Marek Borowski o zwykłym rejsie

0
512

Za zgodą Jerzego Kulińskiego

Już kilka razy i to w różnych miejscach pisałem, że lubię i cenię szczeciński JK AZS. Bo to jeden z ostatnich, a do tego wielki prawdziwy klub, a nie jakaś tam marina, czyli komercyjny interes. Ten jachtklub to społeczność  armatorska, to dobrane towarzystwo. Nie będę się rozpisywał – zajrzyjcie do okienka http://www.jkazs.szn.pl/ (drugi link na lewym marginesie SSI). Poczytacie sobie o rejsach i klubowym życiu towarzyskim – np. o wodowaniu żeglarskiej książki, niepodległościowym grillowaniu, grabieniu liści, zapalaniu światełek pamięci czy o koncertach na wodzie. Poprzednie pokolenia szczecińskich żeglarzy – mobilizują.

Żeglować także potrafią towarzysko. Dziś newsik Marka Borkowskiego o rekreacyjnym rejsie flotylli JKA AZS do Niemiec i Danii. Czy w jakichś innych jachtklubach coś takiego dziś jeszcze się praktykuje?
A jeżeli tak, to podwójne brawa !
Jacht Marka to te zgrabne maleństwo „RoES” (tylko 22 stopy!) po prawej.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
———————————
PS. Ale dlaczego wracali wydeptaną już ścieżką przez Strelasund, Greifswalder Bodden i Peenestrom do Karnina ? Widoku Arkony nie znoszą ?
———————————
Rejs 2014 (2)
W minionym sezonie, jak co roku, kilkanaście jachtów z JK AZS Szczecin pływało po Bałtyku. Między innymi trzy jachty: „Aspoletka” (Trio 80), „Chata II” (Aphrodite 29) i „RoEs” (Cruiser 22) 21-go czerwca popłynęły we wspólny rejs po wodach niemieckich i duńskich.

flotylla
.
Niemieckie wody wewnętrzne (Peenestrom, Greifswalder Bodden i Strelasund) przepłynęliśmy ekspresowo, chcąc mieć więcej czasu na Danię. Zatrzymywaliśmy się na noclegi kolejno w marinach Karnin, Kroeslin i Barhoeft. Z tego odcinka utkwił nam w pamięci przesympatyczny i niezwykle kompetentny bosman z Barhoeft.
Przeskok przez Bałtyk wykonaliśmy pod spinakerami przy pięknej pogodzie i wietrze 2 – 3 B ze wschodu. Cumowaliśmy w Gedser. Na podejściu zielone boje należy mijać lewą (!) burtą.
W Danii standardem jest opłacanie postoju i usług w automatach przy użyciu kart płatniczych. Niewykorzystane usługi automat zwraca gotówką. Płaciliśmy na ogół 130 DKK za postój i 60 DKK za prysznice dla dwóch osób. 
Następny etap to podróż pięknym fiordem po dobrze oznakowanym torze do Nykobing Falster.

trasa
.
Mosty na wewnętrznych wodach duńskich otwierane są na życzenie. Prośbę o otwarcie mostu stanowi flaga kodu N podniesiona pod salingiem.
Kolejnego dnia, przy dość silnym wietrze (4 – 5 z NW), przemieściliśmy się na wyspę Omoe, halsując ¾ dystansu. Piękna żeglarska robota trwająca cały dzień. Podejście do portu (od NE) zupełnie bez oznakowania. Bez plotera raczej nie ma mowy o bezpiecznym wejściu.
Omoe to piękna rolnicza wyspa zamieszkała przez 160 osób. Ciekawostką dla nas były, spotykane nie tylko tutaj, przydomowe samoobsługowe stoiska z produktami rolnymi, bądź rzemieślniczymi.

Nazajutrz trawers Wielkiego Bełtu do Svendborga, z halsówką w drugiej części drogi. Jest tam kilka marin, wybraliśmy tę koło mostu. Krótki spacer po mieście i drobne zakupy.
Następny dzień to przjście do Bagenkop (wyspa Langeland, na południowym jej krańcu) z kilkugodzinnym postojem w Marstal. Jeszcze w Svendborgu przeżyliśmy szok z powodu plagi meduz tworzących kożuch na powierzchni wody. 

Marstal to piękne, niewielkie miasteczko, wielce zasłużone dla duńskiej żeglugi. Było siedzibą wielu starych armatorów.
W Bagenkop cumowaliśmy w dużej, wyposażonej we wszelkie udogodnienia marinie.
Z zamierzonej wizyty w Laboe zrezygnowaliśmy z powodu niesprzyjającego wiatru. Na razie mieliśmy dosyć halsowania. Popłynęliśmy do Grossenbrode i zatrzymaliśmy się w kameralnej marinie (z miłym bosmanem) tuż za mostem na Fehmarn. Nazajutrz relaksowe przejście do kolejnej mariny w Grossenbrode, przy stoczni jachtowej Klemens GmBH. 
Następnego dnia przy słabym wietrze przepłynęliśmy do do Kuehlungsborn. Ogromna, całkiem nowa marina wspaniale wyposażona. Miasteczko typowo wczasowe. Po noclegu krótki rejs do Warnemuende (marina Hoche Duene). 
Po nocy mozolna żegluga (połowa dystansu na silnikach, od Darsser Ort na żaglach) do Barhoeft, gdzie zamknęliśmy pętlę.

Powrót tą samą drogą, przez Strelasund, Greifswalder Bodden i Peenestrom do Karnina.
Żeglarski i wytrzymałościowy egzamin zdawaliśmy na Zalewie Szczecińskim w obie strony. Zmagaliśmy się ze złośliwym (odpadał razem z nami) wiatrem o sile do 7B prosto w dziób.

W ciągu trzytygodniowego rejsu, śpiąc w portach każdej nocy, przepłynęliśmy 520 mil, nie licząc halsowania.
Ani razu nie byliśmy niepokojeni przez straże graniczne i celników.
Marek

Komentarze