Przedstawiciel MOPR opowiada bajki

0
901
To nie są bajki dla dzieci – to jest po prostu ordynarna „zmowa”.
Zbigniew Klimczak jest czujny – słusznie uważa, że trzeba natychmiast reagować na rozpowszechnianie oczywistych nieprawd. 
Poniżej przytaczam tekst jego listu otwartego do władz  Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
A ja ciągle i  uporczywie namawiam do zakładania kamizelek
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
———————————————– 
Szanowni Państwo,
Wasi członkowie wykonują szlachetną pracę, ratując zdrowie, a często i życie ludzkie. Niedobrze jest jak taka działalność zaczyna się łączyć z polityką, polityką Polskiego Związku Żeglarskiego, który nie może przeżyć zmian liberalizacyjnych w przepisach żeglarskich.
Uprawia czystą demagogię głosząc gdzie się da, że te przepisy są przyczyną wypadków żeglarskich. Jest to kłamstwem. Przepis umożliwiający prowadzenie jachtów do 7,5 m długości bez patentu jest martwy od początku. Jego beneficjantami są wyłącznie prywatni właściciele jachtów. Ci zaś z reguły starają się nie narażać na szwank nie tylko życia ale i sprzętu wartego kilkadziesiąt tysięcy złotych, a niekiedy i ponad 200 tys.
Rozpisałem po  wejściu w życie tych przepisów ankietę do firm czarterowych. Z 77 firm odpowiedziały trzy. Dwie wyśmiały mnie, a tylko jedna napisała, że owszem, wypożycza ale po teście praktycznym pod okiem bosmana.
Druga przyczyna martwości przepisu to firmy ubezpieczeniowe. W razie wypadku spowodowanego przez żeglarza bez patentu, firma odmawia wypłaty odszkodowania.
Kochani i godni szacunku ratownicy.
Prawda jest taka, jak napisałem po słynnym wypadku na Mazurach, nazwanym (niesłusznie) „białym szkwałem”, że topili się żeglarze patentowani – wyłącznie patentowani.
Z 80 osób podjętych z wody tylko cztery osoby były w kamizelkach ratunkowych. Tylko cztery i byli to Duńczycy, gdzie patent to słowo nieznane. 
Pod parasolem PZŻ większość firm robi kasę, a nie edukuje żeglarzy. Zasada – klient zapłacił – klient musi zdać funkcjonuje bez zarzutu. Do tego kupowanie patentów. Dawniej kosztował 500 zł, obecnie 1000 zł.
Jestem Instruktorem PZŻ z nr 2917, trzydzieści lat pracy i odszedłem nie mogąc patrzeć na to co się dzieje w szkoleniu. 3-4 miesiące rocznie spędzam na jachcie i widzę wejścia i wyjścia z marin żeglarzy patentowanych. To zgroza.  I mam kilku znajomych armatorów własnych jachtów. Nie mają patentów, ale mają kwalifikacje zdobyte wskutek własnego poczucia obowiązku.
Nie mam siły już protestować w takich przypadkach, świadomego lub nie, powielania stanowiska PZŻ. Nie znam ani jednego wypadku spowodowanego przez żeglarza, który korzystał z tej ustawy liberalizacyjnej. 
Jak długo PZŻ będzie wspierany w swoich bzdurnych twierdzeniach o zagrożeniach stworzonych przez ten przepis, tak długo nie ma szans na poprawę jakości żeglarskiej edukacji.
Apeluję do Waszej Szacownej Organizacji, aby przeprowadziła rzetelny audyt wypadków i powiedziała głośno znaną mi prawdę – topią się żeglarze patentowani, wyszkoleni byle jak lub w ogóle. 

pozdrawiam
Zbigniew Klimczak 
www.przewodnikzeglarski.pl 

Komentarze