Małym jachtem z dziećmi – rodzina Stodulskich

0
1097

Rodzina Stodulskich znana jest z realizacji swojego rejsu „Sputnikiem dookoła świata”. Rejs Shipmanem 28 rozpoczęli z Polski w kwietniu 2014 roku. W momencie wyruszania wiedzieli, że będą musieli zmienić swoje plany i zwolnić tempo – okazało się, że rodzina się powiększy. O pływaniu i mieszkaniu z bobasem na jachcie rozmawiałam z Karoliną i Mateuszem na początku tego roku, kiedy to zakończyli „europejski” etap rejsu – Karolina z synem wróciła do Polski, a Mateusz samotnie przepłynął przez Atlantyk.

W Polsce żeglowanie z małym dzieckiem budzi mieszane emocje, chyba w większości negatywne – co słyszeliście przed wylotem do Mateusza, a z jakimi reakcjami na pływanie z niemowlęciem spotkaliście się na Morzu Śródziemnym?

Karolina: W Polsce żeglowanie z małym dzieckiem jest jeszcze mało popularne ale spotykane. Ale tu chodziło o żeglowanie z niemowlakiem na małym jachcie. Oczywiście budzi mieszane emocje. Spotkałam się z opinią nieodpowiedzialnej mamy. Jednak wszystkie negatywne opinie słyszałam od osób, które nigdy wcześniej nie żeglowały i może nie potrafiły sobie tego wyobrazić. W większości jednak były to opinie pozytywne. Na Morzu Śródziemnym spotkaliśmy również kilka rodzin, z którymi mogliśmy wymienić doświadczenia lub zasięgnąć opinii, bo nie ma jednego przepisu jak powinno się to zrobić. Każda rodzina działa instynktownie i najważniejsze – bezpiecznie. Czas spędzony na Morzu Śródziemnym uważam za niezłą naukę i wierzę, że doświadczenie tam zdobyte wykorzystamy w najbliższym czasie.

Jacht nie był pierwotnie przystosowany do pływania rodzinnego. Jak dostosowaliście Sputnika do nowej sytuacji? Czy były zmiany które wprowadziłeś, a okazały się zupełnie niepotrzebne ?

Mateusz: Tak naprawdę nie było potrzeby wykonywania jakichś poważnych przeróbek na jachcie. Innowacją było zastosowanie podwieszanego hamaka ze sztywnym dnem, który uszyła babcia Bruna według mojego pomysłu, a ja wkręciłem dwa haczyki tuż pod sufitem kabiny by go powiesić. Hamak mógł on swobodnie bujać się w osi jachtu, ale częściej rozciągaliśmy go na małej koi, tworząc wysoki kojec, z którego bobas nie mógłby wypaść. W ramach drobnych przeróbek pozakładałem siatkę na jaskółki, z których na przechyłach mogły wypadać jakieś drobne przedmioty. Prawie zupełnie niepotrzebne okazało się nosidełko plecakowe, którego synek nie polubił. Z kolei hitem jest cały czas elastyczna miska z Ikei używana jako wanienka do kąpieli. W zimnych miesiącach grzaliśmy wodę na kuchence i mogliśmy zawsze wykapać w niej bobasa, a w czasie upałów wypełniona wodą służy Brunowi za najlepszy plac zabaw.

A jakie miałeś obawy przed przylotem na pokład Karoliny z Brunem?

To było prawie rok temu i niespełna rok od startu naszego rejsu dookoła świata w maju 2014. Umówiliśmy się, że Karolina doleci na jacht w połowie marca 2015. Bobas miał mieć wtedy ok. 5 miesięcy. Próbowałem w tym czasie zimowego żeglowania małym jachtem po Morzu Śródziemnym z przyjaciółmi i na miejsce lądowania rodziny wybraliśmy Neapol. Obaw było całe mnóstwo! Bruno jest naszym pierwszym dzieckiem, a w najbliższej rodzinie też nie mieliśmy od kogo się nauczyć opieki nas nowym człowiekiem. Nawet w warunkach domowych było to dla nas całkiem nowe wyzwanie, ale postanowiliśmy mimo wszystko spróbować żeglowania we troje na niespełna 9 metrowym jachcie. Przede wszystkim obawiałem się o zdrowie malucha. Żeglowanie o tej porze roku na południu Europy nie jest wcale takie proste jakby się mogło wydawać. Temperatury nocne w okolicach 6 stopni nie są tam niczym niezwykłym, a Sputnik II nie posiada niezależnego ogrzewania. Bałem się, że się chłopak przeziębi na dzień dobry i przerwiemy ten eksperyment po pierwszej wizycie u lekarza. Dzień po wylądowaniu Karoliny i Bruna w Neapolu na Wezuwiuszu spadł śnieg, ale bobas spał jak zabity w swojej koi opatulony w gruby śpiworek i nic nie robił sobie z niskich temperatur. Odpukać w niemalowane, ale jak do tej pory nie mieliśmy żadnych problemów ze zdrowiem syna. Uważamy, że to zasługa długiego karmienia piersią i życia na świeżym powietrzu.

Kolejne poważne obawy miałem o finanse przedsięwzięcia. Urlop macierzyński Karoliny gwarantował co prawda przez pewien czas dopływ drobnych, ale stałych pieniędzy, ale nie były one wystarczające w naszej sytuacji. Zewnętrznych środków prawie nie było, nie licząc drobnych honorariów za cykliczne publikacje, więc skierowaliśmy dziób jachtu w stronę Grecji, gdzie była szansa na tanie żeglowanie i zarobek w sezonie letnim. Plan sprawdził się w 100%. Grecja jest rajem dla żeglarzy chcących zaoszczędzić na marinach, a praca w roli skippera jachtów czarterowych dała mi możliwość zarobienia i odłożenia pieniędzy na kolejne miesiące rodzinnej włóczęgi.
Początkowo nie byłem też pewien, czy uda nam się w ogóle zmieścić z dzieckiem i jego gratami na naszej łajbie. Szybko jednak nauczyliśmy się jakoś sobie z tym radzić. Problem braku przestrzeni i ciasnoty pojawiał się jednak za każdym razem podczas dłuższych przelotów przekraczających 3 doby żeglugi, więc nie zdecydowaliśmy się na wspólny przeskok przez Atlantyk. Ten etap rejsu pokonałem sam. Karolina doleciała do mnie samolotem i teraz, będąc już na Martynice podejmuję się różnych drobnych zleceń by jak najszybciej zarobić na większy jacht, który pozwoli nam swobodnie pożeglować dalej.

Jak minął Wam ten czas? Karolina, jakie miałaś obawy przed wylotem (w końcu Bruno miał zaledwie kilka miesięcy) i czy się potwierdziły?
Karolina: Czas spędzony na Sputniku był wyjątkowy. Byliśmy bardzo szczęśliwi z tego, że nam się udaje. W końcu byliśmy razem i spełnialiśmy swoje marzenia. Oczywiście miałam mnóstwo obaw. Ale raczej były to obawy „młodej” mamy niż związane bezpośrednio z życiem na jachcie. Przede wszystkim najważniejsze było dla mnie zdrowie Bruna, dlatego odpowiednio się do tego przygotowaliśmy. Wykupiona polisa ubezpieczeniowa, która dawała mi możliwość kontroli stanu zdrowia dziecka była dla mnie podstawą. W całej Europie obowiązek szczepień jest podobny. Także i my szczepiliśmy Bruna zgodnie z książeczką szczepień. I tak, muszę się przyznać, obawiałam się przestrzeni. Na szczęście okazało się, że to najmniejszy problem. Dla dziecka nawet lepiej, ponieważ byłam zawsze w zasięgu ręki. Szybko dostosowaliśmy się do życia na Sputniku. Moje obawy się nie potwierdziły i ocena, że jestem złą mamą nie miała by dla mnie żadnego potwierdzenia. Na jachcie spędzaliśmy tyle czasu ile jest konieczne, jednak większość czasu spędzaliśmy na lądzie. Tak naprawdę wszystko zależy od naszej wyobraźni i dziecko nie jest żadną przeszkodą w realizacji marzeń, wręcz przeciwnie. Dzięki dzieciom poznajemy też siebie.  

 

Żeglowanie z dziećmi to zupełnie inne żeglarstwo – jakie są głównie różnice? Na co zwracać szczególna uwagę przy planowaniu trasy?

Mateusz: Przede wszystkim należy unikać żeglowania w złych warunkach. Bobasy wbrew pozorom całkiem nieźle znoszą falowanie i rzadko dotyka je choroba morska, ale matka obciążona całodobową opieką nad dzieckiem ma wtedy szczególnie trudne zadanie do zrealizowania. Nie ma też sensu planowanie długich przelotów, bo zarówno dziecko jak i rodzice potrzebują czasem rozprostować kości na większej przestrzeni i przełamać monotonię podstawowych czynności i obowiązków. Trzeba też starannie planować zaopatrzenie jachtu. Warto pamiętać, że ulubione pieluchy czy pokarmy mogą być czasem trudne do zdobycia w sąsiednim kraju. Niektóre marki produktów mogą być tam zupełnie nie znane, a w małych miejscowościach i na wyspach może być problem z zaopatrzeniem sklepów. Bywało tak, że w lokalnym markecie brakowało dokładnie tego rozmiaru pieluch, którego akurat szukaliśmy.

Z dzieckiem zmienia się też trochę charakter żeglowania. Przynajmniej tak jest w naszym przypadku. Wcześniej mogliśmy sobie pozwolić na większą swobodę w wyborze odwiedzanych miejsc i nic nie mogło nas powstrzymać przed spontaniczną wyprawą w głąb lądu, natomiast teraz na pierwszym miejscu jest logistyka. Każdy ruch wymaga od nas większego planowania i pochłania więcej naszej energii. Chodzimy wcześniej spać i towarzysko udzielamy się troszkę mniej niż wcześniej, ale za to jesteśmy zazwyczaj najlepiej zorganizowaną i przygotowaną załogą w każdej marinie, gotową w każdej chwili na szybki klar jachtu i błyskawiczne oddanie cum. 

 

Karolina: Oczywiście, żeglowanie z dziećmi to zdecydowanie inne żeglarstwo. Zależy od wieku dzieci. W naszym przypadku, opieka nad Brunkiem spoczywała na moich barkach. Musieliśmy podzielić obowiązki podczas żeglugi. Zawsze pływaliśmy w dobrych warunkach, powoli bez pośpiechu. Na spontaniczność nie ma już miejsca. Dokładnie planujemy trasę i ewentualny plan b. Szczególną uwagę zwracaliśmy na zafalowanie. Chcieliśmy żeglować w komfortowych warunkach, które pozwolą mi z Brunem wyjść na pokład. Jak do tej pory doskonale się to sprawdza.

Wróciłaś z Brunem do Polski po kilku miesięcznym pobycie na pokładzie Sputnika. Dlaczego ?

K: Tak, dokładnie po 8 miesiącach żeglowania. Na mój powrót do kraju miało wpływ wiele czynników. Po pierwsze razem zadecydowaliśmy, że nie przekraczamy razem Atlantyku. Sputnik nie jest do tego odpowiedni i uznałam, że nie ma sensu ryzykować. Bruno wkroczył w etap raczkowania i to mocno by go ograniczyło. Po drugie częste dwu, trzydobowe przeskoki najzwyczajniej mnie zmęczyły. Czułam potrzebę dłuższego zejścia na ląd by nacieszyć się rodziną i przyjaciółmi. Po trzecie zaplanowaliśmy rodzinne spotkanie na Wyspach Kanaryjskich, na które przyleciała Mateusza mama i razem wróciłyśmy do Polski. Po samotnym przeskoku Mateusza przez Atlantyk dołączyłam jednak do niego na Karaibach i od trzech tygodni kontynuujemy naszą rodzinną przygodę.

Dziekuję Wam serdecznie za rozmowę. Będziemy nadal obserwować Wasze przygody i trzymać kciuki za realizację planów.

Dzieci rosną, a jachty nie chcą. Obecnie Mateusz i Karolina szukają większego jachtu, na którym aktywny szkrab będzie mógł zaspokajać swoją potrzebę ruchu. Planują również sprzedać Sputnika, który sprawdził się jako dobry jacht zarówno w żegludze rodzinnej jak i w czasie samotnego pokonywania Atlantyku.

 

 

O rejsie „Sputnikiem dookoła świata” czytać można na stronie: http://sputnikteam.pl/

fot. Mateusz i Karolina Stodulscy

Komentarze