Wiadomości z Barlovento II – Kopuły Kiży i mięso z niedźwiedzia

0
1608

30 sierpnia 2013

Po wyjściu z Powińca (Повенец) załoga Sekstant Expedition skierowała się ponownie w stronę malowniczego skansenu na wyspie Kizy (Кижи), wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Ponieważ od ostatniego pobytu Barlovento II w tych stronach załoga zmieniała się trzykrotnie, to dla każdego członka ekipy wizyta ta była zupełnie nowym i niezapomnianym doświadczeniem.

Barlovento II dopłynął do brzegów Kizy w środę o poranku. Wcześniej przez noc załoga studiowała mapy szukając miejsca na postój, spokojnego i cichego miejsca wśród Kiżskich Szkierów.

Jacht meandrował pomiędzy malowniczymi wysepkami, aż wreszcie stanął na kotwicy po wschodniej stronie kompleksu cerkiewnego Kiży. Załoga zrzuciła ponton i podpłynęła do wyspy aby zobaczyć z bliska niesamowitą piramidę drewnianych kopuł cerkwi Przemienienia Pańskiego.

Podziwianiu unikatowych zabytków tradycyjnej, drewnianej architektury Karelii mogłoby pewnie nie być końca.

– „Są naprawdę wspaniałe i ze wszech miar warte zobaczenia” – napisał Tomek – „Szybko jednak okazało się, że podeszliśmy do wyspy nie od tej strony, którą rosyjskie władze uznają za właściwą… zjawiła się milicja, której funkcjonariusze uprzejmie, acz stanowczo poprosili abyśmy stanęli po zachodniej stronie wyspy, tam gdzie znajdują się główne biura skansenu. No i nici ze spokojnego miejsca.” 🙂

– „Ponieważ zdążyliśmy już obejrzeć najpiękniejsze zabytki, po podniesieniu kotwicy skierowaliśmy się prosto do Petrozavodska, gdzie czekało nas bardzo miłe przyjecie. Gospodarze przystani udostępnili nam banię i całe nowoczesne zaplecze socjalno-sanitarne.”

Odkrycia archeologiczne wskazują, że na terenie obecnego Petrozavodska (Петрозаводск) intensywne osadnictwo rozwijało się już 7 tysięcy lat temu, w epoce mezolitu. W trakcie prac w dzielnicy Piaski (Пески) odkryto ślady prostokątnych półziemianek tego okresu, w których mieszkały plemiona łowców reniferów.

W średniowieczu w zasięgu współczesnego miasta funkcjonowało kilka karelskich osad będących początkowo pod jurysdykcją Republiki Nowogrodu a następnie Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Nie były to raczej osady biedne. Między 1000 a 1100 rokiem na terenie osady u ujścia niewielkiej rzeczki Neglinka (Неглинка) ukryto skarb srebrnych monet. W ruskich źródłach historycznych pojawia się w tym miejscu wieś o nazwie Sołomiennoje (Соломенное), pochodzącej prawdopodobnie od słomianych strzech tamtejszych domostw.

Kolejny srebrny skarb, znaleziony w obecnej dzielnicy Svir (Свирь) pochodzi z XVI wieku. W tym czasie urodzony w Antwerpii słynny flamandzki kartograf Abraham Ortelius na swoich mapach w okolicy obecnego miasta zaznaczył osadę Onegaborg.

Dzisiejszy Petrozavodsk został założony w 1703 roku zgodnie z dekretem Piotra I. Trwała wówczas Wielka Wojna Pónocna i car potrzebował nowej odlewni żeliwa do produkcji armat i kotwic na potrzeby Rosyjskiej Floty Bałtyckiej. Na zachodnim brzegu Onegi znaleziono pola obfitujące w rudę darniową i tam, u ujścia rzeki Szuja (Шуя) założono pierwszą odlewnię o nazwie Шуйский завод, czyli Szujska fabryka albo fabryka nad rzeką Szuja. Dziesięć lat później przemianowano ją na „fabrykę Piotrową” – Петровский завод i od tej formy pochodzi obecna nazwa miasta.

W Petrozavodsku załoga odwiedziła restaurację „Karelskaja”, w której podawano przepyszne dania kuchni regionalnej. Kapitan Tomek Kulawik, zwany wśród przyjaciół Miśkiem zamówił jeden z karelskich specjałów, niedźwiedzie mięso.

– „Jako Misiek chyba dopuściłem się aktu kanibalizmu.. ale warto było,

 

Rraz jeszcze zorza

1 września 2013

 

Z Petrozavodska załoga wyruszyła w piątkowe popołudnie. Barlovento II skierował się w stronę ujścia rzeki Svir spływającej do jeziora Ładoga.

– „W nocy przez około godzinę mogliśmy znowu oglądać zorzę polarną” – napisał Tomek
– „Nie była co prawda tak okazała jak ta, którą widzieliśmy na Morzu Białym. Stanowiła zaledwie dalekie echo tamtej zorzy, jaką zobaczyć można w Arktyce… a mimo to całyczas robi ogromne wrażenie. Niesamowite zjawisko.”

Jacht dotarł do ujścia Sviru wczesnym rankiem, kiedy gęsta karelska mgła spowijała jeszcze brzegi jeziora.

– „Trzeba było czekać aż do 9.00 żeby ten siwy tuman rozrzedził się nieco i odsłonił ląd” – napisał dalej Kapitan – ” Wreszcie udało nam się wpłynąć w rzekę. Wchodzimy i niejako z biegu pokonujemy pierwszą śluzę i most w Podporożu (Подпороoжье). Krajobraz dookołajest dziki i piękny. Gdzieniegdzie widać przycupnięte małe drewniane domy. Ludzie stojący na brzegu pozdrawiają i machają nam dłońmi. Są bardzo serdeczni.

Noc spędziliśmy przed śluzą Svirstroj (Свирьстрой). Od wschodniej strony przy śluzie nie ma żadnego nabrzeża, musieliśmy więc rzucić kotwicę. Nurt rzeki tak mocno zarył ją w dnie, że nad ranem ledwie zdołaliśmy ją podnieść. Nie było łatwo i kosztowało nas to trochę nerwów, ale w końcu jakoś poszło.” – napisał Tomek

Po przejściu śluzy i kolejnego mostu w Łodejnoje Pole (Лодeйное Пoле) załoga zatrzymała się przy pomoście aby chwilę odpocząć i zrobić świeże zakupy. Potem Barlovento II oddał cumy i wypłynął w kierunku Ładogi.

 

Pożegnanie z Arktyką

22 sierpnia 2013

Zakończył się czwarty etap wyprawy, a rozpoczął piąty. W Archangielsku (Архангельск) częściowo wymieniła się załoga jachtu, a kapitan Maciej Sodkiewicz przekazał dowództwo kapitanowi Tomkowi Kulawikowi, który poprowadzi Barlovento II w drodze powrotnej do Gdyni.

W środę rano, po uzupełnieniu zapasów paliwa, wody i żywności ekipa Sekstant Expediton wypłynęła po raz kolejny na wody Morza Białego.

– „Jakieś 15 mil od Archangielska spotkaliśmy foki. Było ich całkiem sporo, jakieś dwadzieścia sztuk. Podpłynęliśmy do nich, żeby się bliżej przyjrzeć, ale natychmiast uciekły i schowały się w swoich głębinach” – napisał Tomek

– „Po chwili jednak zwyciężyła ciekawość 🙂 Foki wynurzyły się okrążając stalowy kadłub Barlovento II. Teraz to one obserwują nas, a nie my je”

Jednak Arktyka na pożegnanie przygotowała naszej załodze coś jeszcze. Coś zupełnie specjalnego…
W nocy przez kilka minut widać było migoczącą po północnej stronie nieba zorzę polarną…

– „Cud natury, stwierdziliśmy jednym głosem.” – napisał Tomek.

23 sierpnia 2013

Barlovento II zacumował do niewielkiego pomostu Tamarin na Wyspach Sołowieckich (Соловецкие острова). W tym niezwykłym miejscu strong>Barlovento II cumuje już po raz trzeci, ale za każdym razem sołowiecki archipelag odsłania inną ze swoich twarzy.

Tym razem świeciło słońce. Nie często na Sołowkachtrafia się tak piękna pogoda. Cerkiewne kopuły lśniły w blasku słońca, a pod potężnymi kamiennymi murami klasztoru napotkać można było mnichów i licznych pielgrzymów z wielkimi plecakami na plecach.

 

Załoga postanowiła wykorzystać idealną wyżową pogodę udając się na samochodową wycieczkę po wyspie Wielkiej Sołowieckiej (Большой Соловецкий остров).
– „Cudowna wycieczka z szoferem Wladimirem 🙂 Jechaliśmy przez takie wertepy, że całkiem wytrzęsło nam żołądki, a nasze kręgosłupy niemal wbiły się w siedzenia… Chyba wolę podróżować jachtem 🙂 🙂 🙂 ” – napisał Kapitan.

Wieczorem, po wycieczce załoga Barlovento II mogła skorzystać z tradycyjnej bani, w której używa się brzozowych witek. – „Po wszystkim skok do jeziorka i sołowiecki czaj”

Nad wyspą niezmiennie wznosi się majestatyczna Siekierna Góra (гора Секирная), która przypomina o mrocznej przeszłości archipelagu.

Na jej szczycie stoi wzniesiona w 1862 roku według projektu archangielskiego architekta Szachłarjewa, murowana cerkiew pod wezwaniem Wniebowstąpienia Pańskiego.

Jest to budowla dość osobliwa W kopule dzwonnicy umieszczona została latarnia morska, która do dziś wskazuje drogę rybakom i żeglarzom…

26 sierpnia 2013

– „Z Sołowek wyszliśmy o 3 rano” – napisał Tomek – „Dopłynęliśmy do Białomorska i przeszliśmy pierwszą śluzę”.

Potem formalności. Za śluzą trzeba się zatrzymać. Zameldować się odpowiednim służbom: kto? skąd? dokąd? po co?.. Trzeba także zapłacić za przejście przez Kanał. Wszystkie kolejne śluzy opłaca się tu za jednym zamachem. Załoga Barlovento II musi się spieszyć – za śluzą jest jeszcze most, który otwiera się tylko raz na dobę. Kapitan biegał więc jak po ogień, żeby załatwić wszystko na czas. – „Udało się w ostatnim momencie 🙂 ”

Przed śluzą nr 15 (Шлюз 15) załoga Sekstant Expedition musiał się zatrzymać, aby przepuścić statek pasażerski. Operacja trwała bardzo długo, zaczęło robić się ciemno i ekipa postanowiła zanocować w tym miejscu.

– „Wszyscy ułożyliśmy się do snu i kiedy powoli zapadaliśmy w spokojną drzemkę, na jacht wpadł dyspozytor, który obudził nas i nakazał natychmiastowe przejście śluzy nr 15 i przepłynięcie jednego kilometra do następnej. Tu nocujemy. Kanał ma w tym miejscu 30 m szerokości, jest ciemno i straszno.” – napisał Tomek

Następne dwa dni mijają załodze na mozolnym pokonywaniu kolejnych śluz i rozkoszowaniu się widokami urokliwych jeziorek i dzikiej karelskiej tagi na brzegach Kanału.

W poniedziałek późnym wieczorem Barlovento II przeszedł ostatnią śluzę Kanału i dopłynął do Powińca (Повенец).

7 sierpnia 2013    

We wtorek uczestnicy wyprawy wpłynęli w wąską cieśninę Jugorskij Szar (Югорский Шар), oddzielającą wysokie klify wyspy Wajgacz (Вайгач) od pokrytego kamienistą tundrą Półwyspu Jugorskiego (Югорский полуостров).
To w tym miejscu kończy się grzbiet masywu górskiego Paj-Choj (Пай-Хой) stanowiącego przedłużenie Uralu (Урал). Na Uralu zaś kończy się Europa.

Po obu brzegach cieśniny mieszkają trudniący się rybołówstwem i hodowlą reniferów Nieńcy, dla których widok naszego jachtu był raczej niecodzienny. Do burty Barlovento II zbliżyli się na swych łodziach miejscowi rybacy. Ich ciemne twarze o azjatyckich rysach zdradzały ciekawość. Przypłynęli popatrzeć. Jednak gdy tylko czujne oczy Nieńców dostrzegły aparat fotograficzny, łodzie natychmiast zawróciły znikając szybko w najbliższej zatoce.

Dokładnie o 23.52 Barlovento II wypłynął z cieśniny Jugorskij Szar na zimne wody Morza Karskiego (Карское море), przekraczając kolejną arktyczną granicę kontynentu!
– „No to jesteśmy w Azji” – napisał Kapitan Maciej Sodkiewicz – „Spełniliśmy kolejne z naszych marzeń i wpłynęliśmy jachtem pod polską banderą na Morze Karskie. Przed nami Nowa Ziemia!

 

25 lipca 2013    

Powrót przez Morze Barentsa okazał się być najtrudniejszą częścią 3 etapu wyprawy. Pogoda nie sprzyja naszej załodze, a brzegi kontynentalnej Europy wciąż są daleko. Początkowo, gdy w rejon Ziemi Franciszka Józefa dotarł zapowiadany głęboki niż, zrobiło się bardzo zimno, mokro i bardzo mgliście. A potem zaczęło wiać z południa… Kolejne doby przynosiły wzrost ciśnienia. I regularny spadek siły wiatru.

– „Dobrze, że przynajmniej wiatr jest w miarę korzystny i możemy płynąć na żaglach.” – napisał Maciek – „I tak wleką się nudne mile. Godzina za godziną. Wachta za wachtą. Jedynym urozmaiceniem jest kambuz gdzie z nudy zaczynają pojawiać się prawdziwe cuda. Karolina, Magda i Monika przez pół nocy piekły świeży chleb. Tak się rozkręciły, że z rozpędu upiekły też bułeczki z dżemem. Poprzeczka dla kolejnych wacht stale pnie się w górę. Na kolację Gosia z Markiem serwują krokiety z mięsem i czerwony barszcz. Jemy spokojnie. Bez pospiechu. Celebrując przyjemne ciepło mesy z dala od wilgoci, mgły i sztormiaków.”

Zgodnie z najnowszą prognozą pogody powinno udać się zdążyć na czas do Murmańska. Ale na styk.

– „Wieje cały czas słabo i przeważnie jeszcze z południa. I tak walczymy powolutku wykorzystując każdą zmianę kierunku wiatru. Trochę na żaglach, trochę na maszynie. Ćwicząc najważniejszą z cnót żeglarza – cierpliwość. Rozpoczynają się dywagacje o długości wiz rosyjskich i sprawdzanie kto na kiedy zaplanował lot. Cóż pozostaje czekać na korzystny wiatr…”

Trzymamy kciuki za naszą załogę. W końcu to dopiero połowa wyprawy. W Murmańsku zaokrętuje się załoga 4 etapu, który pożegluje do brzegów Nowej Ziemi i na Morze Karskie.

 

A więc jednak rekord!

Dotychczas nie byliśmy pewni czy osiągnięta w sobotę szerokość 82 10.554N jest najbardziej na północ wysuniętą pozycją osiągniętą przez jacht pod polską banderą… aż do teraz:

„Gratuluję!
Jest to rekordowa pozycja dla polskiego jachtu!
Pierwszy jacht (i jak dotąd jedyny), który przekroczył 82 równoleżnik pod polską banderą była Panorama w 2006 roku osiągając pozycję 82st.00,24’N.
Jeszcze raz gratuluje i życzę szczęśliwego powrotu.
Pozdrawiam
Ewa Skut”

Powyższego maila z gratulacjami otrzymaliśmy dzisiaj od kapitan Ewy Skut, która wielokrotnie uczestniczyła w żeglarskich wyprawach rejonypolarne (w tym w rejsie jachtu Panorama w 2006 roku). Jest też autorką książki „Pod żaglami wśród polarnych lodów” opisującej wyprawy polarne oraz redaktorem portalu Polskie Żeglarstwo Polarne, który wspiera wyprawę Sekstant Expedition – Rosyjska Arktyka 2013
http://polskiezeglarstwopolarne.pl/

 

Cicha Zatoka na samym końcu świata

Dziś, 20 lipca 2013, o godzinie 15.00 czasu moskiewskiego Barlovento II zanotował pozycję 82° 10,554 N 60° 48,020 E

Tym samym załoga Sekstant Expedition pod dowództwem Kapitana Maćka Sodkiewicza osiągnęła jedną z najbardziej na północ wysuniętych pozycji nad którą powiewała bandera polskiego jachtu!

 

***

Dzisiaj o godzinie 10.50 czasu moskiewskiego (0650 UTC) Barlovento II przekroczył 82 stopień szerokości geograficznej północnej. Załoga Sekstant Expedition zostawiła za rufą Wyspę Rudolfa, czyli najbardziej na północ wysunięty skrawek lądu na szelfie kontynentalnym Europy. Przed sobą dostrzec mogli pole lodowe, do którego postanowili dopłynąć. Tak daleko na północ, jak tylko się da.

O godzinie 15.00 czasu moskiewskiego (1100 UTC) Barlovento II osiągnął pozycję 82° 10,554 N 60° 48,020 E. Pole lodowe było już na tyle blisko, że ze względu na prognozowane silne wiatry Kapitan Maciek Sodkiewicz podjął decyzję zmianie kursu na południowy i powrocie do Europy 😉

– „Wracamy na południe tak szybko jak to możliwe. Zrobiło się dużo zimniej odkąd zaczął wiać silny wiatr.” – napisał Maciek.

 

17 lipca 2013    

Christoph Rusham, uczestnik ekspedycji badającej topnienie lodowców w Arktyce opisując Archipelag Ziemi Franciszka Józefa określił go jako „the very end of the world„.
I chyba coś w tym jest…

Nieodparta chęć znalezienia żeglownej północno-wschodniej drogi do Azji pchała kolejne ekspedycje na niegościnne arktyczne wody.
W lipcu 1872 roku ważący 220 ton trzymasztowy szkuner SMS Tegetthoff opuścił norweski port Tromsø i pożeglował na północ. Austro-Węgierska ekspedycja pod wodzą Karla Weyprechta i Juliusa von Payera miała podjąć próbę przejścia przez North-East Passage a ewentualnie dotrzeć do Bieguna Północnego.

Żaden z tych celów nie został osiągnięty. Już pod koniec sierpnia 1872 roku na północ od wybrzeży Nowej Ziemi SMS Tegetthoff utknął w paku lodowym i utraciwszy wszelką manewrowość dryfował bezradnie przez niegościnne wody Arktyki. Masy lodu nieubłaganie pchały szkuner na północ, a uwięziona na nim załoga miała spędzić w lodach najbliższe lata…

30 sierpnia 1873 marynarze dostrzegli przed sobą majestatyczne dwie skały wynurzające się z gęstej mgły.. oto dotarli do lądu nieznanego ówczesnej kartografii. Miejsce, które ujrzeli nazwano Cape Tegetthoff, a cały odkryty archipelag na cześć cesarza Austro-Węgier otrzymał nazwę Ziemi Franciszka Józefa.

Z nastaniem zimy pole lodowe zamarzło tworząc ciągłą pokrywę. Podczas nocy polarnej kierowani przez Juliusa von Payera członkowie ekspedycji przemieszczając się na sankach częściowo zbadali, skartowali i opisali zachodnią partię archipelagu. Obserwowali żyjące na archipelagu zwierzęta, prowadzili badania geodezyjne, meteorologiczne i astronomiczne. Von Payer malował także obrazy.

Gdy wiosną 1874 roku lód nie otworzył się i SMS Tegetthoff nadal pozostawał uwięziony, Karl Weyprecht podjął decyzję o opuszczeniu statku. Załoga tygodniami ciągnęła sanie i szalupy ratunkowe w kierunku otwartej wody. Członkowie ekspedycji zostali w końcu podjęci przez rosyjski statek wielorybniczy i 3 września dopłynęli do Rosji.

W trakcie ostatniego z eksploracyjnych wypadów załogi SMS Tegetthoff na zachód od wyspy nazwanej na cześć amerykańskiego polarnika Francisa Leopolda McClintocka, członkowie ekspedycji z daleka zobaczyli kolejny ląd. Południowe wybrzeże tej wyspy osiągnęła jednak dopiero brytyjska ekspedycja, którą w 1880 roku dowodził Benjamin Leigh Smith. Smitha zatrzymał lód, ale wyspa otrzymała już wtedy nazwę na cześć Josepha Hookera, angielskiego botanika, który brał udział w wyprawie na Antarktydę.

Wyspa Hookera nabrała istotnego znaczenia kiedy po aneksji Archipelagu przez Związek Radziecki w 1929 roku założono tam pierwszą stałą stację badawczą obsadzoną 40-50 osobową załogą. Ulokowano ją w Cichej Zatoce (Бухта Тихая), w której 16 lat wcześniej na swoim statku Święty Męczennik Foka (Святой великомученик Фока) zimował rosyjski polarnik Grigorij Siedow (Георгий Седов), w nieudanej wyprawie na Biegun Północny.

Dziś w tej osłoniętej zatoce po trudach żeglowania przez Morze Barentsa odpoczywała załoga Barlovento II. Stała stacja badawcza imienia Siedowa została zamknięta w 1958 roku, ale dwa lepiej zachowane budynki wykorzystywane są jako tymczasowe bazy dla letnich ekspedycji. Ekipa Sekstant Expedition zwiedzała pozostałości niszczejącej bazy, a także eksplorowała pobliskie góry lodowe z perspektywy pontonu NordBoat i kajaków Aquarius.

– „Wczoraj byliśmy z wizytą u rosyjskich polarników którzy użyczyli nam swoją banię a dziś pływaliśmy kajakiem i pontonem. Maciuś pokazowo wpadł do wody, ale to opiszę na spokojnie w kolejnej relacji 🙂 ” – napisał dowodzący wyprawą Maciek Sodkiewicz.

Z niecierpliwością czekamy więc na szczegółowy opis tego zdarzenia a także na wyniki przeprowadzanych testów smaku drinków z lodem prosto z gór lodowych 🙂

Fot. Maciek Sodkiewicz

 

Przez Morze Barentsa!

14 lipca 2013

– „Wychodzimy z Morza Białego. Barents wita nas nisko wiszącymi chmurami i dużą martwą falą. – napisał w środę Kapitan Maciek Sodkiewicz.

Gdy pod koniec XVI holenderska flota handlowa rosła na znaczeniu, zaczęto szukać możliwości, aby uniezależnić się od pośredników w handlu z Azją. Hans Willem Barendzoon-Barents holenderski nawigator, który pobierał nauki u słynnego astronoma i kartografa Petrusa Planciusa, wyruszył w trudną i niebezpieczną drogę z Amsterdamu w poszukiwaniu północno-wschodniej drogi morskiej do Chin, Japonii i Indii.
W rozpoczętej 15 czerwca 1594 roku wyprawie brały udział cztery statki, które po drodze rozdzieliły się na dwie ekspedycje. Willem Barents dotarł do brzegów Nowej Ziemi, jednak lód gromadzący się u wybrzeży archipelagu zmusił go do odwrotu. Pozostałe statki pod dowództwem Cornelisa Naya przekroczyły Karskie Wrota i wpłynęły na morze, którego kolor żeglarze opisywali jako „cudownie niebieski”. Sądzono, że tędy z pewnością prowadzić będzie bezpieczna droga do Chin.

Gdy statki wróciły do Holandii głoszono wielki sukces wyprawy. Willem Barents niemal natychmiast rozpoczął przygotowania do kolejnej ekspedycji na północ. Wzięło w niej udział 7 statków dowodzonych przez najlepszych holenderskich kapitanów, którzy planowali przepłynąć prostą drogą od Wyspy Wajgacz (Вайгач) przez Morze Karskie aż do wybrzeży Azji. Niestety jednak ekspedycja wyruszyła zbyt późno. Na Morzu Karskim nie było już otwartej wody tylko nieprzerwana tafla lodu. Nieudana ekspedycja wróciła do Amsterdamu, jednakże sam Barents nie przestał myśleć o przejściu północno-wschodnim.

10 maja 1596 na dwóch statkach wyruszyła trzecia ekspedycja Willama Barentsa.
Dowodzący najnowocześniejszymi jak na owe czasy statkami kapitanowie mieli bardzo duże doświadczenie. Byli wyposażeni w eksperymentalne instrumenty nawigacyjne oraz najnowsze mapy. Napotkali jednak lądy, których dotychczas na mapach nie było…
Żeglarze postawili stopę na Wyspie Niedźwiedziej a także na nieznanym dotąd Spitsbergenie. Tam statki rozdzieliły się. Dowodzący jednym okrętem Jan Cornelisz Rijp zawrócił do Holandii, a Barents na pokładzie statku dowodzonego przez Jacoba van Heemskercka popłynął w kierunku znanej mu już Nowej Ziemi, do której dotarł 17 lipca.

Warunki pogodowe były jednak bardzo niekorzystne. Statek Barentsa szybko został uwięziony w lodzie i po kilku tygodniach podjęto ostateczną decyzję o zimowaniu na Nowej Ziemi. Załoga zbudowała prowizoryczny drewniany dom z wielkim paleniskiem do którego przeniesiono ze statku wszelkie zapasy żywności, żagle oraz cały ładunek. W chacie tej, nazwanej Het Behouden Huys (dom-schronienie), w ciężkich warunkach żeglarze przetrzymali polarną noc. Z nastaniem wiosny nie przyszły jednak oczekiwane roztopy i ich statek nadal uwięziony był w lodzie. Dowódcy podjęli więc decyzję o powrocie
na dwóch wyposażonych w żagle szalupach. Zbudowany przez siebie dom opuścili 13 czerwca 1597 roku żeglując na południe wzdłuż brzegów Nowej Ziemi. Tydzień po rozpoczęciu drogi powrotnej 47 letni Willem Barents zmarł na szkorbut. Pozostali przy życiu członkowie załogi dotarli do Półwyspu Kolskiego gdzie napotkali trzy statki holenderskiej floty handlowej, które zabrały ich do domu. Jednym z nich dowodził Jan Cornelisz Rijp, z którym rozstali się u wybrzeży Spitsbergenu.

W 1871 roku pochodzący z Tromsø norweski wielorybnik, kapitan Elling Carlsen odkrył na Nowej Ziemi pozostałości wzniesionego przez załogę Barentsa schronienia. W opuszczonym domu, w lufie muszkietu odnalazł spisany przez Gerrita de Veer dziennik z podróży i zimowania.

Willem Barents był dobrym dowódcą i bardzo doświadczonym żeglarzem, któremu załoga ufała bezgranicznie. Jego imieniem nazwano morze pomiędzy Spitsbergenem a Nową Ziemią przez które pod dowództwem Maćka Sodkiewicza płynie teraz załoga Barlovento II.

Na postoju przy cyplu Kanin Nos (Канин Нос) załoga przy pomocy przyjaciół z jachtu Lady Dana 44 podjęła kolejną próbę naprawy ładowania. Okazało się, że przywieziony z Polski zapasowy alternator nie pasuje do obejmy, w której powinien się zmieścić.
– „Ale chwila, chwila. Przecież jesteśmy polskimi żeglarzami. Jak to się nie da. Po kilku godzinach pracy przedstawicieli dwóch załóg w asyście agregatu prądotwórczego, wiertarki oraz flexa stworzyliśmy małe cudo. Alternator pasuje jak ulał.” – relacjonował Maciek – „ Za wcześnie jednak na sukces. Okazuje się, że problem tkwi gdzieś głębiej. Gdzieś w plątaninie nieoznakowanych kabli biegnących od ćwierć wieku w czeluściach Barlovento. I tego problemu nie jesteśmy w stanie pokonać.”

Niestety to już pewne, że własnymi siłami załoga nie jest w stanie naprawić instalacji elektrycznej jachtu i uruchomić ładowania. Twarda i doświadczona ekipa Sekstant Expedition idąc w ślady niezłomnego Willema Barentsa nie rezygnuje jednak ze swego celu – żeglugi ku Ziemi Franciszka Józefa.
– „Dopóki żeglujemy w dniu polarnym to oświetlenie wnętrza i światła nawigacyjne też nie będą nam prawie potrzebne. Mamy agregat, z którego możemy ładować akumulatory. Mamy 100litrów benzyny. (…) Wyłączamy wszystkie komputery, Navtexy, Ukfki i inne pożeracze prądu. Zostaje tylko wiatromierz, jeden GPS oraz papierowa mapa pisana cyrylicą, trójkąt nawigacyjny i ołówek.”

 

Bez zachodów słońca

9 lipca 2013

Barlovento II przekroczył koło podbiegunowe. Najbliższe tygodnie załoga spędzi w strefie dnia polarnego. To niesamowite wrażenie, kiedy tarcza słoneczna schodząc coraz niżej w kierunku morza, zamiera na chwilę w bezruchu tuż nad horyzontem, a potem zaczyna na powrót wznosić się ku górze.

-”Przekraczamy koło podbiegunowe i wpływamy w strefę dnia polarnego. Najbliższy zachód słońca planowany na 14 sierpnia. Czyli ten dzień potrwa 864 godziny. Coś czuje, że będzie długi i pełen wrażeń” – napisał Maciek***

 

Kierunek Północ

8 lipca 2013

– „W Archangielsku cumowaliśmy do budynku nadwodnego hoteliku z restauracją usytuowanego przy dworcu „morsko-rzecznym” (mморской речной вокзал). W restauracji odbywało się wesele i Młoda Para odwiedziła sąsiedni jacht „Alter Ego”, żeby zrobić sobie kilka zdjęć. Przejście w szpilkach po trapie „Piotra I” było niemałym wyzwaniem dla panny młodej 🙂 ” – napisał do nas wraca1ący do Polski Szymon.

Wczoraj na jacht dotarła reszta załogi 3 etapu. Dzień minął na robieniu zakupów, co jak się okazało nie było takie proste… „Wykupiliśmy cały zapas chleba razowego z dwóch najbliższych sklepów, a wciąż brakuje nam 30 bochenków. Wykupiliśmy także cały zapas kiszonej kapusty z targowiska 🙂 ” – napisał kapitan Maciek Sodkiewicz. Po uzupełnieniu prowiantu i zapasów wody przyszła kolej na tankownie paliwa. – „Czekamy na nie od rana. W końcu przyjeżdża busik. Właściciel otwiera drzwi i naszym oczom ukazują się dwa 1000 litrowe zbiorniki ropy. Tylko jak to przelać do jachtu? Rosjanin paląc spokojnie papierosa stwierdza, że jeśli mamy prąd to nie ma problemu. Wyciągamy z jachtu agregat. On spokojnie rozkłada na ziemi kawałek tektury, a na nim małą elektryczną pompę paliwową. No i działa 🙂 ”

W poniedziałek rano Barlovento II oddał cumy i wyruszył w kierunku Arktyki.

Jeszcze w delcie Dwiny okazało się, że alternator, który był naprawiany w trakcie etapu 2, nie pracuje właściwie. Do tej pory akumulatory były co jakiś czas podłączane do ładowania z lądu i napięcie na bateriach było wysokie. Teraz jednak załogę czeka 3 tygodniowy rejs bez możliwości podłączenia ładowania z zewnątrz, a zapas benzyny do agregatu jest ograniczony. Kapitan zaczyna dokładnie śledzić napięcie na akumulatorach – „Początkowo wskazuje 26,8V czyli jest nieźle. Jednak z godziny na godzinę napięcie spada. Ładowanie nie działa. Gdy tylko udaje się postawić żagle, zaglądamy do zęzy. Sprawdzamy kabel po kablu. Niestety alternator nie daje prądu. – napisał Maciek – „Dobrze, że wraz ze mną przyleciał zapasowy…

Dobra pogoda pozwoliła na chwilę wytchnienia od kolejnych problemów technicznych z jachtem. Wiało z południa, udało się więc postawić wielkiego spinakera w czerwono-białe pasy. Sto metrów kwadratowych żagla pociągnęło Barlovento II z prędkością 7 węzłów przez północne wody Morza Białego.

 

Przed nami Arktyka!

6 lipca 2013    

W piątkowe popołudnie członkowie wyprawy dotarli do położonego w rozległej delcie rzeki Dwiny Archangielska (Архангельск).
Osadnicy z Nowogrodu przybyli tu już w XII wieku, jednakże miejsce to nabrało szczególnego znaczenia dopiero w XVI wieku wraz z pojawieniem się na Morzu Białym zabłąkanego okrętu Edward Bonaventure. Angielski okręt pod dowództwem kapitana Stephena Borougha brał udział badawczej w ekspedycji z Londynu na daleką północ. Silny sztorm w rejonie Nordkappu oddzielił Edward Bonaventure od pozostałych dwóch okrętów biorących udział w wyprawie i pchnął go samotnie w kierunku Morza Barentsa, pod same niemal brzegi Nowej Ziemi, gdzie napływały z północy groźne masy arktycznego lodu. Richard Chancellor, który pełnił rolę nawigatora, wyprowadził bezpiecznie Edward Bonaventure na południowy zachód, przez wolne od lodów Morze Białe odkrywając w ten sposób północną drogę do rubieży Imperium Rosyjskiego u ujścia Dwiny.
W Archangielsku powstawać zaczęły liczne faktorie handlowe. Początkowo przybywali tu kupcy angielscy i holenderscy, a potem wielu kupców z innych zakątków Europy. Archangielsk stał się swoistym centrum rosyjskiego handlu zagranicznego, rósł w siłę jako wieloetniczny ośrodek miejski i jedyny duży port morski Imperium.
Piotr I zapragnął stworzyć w tym miejscu rosyjską flotę. Osobiście rozpoczął budowę morskiego okrętu handlowego Św. Paweł a także sam nadzorował powstawanie Twierdzy Nowodwińskiej mającej chronić Archangielsk przed działaniami zbrojnymi ewentualnych agresorów.

 

Sonostrov i małże

5 lipca 2013    

Przez parę dni załoga nie miała dostępu do internetu, bo udało się zrealizować nadprogramowy punkt trasy. Barlovento II zacumował w Sonostrov (Соностров), dawnej wsi Pomorców na zachodnim wybrzeżu Zatoki Kandałaksza (Кандалакшский залив).

Znajduje się tam baza rybołówstwa, prowadząca jedną z nielicznych w Rosji hodowli małży wykorzystywanych do celów spożywczych, a także – ze względu na właściwości lecznicze – w przemyśle farmaceutycznym.

 

 

Okrutny cień Siekiernej Góry
3 lipca 2013

– „Wyspy Sołowieckie (Соловецкие острова), największy archipelag na Morzu Białym, to miejsce gdzie historyczne kontrasty nabierają szczególnie silnego wydźwięku.” – napisał Paweł.

Pierwsze ślady osad ludzkich na Sołowkach pochodzą z III tysiąclecia przed naszą erą i wiązane są z pobytem koczowników, od których wywodzą się późniejsze plemiona Saamów. W XII wieku, w wyniku ekspansji osadników z północnych rubieży Republiki Nowogrodzkiej, na wyspach pojawiła się ludność słowiańska, trudniąca się głównie rybołówstwem. Trzysta lat później dotarli tam pierwsi mnisi, Sawwacjusz (Савватий) i German (Герман). W poszukiwaniu całkowitego odosobnienia opuścili oni wielki monastyr Wałaam, przebyli trudną drogę przez tajgę, przepłynęli przez Morze Białe a potem wznieśli pierwszy krzyż u wybrzeży Wielkiej Wyspy Sołowieckiej (Большой Соловецкий).

Zakładali swoje pustelnie w pobliżu najwyższego wzniesienia na wyspie, zwanego później Siekierną Górą (гора Секирная). Pewnego dnia w okolicy mniszych pustelni osiedlił się również karelski rybak wraz z żoną i dziećmi. Mnisi, skupieni na modlitwie i pracy, nie dostrzegli nowego sąsiedztwa, póki pewnego dnia nie usłyszeli krzyku dziecka. Sawwacjusz i German uznali, że krzyk pochodzić musi od diabła. Przerażeni modlili się o to, by Bóg odpędził złego. Modlili się nawet wówczas gdy zamiast demona znaleźli karelską kobietę. Legenda mówi, że następnego dnia rano, kiedy kobieta odprowadzała męża nad wodę, pod Siekierną Górą napotkała dwóch pięknych Aniołów odzianych w lśniące szaty, niosących ze sobą długie kije. Anieli pobili kijami kobietę i jej męża, każąc im jak najszybciej opuścić Sołowki, gdyż ziemia, na której próbowali się osiedlić jest poświęcona Bogu…

Karelscy rybacy zniknęli i choć trudno powiedzieć co tak naprawdę zdarzyło się wówczas na wyspie, to sama legenda dobrze naświetla napięte stosunki, jakie panowały między mnichami, a miejscową, wieloetniczną ludnością. W 1436 roku German sprowadził na Sołowki urodzonego we wsi Tołwuja (Толвуя), mnicha Zozyma (Зосима), który szukał miejsca na założenie klasztoru. Niewiele później wzniesiono trzy drewniane kościoły oraz refektarz, a na wyspę zaczęli ściągać kolejni mnisi. Zozym, jako ihumen sołowieckiego klasztoru, poświęcał się ascezie i prowadził niezwykle surowy tryb życia. Miał on być obdarzony darem jasnowidzenia – przewidział między innymi śmierć sześciu bojarów, którzy wcześniej utrudniali funkcjonowanie monastyru…

Klasztor rozrastał się i stawał się coraz bardziej wpływowy. Pod koniec XVI wieku wzniesiono kamienne mury i bastiony, dzięki czemu sołowiecki monastyr nabrał znaczenia militarnego jako potężna twierdza, a w krótkim czasie także jako okrutne więzienie dla wrogów cerkwi i caratu.

Nieopodal cel, w których torturowano więźniów, mnisi spokojnie hodowali warzywa i owoce.
– „Ciepła woda, służąca do topienia wosku w przy produkcji świec spływała potem rurami do osłoniętej od wiatru doliny. Pod Siekierną Górą (to przecież tylko krok od koła podbiegunowego!) wyrosły więc dorodne pomidory, arbuzy, melony i brzoskwinie!” – opisywała ogród załoga.
W XIX wieku założono tu Ogród Botaniczny, do którego mnisi sprowadzali ozdobne drzewa i krzewy z różnych zakątków świata: syberyjskie cedry, himalajskie róże, wiśnie z Pensylwanii, lipy czy platany.

Wkrótce po rewolucji w 1920 roku zamknięto monastyr, duchownych uwięziono a ostatniego ihumena spalono żywcem. Wokół sołowieckiego Kremla założono pierwszy w Związku Radzieckim eksperymentalny obóz pracy SLON (Соловецкий лагерь особого назначения).

W przepięknej scenerii Ogrodu Botanicznego, wśród wypielęgnowanych drzew i pachnących kwiatów, zamieszkał jeden z naczelników SLON-u. Naczelnik kochał naturę. Z jego polecenia sprowadzano nowe gatunki roślin, dosadzano drzewa i budowano szklarnie.. Jednocześnie rozkazom tego samego człowieka podlegał straszliwy karcer urządzony w dawnej cerkwi na szczycie Siekiernej Góry.

– „Na Siekierną Górę wchodzi się po drewnianych schodach liczących 365 stopni. Tutejsza legenda mówi, że wdrapującym się na nie mnichom, Bóg wybaczał po jednym przewinieniu za każdy przebyty stopień albowiem ich natura była ułomną i grzeszyli codziennie.” – napisał Paweł.
Kilkaset lat później Naczelnik, który troskliwie opiekował się Ogrodem, kazał przywiązywać więźniów do drewnianych bali i strącać ich ze szczytu Góry aby ginęli od doznanych obrażeń. W zimie zostawionych na mrozie skazańców kazał oblewać wodą. Latem nakazywał zostawiać nagich więźniów w lesie na żer komarom, a potem wracał do domu i odpoczywał siedząc w łagodnym cieniu stuletnich syberyjskich cedrów..

 

Morze Białe

1 lipca 2013  

 

Nasza załoga dotarła już na Wyspy Sołowieckie.

– „Przejście z Biełomorska było bardzo przyjemne. Jacht świetnie radzi sobie na morzu bez problemu pokonując fale. Szliśmy jednym halsem pod bezanem, grotem i genuą, pełnym bajdewindem ze średnią
prędkością 8-9 węzłów, przy wietrze ponad 20 kt i stanie morza 4B.” – napisał Szymon

Morze Białe to przedsmak Arktyki. Głęboko wcięte w ląd północnej Europy obejmuje swym zasięgiem cztery wielkie zatoki oraz liczne mniejsze, przy lejkowatych ujściach rzek spływających z karelskiej tajgi. Stanowi część Oceanu Arktycznego a od Morza Barentsa oddziela je tylko umowna granica..

Pozdrawiamy serdecznie!”

 

Droga przez tajgę

30 czerwca 2013

 

W sobotę o 15.00 załoga 2 etapu Sekstant Expedition przeszła przez 18 śluzę.

– „Zacumowaliśmy przy betonowej kei na przedmieściach Białomorska (Беломорск), by załatwić wszystkie formalności związane z pokonaniem Kanału” – napisał Szymon – „Nasz kapitan ma dzisiaj imieniny. Z tej okazji przejął kambuz na czas obiadu i podał pyszne klopsiki z dzika!”

– „Pogoda nam się zmieniła. Nareszcie trochę chmur i chłodu. Pojawił się też wiatr. Na jutro podobno zapowiadają 20 węzłów z południa. W końcu sobie pożeglujemy! W Białomorsku zostajemy do jutra. O 10 rano ruszamy w stronę Sołowek”.

Ale po drodze jeszcze ostatnia śluza Kanału Bałtycko-Białomorskiego – drogi wodnej o długiej i bardzo trudnej historii…

Pomiędzy północnym brzegami jeziora Onega a południowym wybrzeżem Morza Białego rozciąga się obszar porośnięty dziką tajgą, usiany setkami malowniczych jezior, strumyków i rozległych torfowisk. Przez karelskie bagna do brzegów Morza Białego już w XVI wieku przeprawiali się pielgrzymi w drodze do potężnego monastyru na Sołowkach. W geograficznym opisie Rosji („Книга Большому Чертежу”) wykonanym w drugiej połowie XVI wieku z rozkazu cara Iwana Groźnego, dwukrotnie potem aktualizowanym, Ścieżka Biełomorska (Беломорский путь) opisana jest całościowo, wraz z odległościami pomiędzy poszczególnymi rzekami i jeziorami.

W czasie Wielkiej Wojny Północnej pomiędzy Szwecją a Rosją car Piotr I postanowił wykorzystać stary szlak przez karelską tajgę by przerzucić swoje siły zbrojne z Archangielska w rejon Onegi i Ładogi. Z rozkazu cara 5 tysięcy chłopów w niespełna miesiąc budowało drogę wycinając podmokłe lasy i wznosząc mosty przez rzeki i rozlewiska. W sierpniu 1702 roku wojska rosyjskie pod dowództwem samego Piotra I przeszły powstałym traktem do Powińca (Повенец) i dalej w kierunku Ładogi.

Istnieją przekazy mówiące, że lądową drogą wśród bagien miały być też przetransportowane dwie niewielkie rosyjskie fregaty wybudowane w Archangielsku: Duch Święty (Святой Дух) i Kurier (Курьер), które miały wesprzeć wojsko zdobyciu szwedzkich twierdz.
Badania archiwalne nie potwierdzają transportu statków przez tajgę, jednak właśnie pod koniec 1702 roku Piotr I przeprowadził decydującą ofensywę w rejonie Ładogi zdobywając twierdzę Noteburg (Oreszek/Schlisselburg) i otwierając sobie drogę ku Newie.
Dziś co roku 18 sierpnia odbywa się w Powińcu międzynarodowy festiwal historyczno-rekonstrukcyjny odtwarzający tamte wydarzenia.

W XIX początkach XX wieku wielokrotnie próbowano opracować projekt budowy drogi wodnej łączącej Onegą z basenem Morza Białego. W 1900 roku projekt autorstwa profesora Timanova uzyskał nawet duże uznanie na paryskiej Exposition Universelle, jednakże wszystkie warianty konstrukcji kanału były odrzucone przez rząd carski ze względu na ich wysokie koszty.

W 1930 roku decyzję o budowie kanału podjął Józef Stalin. Kanał miał powstać w ciągu 20 miesięcy przy założonej minimalizacji kosztów budowy. Zamiast stali i żelbetowych konstrukcji użyto więc drewna z karczowanych lasów obwodu archangielskiego, a zamiast maszyn wykorzystano katorżniczą pracę więźniów Biełbaltłagu (Беломорско-Балтийский исправительно-трудовой лагерь). Prawie 300 tysięcy więźniów politycznych, inteligentów, kułaków, kryminalistów i wrogów partii osadzonych w łagrach pośród karelskiej tajgi, przy głodowych racjach żywnościowych realizowało szalone przedsięwzięcie Stalina. Gotowy kanał okazał się być jednak zbyt płytki by z Bałtyku na Morze Białe mogły nim przepływać duże okręty wojenne armii radzieckiej. Według relacji naocznych świadków wizytujący w lipcu 1933 roku ukończoną budowę Stalin miał powiedzieć, że mały i wąski kanał jest „zupełnie bezsensowny i bezużyteczny”..

– „Z Biełomorska wyszliśmy z typowo rosyjską punktualnością o 13.00, zamiast o 10.00. Na pamiątkę przejścia kanału dostaliśmy od Rosjan z zaprzyjaźnionego jachtu Briz, z którym śluzowaliśmy się burta w burtę, butelkę wódki Biełomorkanał. Zastrzegli jednak, że jest to jedynie
pamiątka do postawienia na półce – picie może grozić poważnymi następstwami 🙂 ”

Ósme Wrota

28 czerwca 2013

 

Dziś w nocy jacht Barlovento II minął porośnięty lasem skalisty płaskowyż, stanowiący najwyżej położoną część Kanału Bałtycko-Białomorskiego – skalny grzbiet rozdzielający Zlewnię Bałtyku od Zlewni Morza Białego.
Załoga zakotwiczyła przed najkosztowniejszym urządzeniem całego Kanału: dwukomorową śluzą nr 8 (Шлюз 8). Za nią rozpościera się już piękne jezioro Matko (Маткозеро).

– „Jezioro bajkowe – mnóstwo wysepek porośniętych brzozami. Wieje jednak wiatr i kapitan wyznaczył wachty kotwiczne. W śluzowaniu powoli dochodzimy do wprawy, pod koniec kanału będzie już perfekcja. – napisał Szymon – „Mamy wyruszyć o 5 rano..”

Do zamykającego Kanał Biełomorska (Беломорск) pozostało jeszcze 195 km i 12 śluz. Północny stok Kanału biegnie wzdłuż połączonych ze sobą długich jezior, wyprostowanych koryt rzecznych i sztucznych kanałów. Różnica w poziomie wody na tym odcinku wynosi 103 m.

 

 Drewniane skarby Kiży

 

26 czerwca 2013

We wtorek wieczorem załoga Barlovento II dotarła do Kiży, najważniejszej wyspy karelskiego Zaonieża, położonej w malowniczej grupie wysp zwanych Kiżskimi Szkierami. Zaonieże to historyczna kraina, której kultura od średniowiecza stanowiła unikatową mieszankę elementów słowiańskich i ugrofińskich z silnym wpływem tradycji ruskiego Nowogrodu. Nazwa wyspy pochodzi z języka Karelów, w którym słowo „kiża” znaczyło tyle co „zabawa” lub „taniec”.
W ciągu dnia ekipa zwiedziła znajdujący się na wyspie skansen, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, w którym skupiono między innymi najpiękniejsze zabytki drewnianej architektury sakralnej w stylu staroruskim, którego korzenie sięgają Rusi Kijowskiej.

Skansen zaczęto tworzyć tuż po zakończeniu II wojny światowej. Obecnie całość chronionego obszaru zajmuje około 10 tys. hektarów powierzchni i obejmuje 87 zabytków tradycyjnej, drewnianej architektury ludowej datowanej na XIV – XX w.

Największą atrakcją jest kompleks świątyń z XVIII–XIX w, składający się ze zwieńczonej przepiękną piramidą 22 kopuł cerkwi Przemienienia Pańskiego, cerkwi Opieki Matki Boskiej o 9 kopułach, namiotowej dzwonnicy z XIX wieku i ogrodzenia z bierwion.
Wzniesiona w 1714 roku Cerkiew Przemienienia Pańskiego (Церковь Преображения Господня) jest najsłynniejszą budowlą w skansenie i stanowi symbol zarówno wyspy Kiży, jak i całej Karelii. Wewnątrz cerkwi podziwiać można rzeźbiony ikonostas z 1770 r. złożony ze 104 ikon.

– „Jest naprawdę piękna! Z wyjątkiem osikowych łusek pokrywających kopuły, cała ta 37 metrowej wysokości konstrukcja (wzniesiona z 2,5 tysiąca drewnianych bali) wykonana została bez użycia gwoździ! To niesamowite.. – napisała załoga – „W przyszłym roku cerkiew obchodzi 300 lecie swojego istnienia i powoli dobiegają końca prowadzone od lat prace konserwatorskie, w trakcie których wymieniono około 20% oryginalnych drewnianych elementów budynku. Mówi się, że Cerkiew Przemienienia Pańskiego to „łabędzi śpiew” rosyjskiej szkoły architektury drewnianej, która w początkach XVIII wieku osiągnęła najwyższy poziom rozwoju w całej swej historii.”

Cerkiew Przemienienia została ona zbudowana jako „chłodna” świątynia na lato. Pół wieku później obok niej wzniesiono ogrzewaną w zimie, tzw.”ciepłą” komórkową cerkiew Opieki Matki Boskiej (Покровская церковь), zwieńczoną dziewięcioma kopułami podobnymi do tych, zdobiących cerkiew Przemienienia. Ikonostas tej cerkwi, zniszczony w XIX wieku, odtworzono po II wojnie światowej umieszczając w nim 44 ikony z XVII – XIX w sprowadzone z różnych miejsc Zaonieża.

Poza głównym kompleksem na wyspie zobaczyć można przywiezioną z Monastyru Muromskiego na wschodnim brzegu jeziora Onega Cerkiew Wskrzeszenia Łazarza, a także zespół budynków świeckich z XIX i początku XX wieku.
Po obejrzeniu skansenu flotylla „AR80″ urządziła paradę żagli na tle zabytkowych cerkwi. Oczywiście nie obyło się bez kłopotów technicznych 😉 tym razem na szczęście drobnych.

– „Mieliśmy problem z rolerem genui, dlatego na większości zdjęć zamiast niej stoi kliwer. Później był czas na kąpiel w zatoczce i popływanie pontonem Nord Boat 🙂 Załoga umyta, jacht przewietrzony.” – napisał Szymon – „W dalszej drodze chłopaki wciągnęli mnie na maszt, żeby zdiagnozować problem z genuą, a przy okazji zrobiłem zdjęcia jachtu z góry i zapierającego dech widoku na naszą flotyllę..”
Wieczorem jacht stanął w miejscowości Tołwuja (Толвуя), jakieś 20 mil od Powińca (Повенец) i wejścia na Kanał Bałtycko-Białomorski..

Mosty na Svirze i tajemnice Biesov Nos

24 czerwca 2013

Pierwszy most na rzece Svir znajduje się w miejscowości Łodejnoje Pole (Лодeйное Пoле) założonej w 1702 roku z polecenia cara Piotra I, który w tym miejscu rozpoczął budowę Rosyjskiej Floty Bałtyckiej.
Załogi płynących we flotylli jachtów bardzo starały się zdążyć na planowane w piątek o 14.30 lokalnego czasu (1030 UTC) otwarcie mostu.

– „Milę przed mostem dostaliśmy tylko lakoniczną informację: „most otwierają o 23.00, wiec kotwiczymy”. Eee… Ale dlaczego? „Bo jest za ciepło” padła ….Hmm.. 😐 Potem okazało się, że gdy temperatura przekracza 30°C most nie może zostać otwarty ze względu na właściwości wytrzymałościowe materiałów. Więc most będzie otwarty wtedy, kiedy będzie otwarty.. w Rosji wszystko polega na czekaniu.. 🙂 ” – relacjonowała Małgosia.

Niestety w miejscowości Łodejnoje Pole nie ma przystani, więc przed mostem jachty na kilka ładnych godzin stanęły na kotwicy. Załoga Barlovento II wykąpała się w rzece oraz zrzuciła na wodę czerwone kajaki, które dostaliśmy od firmy Aquarius – „Pływanie po rzece kajakiem jest znacznie łatwiejsze niż jachtem morskim! 🙂 ” – śmiała się Pani Kapitan.

Ze zdrowiem Małgosi nie jest najlepiej. Jest bardzo osłabiona i powrót do Polski staje się coraz bardziej palącą sprawą. W prowadzeniu jachtu pomaga jej oczywiście cała załoga, ale teraz towarzyszyć jej będzie także Paweł Ołdziej, jeden z członków załogi Lady Dana 44. Paweł bardzo pomaga Małgosi, a po jej wyjeździe z Petrozavodska poprowadzi on Barlovento II do Archangielska, na metę 2 etapu.

Most zaczął się otwierać dopiero o 23.50 czasu lokalnego (1950 UTC). Potem konieczne było jeszcze przeprawienie się przez masywną śluzę w Svirstroj (Свирьстрой), pokrytą socrealistycznymi płaskorzeźbami, oraz przejście pod mostem w Podporożu (Подпороoжье). Tam niestety załoga również musiała odczekać swoje..

– „Łącznie opóźnienie związane z przeprawami wyniosło ponad 10 godzin, a my musimy być w poniedziałek w Petrozavodsku, żebym mogła zdążyć na samolot.. Będziemy się bardzo spieszyć!” – pisała Małgosia, dla której brak możliwości powrotu do Polski byłby katastrofą.

Za Podporożem na Svirze nie ma już mostów. Kolejny przejazd przez rzekę możliwy jest prawie 100 kilometrów dalej, gdzie w miejscowości Vozniesienie (Вознесенье) funkcjonuje przeprawa promowa. Sama osada powstała dopiero w XIX wieku kiedy otwarto łączący Wołgę z Newą Maryjski System Kanałowy i wejście na rzekę Svir nabrało strategicznego znaczenia.

– „W miasteczku nie ma zbyt wiele. Jest lokalna tancbuda i sklep spożywczy, gdzie ciągle używa się drewnianych liczydeł. Spacerując wgłąb Vozniesienia spotkać można różne okruchy dawnej radzieckiej rzeczywistości. Między bujnymi krzakami stoi sobie zaniedbane popiersie Lenina ustawione na stosie jego dzieł…”

Na jacht dotarła w końcu nadana z Polski paczuszka zawierająca nowy regulator napięcia, a więc istnieje szansa że już niedługo na jacht wróci ładowanie 🙂 W niedzielę o 12.00 (0800 UTC) załoga Barlovento II oddała cumy, podniosła żagle i wypłynęła z Vozniesienia w kierunku Biesov Nos.

25 czerwca 2013

Dzięki dobrej pogodzie następny odcinek trasy udało się szybko pokonać na żaglach i w poniedziałkowe południe Barlovento II stał już po drugiej stronie Onegi, przy cyplu Biesov Nos (Бесов Нос). W przeciwieństwie do piaszczystego wybrzeża Ładogi, północno-zachodnie brzegi drugiego z wielkich rosyjskich jezior są skaliste i silnie urzeźbione.

W roku 1848 Constantin von Grewingk, estoński geolog i konserwator zbiorów mineralogicznych Carskiej Akademii Nauk w Sankt Petersburgu przyjechał do Guberni Ołonieckiej w celach badawczych. I oto w jednej z wsi nad Onegą usłyszał on historię o „diabelskich znakach” na przylądku Biesov Nos. Odkrył wówczas wyrzeźbione płytkimi rytami naskalne rysunki przedstawiające ptaki, ryby, sceny myśliwskie a także różne znaki być może odnoszące się do solarnej i lunarnej symboliki.

Nie wiadomo kto wyrzeźbił „diabelskie znaki” w granitowych skałach. Dziś po rozpoznaniu archeologicznym wiadomo tylko, że analogiczne petroglify występują także na skalistych wyspach Onegi, a także na południowych brzegach i niektórych wyspach Morza Białego. Te swoiste dzieła sztuki łączone są z neolitycznym osadnictwem Karelii i datowane w szerokich ramach na 4000-2000 lat przed naszą erą.

– „Morskie i leśne zwierzęta, ptaki wodne, postacie ludzkie, łodzie, łuki, strzały, harpuny.. schowane w ustronnych miejscach, znajdują się bardzo blisko wody. Tak blisko, że może się wydawać, iż wszystkie te tajemnicze istoty właśnie wyszły z głębi jeziora. Niektóre obrazy ukryte są także pod wodą..” –

Na wybrzeżach Onegi odkryto do dziś ponad osiemset naskalnych figur i symboli, a na wybrzeżach Morza Białego ponad 2 tysiące. Tajemnicze petroglify z Biesov Nos prawdopodobnie odzwierciedlają religijne i mitologiczne koncepcje pierwotnych mieszkańców Karelii, którzy w ten sposób porządkowali i definiowali świat wokół siebie.

Barlovento II zacumował w przystani jakieś 7 km od miasta. We wtorek rano załoga odstawiła Małgosię na samolot. Pożegnali się serdecznie, życząc Pani Kapitan jak najszybszego powrotu do zdrowia i ekipa wróciła na jacht. Najważniejszą rzeczą jaką trzeba było teraz wykonać, to wymiana feralnego regulatora…
– „Trochę z tym było zachodu, ale ostatecznie udało się! Jest! I działa!” – cieszyła się załoga – „Komfort żeglugi znacznie się teraz zwiększy 😉 ”

W słoneczne popołudnie jacht, już pod dowództwem Pawła, wypłynął w kierunku wyspy Kiży, gdzie znajduje się wpisany na listę UNESCO kompleks cerkiewny.

Podróż w górę Newy i pierwsze problemy

Po uroczystym rozpoczęciu międzynarodowych regat „Adventure Race 80 dg” będących częścią naszej wyprawy, w nocy z niedzieli na poniedziałek załoga 2 etapu wyprawy wyruszyła w górę Newy. Każdy z jachtów dostał na pokład rosyjskiego pilota, który towarzyszył załodze w czasie przejścia przez Petersburg.

Mosty na Newie otwierają się tylko tylko w godzinach do 00.30 do 02.00. Otwierają się na krótko w odpowiedniej kolejności. Tak, aby jak najmniej utrudniać życie mieszkańcom miasta i jednocześnie przepuścić cały ruch płynący z Bałtyku przez wielkie rosyjskie jeziora i dalej przez Wołgę do Moskwy i z powrotem.

„Pod mostami prąd rzeki stawał się silniejszy i konieczne było bardzo uważne manewrowanie jachtem. Jednocześnie mijaliśmy pięknie podświetlone pałace, a także słynną Aurorę” – relacjonowała Małgorzata. Nad ranem pilot opuścił pokład jachtu i Barlovento II mógł dalej żeglować samodzielnie. – Przez cały dzień zmagaliśmy się z prądem rzeki, który w kulminacyjnych momentach dochodził nawet do 5 węzłów..

Krótko po tym, kiedy jacht zostawił za sobą światła metropolii i wpłynął na wody wewnętrzne bezkresnej i dzikiej Rosji, zaczęły się pierwsze problemy. W pobliży wyjścia na Ładogę posłuszeństwa odmówił alternator i jacht został pozbawiony możliwości ładowania akumulatorów z silnika. Załoga ma na pokładzie agregat prądotwórczy firmy Pezal, jednak nie można polegać na jednym tylko źródle prądu przez całą dalszą drogę w Arktykę.

Udało się bezpiecznie zacumować w miasteczku Schlisselburg w pobliżu Twierdzy Oreszek. Następnie z nieodległego wciąż Petersburga ściągnięto mechanika, który zabrał alternator do naprawy.
Już wydawało się, że załoga może spokojnie wykorzystać czas postoju w Schlisselburgu na zwiedzanie twierdzy, kiedy pojawiło się kolejne nieszczęście.

Tym razem odmówiło posłuszeństwa zdrowie Pani Kapitan. Małgorzata dostała wewnętrznego krwotoku jelit, który sygnalizuje nawrót dawno zaleczonej choroby.
Natychmiast zażyła odpowiednie leki i czekamy na reakcję jej organizmu. Nie wiemy niestety, czy stan zdrowia Pani Kapitan pozwoli na dalsze prowadzenie jachtu.

Załoga czeka więc już nie tylko na naprawę alternatora, ale także – a może przede wszystkim – na poprawę zdrowia Pani Kapitan. Trzymajcie kciuki za jedno i drugie!

Po wyjściu z Polski, na sam początek, załoga I etapu wyprawy dostała nieźle w kość. Początkowo północny sztorm przytrzymał s/y Barlovento II przy polskim wybrzeżu. Ostatecznie decyzję o wyjściu w morze Kapitan Małgorzata Czarnomska podjęła we wtorek, jednak rozbudowana stroma fala i wciąż silny wiatr hamowały idący cała naprzód jacht, a załodze doskwierała choroba morska. Warunki były tak ciężkie i wyczerpujące, że Kapitan zawinęła po drodze do Helu, aby załoga mogła wyspać się i odpocząć. Po krótkiej regeneracji sił oraz zebraniu kolejnych prognoz pogody jacht wypłynął w morze na zarefowanych żaglach. Pogoda uspokajała się i zaczęło świecić słońce. Załoga zdjęła refy i płynęła spokojnie… dopóki nie dopadł ich rosyjski krążownik… „niemalże otarliśmy się o granicę wód terytorialnych naszych wschodnich braci. „Na zapad, iditie na zapad” i tyle. I weź tu, człowieku, nawiguj dokładnie, jak Rosjanie i tak wiedzą lepiej…” – relacjonuje Małgorzata.

 

Pierwsza relacja z pokładu Barlovento II

Dalej, w kierunku Liepaji żegluga przebiegała dość komfortowo. Jakieś 10 mil przed Liepają drastycznie spadła widzialność. Zamglenie było tak duże, że łotewskie służby nakazały poczekać z wejściem do portu na poprawę widzialności. „Całą noc spędziłam z oczami utkwionymi w zielone koła i plamki radaru (jak cudownie, że jest!)” – pisała Pani Kapitan. Mgła rozrzedzała się i ostatecznie s/y Barlovento stanął w Liepaji około 10.00, a załoga odetchnęła z ulgą. Jacht został sklarowany, załoga wzięła prysznic i zjadła porządny obiad. Została jeszcze jedna ważna rzecz – tankowanie… „Polak potrafi! 6 kanistrów po 25 litrów, wózek z hipermarketu sztuk trzy i czterech dzielnych marynarzy oraz trzy wycieczki na stację benzynową załatwiły temat”.
Dziś w nocy jacht wyszedł z Liepaji i podąża w kierunku Tallina.

Informacje o wyprawie dostępne na stronie: http://rosyjska-arktyka.pl/
 

Komentarze