Zew Oceanu – wieści od Szymona

0
440

Przygotowania do wyjścia z Dziwnowa w rejs to zupełnie historia. Wciąż jest ogromna lista rzeczy do zrobienia na jachcie np. montaż dodatkowego amperomierza do solara, sprzątnąć w końcu bałagan w kablach, zamontować knagi do regulacji solara itp.,itd. Natomiast zrobiliśmy coś co nie jest zbyt popularne – Maxus odbył prawdziwy rejs testowy. I to nie byle jaki jak wiecie, bo na Islandię. Dziewczyny nie oszczędzały łódki i siebie. Wiatry od 0 do 58 węzłów (tak pojawiło się ponad 100km/h na liczniku J ), prądy, mgły, fale. Oprócz wytrzymałości sprzętu sprawdziły również jak się sprawdza nasze wyposażenie. Miedzy innymi dzięki nieuprzejmości urzędniczki z UKE płynęły bez AISa przez jedne z najbardziej ruchliwych akwenów na świecie, we mgle. Okazało się że nasz reflektor radarowy (dziękujemy Tadeuszu 🙂 działa i widać nas na radarach. Dziewczyny odwaliły kawał dobrej roboty, przedstawiły listę zmian które już wprowadziły na pokładzie i tych które należy zrobić.  

Dorzuciłem do tego trochę startów w regatach gdzie Puffin pokazał się z bardzo dobrej strony. Zastanawia mnie czy jest sens wydawania kilka razy więcej na zakup i utrzymanie dużego jachtu skoro Maxus 22 nie wiele ustępuję w bezpośrednich osiągach a daje mnóstwo frajdy. Ile znacie jachtów które przy 6-7B idzie w ślizgu ?

Suma sumarum okazało się że mały Maxus nie boi się żadnych warunków wiatrowych. W każdych warunkach był wstanie robić wysokość na wiatr. Mimo braku silnika ma doskonałe średnie przebiegi dobowe. Kilkukrotnie robił ponad 140 mil na dobę. Jak robi mniej niż 90 mil to znaczy ze jest kłopot z wiatrem. Przed wyruszeniem w wokółziemski rejs miał już zrobione 5000 mil.

obraz nr 1

Pożegnanie w Dziwnowie były przesympatyczne mimo że ja oczywiście nie miałem czasu dla nikogo bo jeszcze się pakowałem. Było tez niespodziewanie tłumnie. Myśleliśmy że będziemy tylko w naszym teamowym i załogowym gronie, a po za tym wpadnie tylko Sputnikowa ekipa i Stefan. A pojawiło się tak dużo ludzi że nie wiem czy się z wszystkimi przywitałem nie mówiąc o pożegnaniu. Było radio, telewizja poselstwo z Czterech Wiatrów, Kaszub, Stolicy i innych stron świata. A przed portem czekał Fryderyk Chopen z sikawką i świeżutkim chlebem z własnej piekarni-wow! Wyszliśmy w morze sprawnie i prawie o czasie dzięki pomocy dziwnowskiego WOPRu (dzieki Leszku!).

Postawiliśmy żagle, oddaliśmy hol i poczekaliśmy aż odpłyną wszystkie motorówki i zniknie fala która zrobiły. Oczywiście prawie nic nie wiało. Kamieńska ekipa na Sputniku też się ewakuowali. Zostaliśmy my, piękny żaglowiec pod pełnymi żaglami i …dowód rejestracyjny auta mojej mamy w mojej kieszeni. Wiec nawrót i hal sówka. Na szczęście pojawił się kolejny jacht z Czterech Wiatrów i uratował nas dostarczając dokumenty prosto do Dziwnowa. A my…. my objechaliśmy pełnorejowca w fordewindzie!

Później bardzo niespieszna i bardzo senna droga na zachód do Kilonii. Najczęściej używane żagle to spinaker i genaker. W Kiel zamontowaliśmy dzieło sztuki użytkowej czyli wykonany przeze mnie uchwyt do mocowania silnika – konstrukcja konsultowana z najlepszymi specami od prowizorek w Kraju 🙂 Zawiesiliśmy na tym silnik, uruchomiliśmy, wbiliśmy bieg, daliśmy gazu i ……… i nic nie utonęło 🙂 Kanał Kiloński to przyjemna żegluga z silnikiem pod żaglami. Dużo słońca, pyszne obiadki, żyć nie umierać. Jeszcze nocna, expresowa jazda na Helgoland, a rano rajd po sklepach bezcłowych. Pożegnałem załogę już samotnie ruszyłem dalej.

  obraz nr 2

za zgodą: www.zewoceanu.pl 

Komentarze