Archipelag wysp Strofades – co zobaczyła załoga jachtu „Perła” ?

0
945

Za zgodą Jerzego Kulińskiego

Paweł Oska w odległości około 30 mil na W od Peloponezu znalazł „prawdziwy raj” i właśnie o tym miejscu powiadomia Czytelników SSI. Może lektura tego newsa nieco przyhamuje napływ maili pouczających, przywołujących mnie do porządku (etykieta) i przypominających co należy do moich obowiązków. Jeden plus – przynajmniej nikt do tej pory mnie nie upomniał abym nie pił przy klawiaturze. 

No więc jak? 
Wyciągacie mapy i przygladacie się gdzie to jest, jak tam i skąd dopłynąć. Jeżeli do lata cała ta Grecja się nie rozsypie. Politycznie, organizacyjnie i finansowo sytuacja tego kraju znowu marnieje. Mimo wszystko liczcie na ciąg dalszy relacji Pawła.
Z góry dziękuję.
Czyli planujcie, ale z uwzględnieniem „wariantu B”.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
—————————————-
Raj, Panie … 
Celem eksploracji zeszłorocznych (2014) wakacji dla „Perły” i jej załogi miały być podobnie jak w roku ubiegłym wody morza Jońskiego, które zamierzaliśmy opuścić poprzez Kanał Koryncki aby zacząć eksplorować Morze Egejskie. 
Z taką myślą w głowie płynąłem sobie sam na sam z morzem na Korfu, gdzie za kilka dni miała wylądować moja stała załoga w postaci Żony Justyny oraz córek Zosi (14 lat) i Antoniny (6 lat). W poprzednich sezonach w tym składzie przeprowadziliśmy Perłę z Amsterdamu na Morze Śródziemne, by poprzez wybrzeże francuskie i włoskie dotrzeć do Grecji.
Zatrzymałem się więc w przepięknej Mandraki Yacht Club Corfu. Istny raj!
Mając kilka dni rozpoznałem miasto, zaprowiantowałem jacht i odebrałem z lotniska moją załogę. Po dwóch dniach zatankowaliśmy jacht i poszedłem pożegnać się z miłą obsługą klubu. W trakcie przemiłej rozmowy ze starszą Panią, która aktualnie pełniła funkcje bosmanki opowiedzieliśmy o swojej planowanej trasie, przez Kanał Koryncki, na co ta spojrzała na nas oburzony wzrokiem i stwierdziła, że prawdziwa Grecja to zachodni i południowo-zachodni Peloponez i w żadnym razie nie możemy tamtędy nie popłynąć. Opowiedziała nam o czasach swojej młodości, keidy to jako mieszkanka Aten podróżowała w tamte rejony, gdzie przyroda była dziewicza, jedzenie wyśmienite a turystów wogóle. Jedno miejsce polecała nam w szczególności: Elafonisos! Rajska wyspa trochę na północ od przylądka Maleas, z przepięknymi zatoczkami i piaszczystymi, szerokimi plażami. Pani kompletnie się rozpłynęła w swoich opowieściach a my tak się zasłuchaliśmy, że koniec końców postanowiliśmy zmienić trasę naszego rejsu! Sama nazwa wyspy była czarodziejska i ilekroć wspominalismy po drodze spotkanym Grekom 
dokąd to płyniemy, spotykaliśmy się z tym samym zachwytem Pani z Korfu.
 
 


Tak więc ruszyliśmy na południe, poprzez Paxos, przecudne Antipaxos, Lefkadę, Itakę, Kefalonię i Zakhintos dotarliśmy do pierwszego portu na Peloponezie – Katakolon. Zwiedziliśmy starożytną Olimpię, która znajduje się niedaleko i powoli myslelismy o dalszej podróży, kiedy to zaczepił nas Grek. Od słowa do słowa dwoiedzieliśmy się od niego, że to wcale nie Elafonisos jest tym Rajem! Raj jest bliżej niż myślimy – to Archipelag wysp Strofades, od którego dzieli nas tylko 30Mm. Nasz Grek był tak zachwycony i tak długo i namiętnie opowiadał o historii, faunie i florze tych dwóch wysp tworzących archipelag, że jak zwykle dalismy się namówić. 

Nad ranem oddaliśmy cumy i ruszyliśmy w morze. Pogoda była dobra, wiała równa czwórka i pełnym bajdewindem zmierzaliśmy do celu. Po dwóch godzinach wiatr stężał i grot dostał od razu dwa refy. Genua została także zmniejszona do rozmiarów foka. Zaczęła się wybudowywać fala, która na kilka mil przed wyspami osiągnęła około 2 metrów. 

Mamy w zwyczaju wydawać trał – czyli wystawiać wędkę i holować przynęty. Mieliśmy szczęście, właśnie w momencie, kiedy wiatr zaczął dość znacznie przybierać na sile kołowrotek zaczął szaleńczo wydawać żyłkę. Złapaliśmy rybę!. Grot poszedł w dół aby zwolnić i zacząłem wybierać z mozołem naszą zdobycz. W zasadzie to starałem się ją podholować po burtę, aby Justyna mogła ją podebrać osęką. Trwało to trochę czasu zanim naszym oczom ukazał się piękny, około 1,5 metrowej długości tuńczyk. Z wielkim wysiłkiem udało się go podholować pod rufę. Ryba wydawała się pogodzona z losem. Przestała się szarpać i walczyć. Aż tu nagle daje nura pod jacht i to z taką siłą, że wędka zgięła się wpół. Potem na chwilę odpuściła by ponowić szaleńczą próbę uwolnienia się. Tym razem niestety ze skutkiem dla niej pozytywnym.
Z wody wyciągnąłem tylko żyłkę z przyponem. Poszło stalowe kółko łączące przynętę z przyponem. Nieszczęśliwy obiecałem sobie, że następnym razem wszystko razem ze sobą powiążę, pomijając słabe ogniwa łańcuch.

obraz nr 2

 

Komentarze