Dinghy Adventures – światełko w tunelu

0
671

Jest 6 lutego, a jacht nie jest gotowy – to fakt. Ale gdyby spojrzeć tylko na ten fakt, obraz byłby niekompletny. Co więcej – pesymistyczny. Bo poza faktami jest jeszcze postęp, na podstawie tempa którego można wydedukować, że koniec już blisko. Wokół mnie poza entuzjastami, jest też szereg osób, które nie wierzą w ukończenie jachiku do końca lutego i wyjazd i radzą gorąco przełożyć wszystko na następny sezon i bardzo serdecznie im chcę podziękować. Nie, to nie żaden cynizm – im więcej osób nie wierzy, tym bardziej zapierdzielam, żeby pokazać że to jest możlwie i się ziści.

Nie wiem – na przekór może mi się łatwiej zmobilizować. Spokojnie, moi mili – ja wiem, że sezon huraganowy jest od początku czerwca, pisałem nawet o tym licencjat. Co począć – nie zabawię długo na Karaibach w tym roku. Ale choćbym miał być tam nawet tylko pieprzone 2 tygodnie po crossingu, zamierzam to zrobić! Po-doopalam się i wygrzeję w listopadzie, gdy wrócę do łódki, a póki co zew przygody jest zbyt silny, żeby zrezygnować i przełożyć wszystko na przyszły sezon – ciężko mi to opisać w kilku zdaniach, ale cały ostatni rok podporządkowałem temu rejsowi – gdybym miał teraz zostać, radyklanie zwolnić tempo, spokojnie dokańczać łódkę, pójść do pracy na pełen etat i planować wszystko na grudzień – depresja murowana! To jest we mnie – one-way musi się odbyć. A na one-way mam czas – nawet gdybym miał wypłynąć z Kanarów pod koniec kwietnia, a przecież zamierzam być tam jednak sporo wcześniej. Spokojnie, moi mili, żaden posiadający ludzkie imię układ cykloidalny nie będzie mnie muskał po plecach.

 

 

Ale żeby to zrobić – muszę zachrzaniać przy łódce non stop. Od początku stycznia nie pracuję już zawodowo, ostatni miesiąc przeznaczam tylko na budowę i sprawy wyprawy. Tempo zaczyna być jak na karuzeli. Non stop żyję już tylko rejsem – jeśli nie wiszę na słuchawce załatwiając coś, to jestem w szkutni. Ewentualnie obie te rzeczy na raz. Najlepszy czas na wykonanie zaległych telefonów to trasa Czeczotki – Warszawa. Codziennie nowa kartka z rzeczami do załatwienia na następny dzień oraz nowa kartka w szkutni z rzeczami do zrobienia przy jachcie (ewentualnie sklejka, często zapisuję na kawałku sklejki, jak Mezopotamczycy na deseczkach – taka “kartka” ma dla mnie większą wagę i jest taka… konkretna).

Więc jak jest z tym jachtem – będzie gotowy czy nie będzie na koniec lutego? – Myślę, że jest na to ogromna szansa – to co najbardziej pracochłonne zostało już wykonane. Nie zamierzam się roztkiliwiać przy szlifowaniu kadłuba z zewnątrz – to zostawiam sobie na pierwszy remont po powrocie do Polski. 80% dobrego efektu i tak da się zrobić mądrym planem laminowania, a lekkim pofalowaniem nie zamierzam się na razie przejmować – za mało czasu żeby pieścić powierzcnię na bóstwo. Przeszkodą bywają temperatury i tempo wiązania żywic i szpachli na ich bazie, ale jako że produkty Organiki – Sarzyny już bardzo dobrze znam i sobie bardzo chwalę, to wyciskam z nich max możliwości, żonglując utwardzaczami w zależności od pory dnia, temperatury, czasami nastawiam farelkę pod specjalnym przykryciem klejonego/szpachlowanego obszaru z nastawnikiem czasowym, podgrzewając co kilka godzin  – no, nie można ich (żywic) winić za to, że pracuję w temperaturach niezgodnych ze specyfikacją, a raczej należy cenić, że po dłuższym czasie i tak udaje im się związać w takich warunkach! Szeroko też używam kleju poliretanowego.

Organizm daje o sobie znać – przyzwyczajam się powoli do permanentnego już bólu kręgosłupa w lędźwiach i kolana, na które cały czas przyklękuję… ale liczę na to, że morze wszystko wyleczy, a to już niedługo. Poza tym mogłoby być dużo gorzej – determinacja i świadomość, że nie mam prawa teraz się rozchorować już kilka razy zabijała wstępne oznaki przeziębienia. Teraz nie mam prawa się rozłożyć, mimo że pracuję najczęściej w temperaturach nieprzekraczających 10st. C.

 

Rodzino, Grześku, Alicjo, Olgo, Bartoszu – wielkie dzięki za pomoc!

Generalnie – oby tylko tak dalej.

Aleksander Hanusz

http://dinghyadventures.pl 

Komentarze