Szukając czegoś w swoim dziennikarskim archiwum natrafiłam na tę kopertę z pocztówką w środku. Została wysłana z wyspy Robinsona Crusoe. Korespondencja pochodzi od kapitana Macieja Krzeptowskiego, który w lipcu 2000 roku był na tej wyspie. Przypłynął tam wraz z Ludomirem Mączką na „Marii”, która odbywała drugą wokółziemską podróż.
Na kopercie są pieczątki z „Marii” , stempel z wyspy, stempel ze słowem PAQUEBOT i … polski znaczek. Konwencja Wiedeńska Światowego Związku Pocztowego z 1964 roku zezwala żeglarzom i marynarzom na wysyłanie listów ze znaczkami kraju, którego banderę nosi ich jednostka. Ale aby taka przesyłka była ważna, konieczny jest stempel PAQUEBOT, NAVIRE lub Posted of the High Seas, czyli wysłane z dalekich mórz oraz stempel jednostki. Takie przesyłki, gdy dotrą do adresata są nie tylko pamiątką, ale i gratką dla kolekcjonerów.
Maciej Krzeptowski w imieniu załogi „Marii” przesłał pozdrowienia dla redakcji „Głosu” oraz Czytelników. „… Wyspa jest piękna, żyje legendą i historią, a zarabia łowiąc langusty…”
W jakiś czas potem przeprowadzałam wywiad z panem Maciejem właśnie o wyspie, o Robinsonie i o książce Daniela Defoe „Przypadki Robinsona Crusoe”. Czytał ją w młodości, a potem przed żeglarską wyprawą dookoła świata na jachcie „Maria”. Nie przypuszczał, że kiedyś znajdzie się na tej wyspie. A stali tam aż trzy tygodnie. Był czas na zwiedzanie i zapoznawanie się z jej historią. Wyspa leży na Oceanie Spokojnym, w należącym do Chile archipelagu Juan Fernandez i kiedyś nosiła nazwę Mas a Tierra. Ma 18 km długości i od jednego do pięciu kilometrów szerokości.
Robinson Crusoe istniał naprawdę i nazywał się Alexander Selkirk. Był oficerem na angielskim statku ”Cinque Ports”. Był rok 1704, Selkirk miał 27 lat. Nie wiadomo dlaczego kapitan zostawił go na bezludnej wyspie Mas a Tierra.
„Być może za niesubordynację – uważa Maciej Krzeptowski. – Oficer zabrał ze sobą przyrządy nawigacyjne, nóż, maczetę, kociołek, woreczek tytoniu i Biblię. Na tej wyspie spędził cztery lata i cztery miesiące. Odżywiał się owocami i kozim mlekiem. Walczył ze szczurami. Stworzył własne gospodarstwo. Zabrany przez jeden ze statków wrócił do Anglii i tam chętnie opowiadał o swoich przeżyciach na wyspie. Jego przygody opisał znany ówczesny literat Daniel Defoe. Ale ubarwił i udramatyzował losy rozbitka. Akcję przeniósł na Morze Karaibskie, na wyspę Tobago, wymyślił ludożerców i Piętaszka. Stąd w książce „Przypadki Robinsona Crusoe” mamy palmy, piaszczystą plażę…”
Z opisu kapitana Krzeptowskiego wynika, że wyspa Robinsona Crusoe jest wulkaniczna i nie ma piaszczystych plaż. Nie ma też dzikich kóz, za to zmorą są dzikie króliki. Zdumiewa bogactwem roślin, z czego większość to endemity występujące tylko na tej wyspie. Od 1935 roku wyspa jest uznana za park narodowy. W jedynej osadzie o nazwie San Juan Bautista mieszka ponad 500 osób. Raz na dwa tygodnie przypływa statek z zaopatrzeniem.
„…Mieszkańcy utrzymują się z połowów dużych langust i turystyki – opowiadał pan Maciej. – Bardzo dbają o czystość wyspy. Co tydzień odbywa się palenie śmieci, a te które mogą być poddane recyklingowi wywozi się na kontynent. Na wyspie jest niewielkie muzeum, w którym znajdują się książki „Przypadki Robinsona Crusoe” wydane w różnych krajach i w różnych językach…”
Z wyspy Robinsona Crusoe „Maria” popłynęła na Markizy…
Krystyna Pohl
Za zgodą: http://mojalasztownia.pl/