Niecodzienny załogant „Olandra”

0
631

 

Duży i mały Franek…

 

Zawsze pogodny, chętny do pomocy przy wszystkich pracach pokładowych, chociaż najczęściej „zrośnięty” z aparatem fotograficznym, z teleobiektywem wycelowanym w jachty startujące lub wchodzące na metę kolejnych bałtyckich etapów III Regat Zachodniopomorskiego Szlaku Żeglarskiego Bakista Cup 2015. Na start regat przyjechał do Świnoujścia pociągiem ze Śląska, z rodzinnych Tych, i do ich zakończenia przygotowywał obszerny serwis zdjęciowy, dołączany na bieżąco do relacji Piotra Stelmarczyka…

 

Dla Franka Długajczyka był to praktycznie pierwszy rejs pełnomorski, bałtycki, na pokładzie pięknego oldtimera „Olandra”, i to od razu w obsłudze regat. Wcześniej pływał tylko z kolegą żaglówką na Mazurach, a jego pasją życiową jest fotografika i dlatego też trafił na „Olandra”, dzięki fotograficznym kontaktom z Markiem Wilczkiem i Piotrem. Ot, jeszcze jeden Ślązak na morzu, jak wielu innych, ale Franek był niecodziennym naszym załogantem. Miał 29 lat, żona Zofia spodziewała się trzeciego dziecka, gdy wracając do domu chciał sobie skrócić drogę przez tory kolejowe, przy których potknął się tak nieszczęśliwie, że stracił przytomność. Ocknął się w szpitalu bez obu nóg, które stracił poniżej kolan…. – Nie załamałem się dzięki żonie. Sąsiedzi współczuli jej, że musi opiekować się mężem kaleką, ale ja szybko nauczyłem się radzić sobie samodzielnie, nawet sam wieszałem pieluchy na balkonie, a tych przez lata nie brakowało…

Franek ma teraz 59 lat, jest ojcem siedmiu synów i trzech córek (!) – wszystkie z tą samą cierpliwą i wspaniałą żoną, mają też już dwóch wnuków. Franek pobiera rentę i pracuje, jeździ samochodem przystosowanym do obsługi bez pomocy nóg, porusza się sprawnie „na kolanach” (chronionych przez specjalne skórzane ochraniacze), albo zakłada protezy i długie spodnie, i wtedy na ulicy niczym nie odróżnia się od większości przechodniów. Wszedł nawet w ten sposób na …Baranią Górę. Na pokładzie naszego żaglowca i w portach  też raz był „mały”, raz „duży” –  jak na moich zdjęciach, na zrobienie i pokazanie których dostałem bez problemu jego zgodę.

Franek dzieli się z wszystkimi optymizmem i radością życia. Może kiedyś znowu popłyniemy gdzieś razem, albo spotkacie go na ulicy w Tychach, na dworcu kolejowym w Szczecinie, albo na sudeckich szlakach. Franek, trzymaj się…

 

                                                                                           Wiesław Seidler

 

  Na zdjęciach: Franek na pokładzie „Olandra” (na moich zdjęciach), i na Baraniej Górze

Komentarze