Morskie Widziadła – Elba, Korsyka, Sardynia – rejs gentelmenów

0
691
„Gentelmeni pływają tylko baksztagiem” – takie hasło przyświecało nam w czasie wrześniowego rejsu po wzdłuż wybrzeży Sardynii, Korsyki i Elby. Tym razem kapitan miał tylko trzech majtków i mały stateczek, Bavaria36, nazwany na cześć pewnego włoskiego polityka Paolo B.Rejs rozpoczęliśmy w Punta Ala, niewielkiej miejscowości wypoczynkowej, położonej na zachodnim wybrzeżu Włoch, w okolicach Piombino. Obraliśmy kurs na wyspę Giglio, by zobaczyć wrak Concordii, a następnie dalej na południe, aż do wybrzeży Sardynii.

Zacumowaliśmy w Porto Cervo, kameralnej marinie, ukrytej pośród skał Costa Smeralda, znanego ze szmaragdowych wód i pięknie ukształtowanej linii brzegowej.. O tej porze roku, oprócz pracowników biura, w marinie nie ma już żywej duszy. Zamknięty jest już nawet sklep spożywczy. Nie ma mowy o kolorowych kramach, widokówkach, balonikach.. I całe szczęście. Szczególnie pięknie jest tu nocą, gdy marina zatopiona jest w mroku i ciszy. W pobliżu mariny rozpościera się dzielnica willowa, o ciekawej architekturze oraz przepięknych ogrodach.

Z Porto Cervo wybraliśmy się na jednodniową wycieczkę samochodem po okolicy. Trasa wiodła przez miasta Olbia, Castelsardo i Alghero. Droga wiła się przez górską okolicę, stworzoną z malowniczych czerwonych skał, porośniętych miejscami kolczastymi skupiskami opuncji. W Olbii zabawiliśmy nie więcej niż 15 minut. Duże przemysłowe miasto nie ma zbyt wiele do zaoferowania turystom. Kolejne dwa miasta, które zwiedziliśmy, Castelsardo i Alghero, wynagrodziły nam wcześniejsze rozczarowanie Olbia. Imponujące bastiony, pamiątka po władaniu wyspy kolejno przez Genueńczyków, a po nich Aragończyków, do dzisiejszego dnia robią wrażenie na zwiedzających. Tym, co jednak wywarło na mnie największe wrażenie, były fantastyczne czerwone skały, opadające w turkusowe morze u podnóża twierdzy w Castelsardo. W drodze powrotnej odwiedziliśmy dwa zabytki architektury sakralnej, romańskie kościoły z XII w., S. Trinità di Saccargia w Codrongianos i S. Michele di Salvenero w Ploaghe.

Dalsza trasa rejsu wiodła przez wyspy archipelagu La Maddalena w kierunku Bonifaccio, miasta-twierdzy, położonego malowniczo na wysokich klifach południowego wybrzeża Korsyki.

A co działo się w międzyczasie? Toć nie samym pięknem krajobrazu i bogactwem architektury człowiek żyje. A żyliśmy w luksusie: każdy z nas miał własną kajutę, poza kapitanem, któremu z racji stanu cywilnego, przyszło dzielić ją z żoną. Wieczory upływały przy kilkuliterowych butlach wina i kaczyźnie.. tak zostały nazwane warzywa, którymi próbowałam urozmaicić niezbyt skomplikowaną dietę jachtową. Bo przecież warzywa są dla kaczek a prawdziwy gentelmen żywi się wyłącznie gulaszem angielskim i pieczywem, okraszając ten zestaw od czasu do czasu daniem ze słoika.

Wino, kaczyzna, dania ze słoików.. czas mógłby się zatrzymać.. Jedna rzecz mąciła tylko ten idylliczny obraz, co chwilę włączająca się pompa i ubywająca w zastraszającym tempie woda w zbiornikach. Było już późno wieczorem. Położyłam się w koje, zawinęłam śpiworem a Dionizos wciąż jeszcze nucił mi do ucha słodką pieśń.. gdy nagle rozległo się wołanie: „Ja pier… nie jest dobrze!”. Osobą wołającą okazał się być Sławek, który dociekliwie podniósł do góry zejściówkę i zobaczył diesela całego zalanego wodą. Okazało się, że przewody są nieszczelne i woda dostaje się do komory silnika. Od tej pory wybieraliśmy ją co dnia wiaderkiem.

Posejdon cały czas był dla nas łaskawy i szanował upodobania gentelmenów do pływania baksztagiem. Tylko na niewielkim odcinku Bastia – Portoferraio bóstwo pomachało nam trójzębem ku przestrodze. Prognozy wskazywały 5-6 B. Stan morza był wyjątkowo wysoki, jak na tę siłę wiatru. Przechodził front atmosferyczny, a znim burze i na szczęście, silny deszcz, który stłamsił wzburzone fale. Wreszcie pośród mgieł zamajaczyła górzysta sylweta Elby. W miarę, jak zmieniała się pogoda, wyspa Napoleona raz się nam ukazywała, raz znów nikła pośród mgieł. Wreszcie zobaczyliśmy potężne fortyfikacje Portoferraio, a następnie główki portu.

Długo spacerowaliśmy wieczorem po krętych i malowniczych zaułkach miasta. Szczególnie urokliwe są te u dołu twierdzy Medyceuszy, okalającej stare miasto od strony zachodniej. Nazajutrz zajrzeliśmy też północno wschodnią części miasta, gdzie znajduje się Fort Stella i palazzina dei Mulini, dawna rezydencja Napoleona.

Nadchodził nieuchronny koniec rejsu i czas było wracać do Punta Ala. W pamięci pozostały czerwone skały Sardynii, szmaragdowe wody Costa Smeralda, pionowe klify Bonifaccio, twierdze genueńskie..

 

Fot. Jolanta Szczepańska

Źródło: http://www.morskiewidziadla.eu 

Komentarze