefon za telefonem… adrenalina sięga zenitu…. Wiatr delikatnie siada, zapominam o reszcie i na celowniku jest tylko OFO!

No cóż… półwysep przywitał mnie niekorzystną odkrętką i o wjechaniu jako pierwszy na metę mogę zapomnieć. Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma! Kolejny zwrot i nabieram wysokości. Dostaje SMS od mojego tajnego rutera z obietnicą, że jeśli nie zwolnię to wygram całe regaty! No to BOJA! Tego uczucia nie da się opisać prostymi żeglarskim słowami.

Jeszcze przed metą wita mnie Łukasz. Dołącza do niego Nautica z Delphi z Olą i Michałem za sterem. Zapalam flarę, jest jak po jakimś Vendee… Podobno wygrałem, kolejny raz szczęście nie zawiodło! Ale czy wygrana tak naprawdę jest najważniejsza? OK, teoretycznie każdy jedzie po zwycięstwo, każdy z naszej 20tki wierzył, że może wygrać. I dobrze, bo o to chodzi w regatach! Jednak czy wygrana jest najważniejsza w tych konkretnych? NIE! Kolejny raz ukończyłem Bitwę w jednym kawałku. Wszystkie przygody i niepowodzenia dodały tylko smaczku, a dzięki tym regatom poznałem podobnych sobie wariatów. Czy można chcieć czegoś więcej?

Przyjaciele! Czapki z głowy przed wami i waszymi wielkimi sercami do walki. Bez wszystkich Was, którzy zdecydowaliście się podjąć rękawicę i walczyć wspólnie, nie o cenną nagrodę lub inny czek, a o zwykły kawał żelaznej blachy. Blachy która nie przedstawia żadnej wartości materialnej. Blachy, która jest tylko symbolem prawdziwej, czystej rywalizacji. W tegorocznej Wielka Żeglarska Bitwa o Gotland starowały aż trzy armie: ORC 1, ORC 2, OPEN. Cieszy to, że Bitwa po raz pierwszy wyłoniła dziewięciu Morskich Mistrzów Polski Samotników. Od samego początku wszystkim powtarzałem, że wygrać Bitwę to ją ukończyć. Ukończyć w jednym kawałku, pokonać swoje słabości i nie dać się zabić! Czy to mało?

 

 

Podziękowania dla firm które wspierają moją przygodę z żeglarstwem:

Ocean Sails

Henri Lloyd Polska

MARISTO

Navinord

Vector Sails

Polski Klub Morski

Eljacht

 

Jacek ZIeliński

www.bitwaogotland.pl 

 

Komentarze