Colonel o soli morza – Zimową Porą (22)

0
586

Za zgodą Jerzego Kulińskiego

W komentarzu, a właściwie w dopisku do newsa świątecznego wyjaśniłem powody zaniżenie częstotliwości pojawiania się newsów w okienku SSI. Obruszył się Andrzej Colonel Remiszewski: ja się nie lenię. 

Święta prawda – co więcej niezbędne jest podkreślenie, że w tym trudnym okresie zimowej posuchy – Andrzej okazuje się być niezastąpionym filarem SSI. No bo przecież mechanizm zniechęcania się Czytelników jest oczywisty. Po trzeciej konstatacji, że nie ma nowości – Czytelnik się zniechęca i zaczyna surfować w sieci. A dokąd go to surfowanie zaniesie? Aż strach (i przyzwoitość) pomyśleć. 
Dziś o lekturach wyjaśniających istotę zjawiska, o której pisał kiedyś Krzysztof Baranowski. Chodzi o „Spiralę błędów”.
Do samochodów*) teraz nie wsiadajcie bez potrzeby. Mgła, ślizgawica i hordy durniów na drogach. Najlepsza pora do czytania.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
————————————————————
*) off topic – wczoraj w Gdańsku spłonął 45 samochód.
————————————————————– 
Dziś znów o czytaniu. Co prawda kilka tygodni temu zarekomendowałem aż dwanaście tomów lektury sprzed lat i mogłoby wydawać się to dość na całą zimę, ale pozwolę sobie namawiać do twórczości jeszcze jednego autora. To Edouard Peisson, francuski marynista, który tworzył w pierwszej połowie XX wieku, znany m. in. z „Podróży Edgara”, „Orła morskiego” i „Szlaków Ablaadów”. Dziś wspominam dla Was dylogię: „Kapitanowie linii nowojorskiej” i „Sól morza”. Można właściwie mówić o trylogii, bo o wydarzeniach chronologicznie wcześniejszych opowiada jeszcze „Mroczny kurs”, lecz związek między tą powieścią (mimo, iż pojawiają się w niej niektóre z tych samych postaci), a dylogią jest dość luźny.
„Kapitanowie linii nowojorskiej” to opowiedziana od końca historia zatonięcia pasażerskiego parowca „Canope”, którego armator nabył ze względu, iż „miał trzy kominy i dobrze się prezentował”. Statek, idąc bezskutecznie na pomoc innemu frachtowcowi, tonie w sztormie właściwie nieuszkodzony.
„Sól morza” to śledztwo w sprawie katastrofy, która przyniosła setki ofiar. Dokładnie, to rozmowa przewodniczącego komisji, sędziwego, emerytowanego kapitana, z kapitanem „Canope”. Nie będę zdradzał szczegółów, odrobina napięcia należy się Czytelnikom.

.
Tym razem lektura nie ma nic wspólnego z żaglami i żeglarstwem wprost. Raz tylko, wychowany na żaglowcach oficer melduje kapitanowi: „Parowiec prawym halsem, trzydzieści stopni z lewej”, czy jakoś podobnie. Jest jednak morze. Morze wszechmocne, nie pytające o zdanie człowieka, obojętne jak ważną figurą by nie był. Są ludzie morza, kapitanowie prowadzący swe statki na linii nowojorskiej przez całe zawodowe życie.
Ja znalazłem tam dla siebie coś innego, co mnie zafascynowało przy pierwszym czytaniu czterdzieści kilka lat temu. To analiza przyczyny katastrofy. Nie przyczyny! Łańcucha przyczyn! Tak się złożyło, że później, wiele razy analizując różne mniej lub bardziej tragiczne wydarzenia, przekonywałem się, iż doprowadzały do nich sekwencje kolejnych zdarzeń. Żadne z nich samo przez się do katastrofy nie prowadziło. Gdyby którekolwiek, choćby jedno jedyne, nie miało miejsca, katastrofa by nie nastąpiła. Ale pełny ciąg wydarzeń prowadził nieuchronnie do tragedii.
Oczywiście nie ma tu żadnego determinizmu. Opisanie takiego ciągu przyczynowo-skutkowego nie może zmierzać zazwyczaj do stwierdzenia braku jakichkolwiek winnych. Zawsze lub niemal zawsze poszczególne ogniwa powstają za przyczyną lub z winy ludzi. Z powodu ich działań lub zaniechań. Czasem z powodu psychologicznie uwarunkowanych fobii lub nieumyślnie popełnionych błędów.

.
Zadaniem takiej komisji, jak opisana w „Soli morza”, jest poznać komplet przyczyn zdarzenia, wszystkich uwarunkowań. Tylko to umożliwia dokonanie postępu technicznego, edukacyjnego lub organizacyjnego, który może zapobiec powtórzeniu się katastrofy. Powinno to być wykonane w sposób maksymalnie niezawisły i obiektywny. W powieści chyba tak właśnie jest. I chyba do nieszczęsnego kapitana „Canope” dociera na koniec, że opinia komisji jest głęboko uzasadniona.
Doświadczenie życiowe wielu z nas mówi, że bywa czasem inaczej. Przykłady całkiem niedawne pokazują, że dojście do prawdy bywa niełatwe, a wnioski kontrowersyjne. A już zupełnie obezwładniające mogą być zalecenia nakazujące dla uniknięcia wypadków wyposażanie statków (jachtów) w dodatkowe dokumenty. Ciekawe, czy w opisywanych przez Peissona czasach, a sto lat minęło, było tak samo?!
Dobrych wiatrów w Nowym Roku!
25 grudnia 2014
Colonel
————————
Tekst zawiera osobiste, prywatne i subiektywne obserwacje autora.
 

Komentarze